
Dzieło studia Night School od samego początku zapowiada się jako standardowa przygodówka o nasto(dwudziesto?)latkach zmierzających promem na wyspę, która służy im za miejsce corocznego, odstresowującego balowania. Sama wyspa zdaje się być nieco zapomnianą atrakcją turystyczną, której zakamarki skrywają nęcące i niewyjaśnione tajemnice...
Screen z gry "Oxenfree" (źródło: rozgrywka własna)
Zacznę bezpośrednio, od postawienia tezy, że „Oxenfree” jest nieskazitelnym przykładem, pokazującym ile w grze wideo znaczy sama fabuła. Co zabawne, ja sam uważam ją (i sposób jej „podania”) za jedyny duży plus w tym całym przedsięwzięciu. Wszak działa on na zasadzie kwitnącej oazy wśród pustynnych wydm - dlatego właśnie odmawiam „spoilerowania” opowieści, choćby w najmniejszym stopniu... Po prostu trzeba poznać ją osobiście.
Skoro wstępnie już namalowałem wystarczająco śliczną laurkę, pora przejść do rzeczy „nietrybiących”, takich jak interakcja - zarówno interpersonalna, jak i względem otoczenia.
Screen z gry "Oxenfree" (źródło: rozgrywka własna)
Pomysł na prowadzenie dynamicznych dialogów (coś à la „The Walking Dead”) pomiędzy główną bohaterką, a jej przyjaciółmi (oraz innymi „bytami”) wydawał się całkiem zmyślny. Nasze rozmówki miały odbywać się w formalnym czasie rzeczywistym, czyli bez „pauzy dialogowej” i z ograniczonym czasem reakcji. Nie wiem jak inni, ale według mnie był to chybiony strzał. Trzy chmurki dialogowe (spośród których można, ale nie trzeba, wybrać jedną) pojawiają się na stosunkowo zbyt krótko, by gracz mógł odpowiednio zorientować się w sytuacji. Pół biedy, gdy wymiana zdań odbywa się w miarę intymny sposób – pomiędzy dwiema osobami. Najgorzej jest podczas bardziej tłumnych debat, za którymi najzwyczajniej w świecie nie nadążałem, gdy moja postać chciała się do nich przyłączyć (a wówczas ja musiałem, na chybcika, wybrać opcję dialogową).
Odejmując stricte fabularne punkty (które są niesamowite), to możliwość kontaktu z otoczeniem jest z kolei okrutnie licha: czasem możemy zebrać coś z collectibles, czasem gdzieś usiąść, a czasem czemuś się przyglądnąć... „Metafizyczne” radio, w które zaopatrzona jest nasza postać, ratuje jeszcze troszkę sytuację swoją możliwością „wyłapywania ciekawostek” z eteru. Wiem, że „Oxenfree” nie miał być w zamyśle żadnym sandboxem, ale twórcy mogli wykazać się w tej materii troszkę bardziej.
Screen z gry "Oxenfree" (źródło: rozgrywka własna)
Po wszystkich obszarach wyspy jesteśmy prowadzeni liniowo, aż do bólu. Jest tu parę bocznych ścieżek, dzięki którym dostać się możemy do „znajdziek”, ale to wszystko wrzucono na zasadzie „alibi" i na tym skończmy.
Miło się patrzyło na quasi-impresjonistycznie tła, które odpowiednio oddawały klimat samej przygody – jednocześnie, w umiejętny sposób dodano do nich motywy muzyczne. Może właśnie to sprawiło, że potrafiłem jakoś przecierpieć wymienione wcześniej słabostki gry.
Screen z gry "Oxenfree" (źródło: rozgrywka własna)
„Oxenfree” to na dziś ciekawa pozycja z przystępną ceną (za swoją kopię zapłaciłem ok. 30 zł). Sama rozgrywka trwa 5-7 godzin i chociaż od samego gracza nie wymaga się tu za wiele, to „interaktywny" widz będzie miał możliwość zetknięcia się z bardzo niepokojącą i kontemplacyjną historią...
Screen z gry "Oxenfree" (źródło: rozgrywka własna)
...niejeden raz.
Ocena: 7,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Autor recenzji publikuje też na portalu Filmweb.pl pod nickiem _GsHock_
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję