6 238
7 159 min.
Recenzje filmów
Filmaniak01 (1931 pkt)
2224 dni temu
2018-10-12 15:27:22
Tym właśnie jest Venom – prawdziwym złem przybyłym na Ziemię w 1984 roku. Wówczas ukazał się pierwszy komiks z udziałem tego anty-bohatera w zeszycie „The Amazing Spider-Man #258”. Ku zaskakującemu pozytywnemu odbiorowi licznych czytelników, Venom doczekał się swoich występów w następnych odsłonach serii, opowiadających o przygodach niezapomnianego Spider-Mana. Wraz z upływem lat fascynacja tym demonicznym arcywrogiem Człowieka-Pająka wzrosła niesamowicie do góry… czyniąc go obok sławnego Petera Parkera najbardziej rozpoznawalną personą w uniwersum. Nic więc dziwnego, że zaledwie siedem lat później Marvel postanowił utworzyć osobną serię pod nazwą „Venom Super Special”.
Venom jednak nigdy nie miał łatwo na swojej filmowej drodze. Przez długi czas kolejni twórcy nie mieli pomysłu na przedstawienie kultowego anty-bohatera na wielkim ekranie. Pierwszą, niestety nieudaną symbiozą z widzem było ukazanie Venoma w „Spider-Manie 3” jako alter-ego Petera Parkera. Co prawda samo pojawienie się Symbiota było z pewnością rzeczą pożądaną przez oglądającego… ale chyba nie w takiej wersji. Wygląd stwora był koszmarny, a Topher Grace w tej roli co najwyżej bardzo przeciętny. Mimo to ten nieudany występ nie obniżył popularności Venoma – wręcz przeciwnie, widzowie jeszcze bardziej wyczekiwali jego ponownego powrotu w lepszej wersji. Jednak nikt nie chciał podjąć tak wielkiego ryzyka. Dopiero, gdy Sony z Marvelem porozumieli się na temat stworzenia wspólnej wersji kinowej Spider-Mana, to pojawiło się dla niego światełko w tunelu. W ten sposób na swój osobny film Venom musiał czekać aż od 2016 roku. Pozytywne nadzieje wzrosły jeszcze bardziej wraz z informacją o tym, że w roli głównej zobaczymy znakomitego brytyjskiego aktora, Toma Hardy’ego.
Pierwsze zwiastuny faktycznie zwiastowały mrożący krew w żyłach thriller wymieszany z science-fiction. Niestety wraz premierą filmu w internecie pojawiły się coraz bardziej negatywne opinie krytyków, którzy porównywali go do beznadziejnej „Fantastycznej Czwórki”. Czy jednak w rzeczywistości „Venom” jest aż tak katastrofalnym filmem, jak wszystko na to wskazywało? I tak… i nie.
Obraz Rubena Fleischera, reżysera „Zoombielandu”, rozpoczyna się w momencie, gdy na Ziemi rozbija się statek kosmiczny tajemniczej organizacji Life Foundation. Ich wyprawa miała na celu zdobycie informacji naukowych. Jednak przywieźli coś jeszcze – Symbioty. To nieznane istoty, zdolne przenikać ciało człowieka, a w połączeniu z nim tworzyć istotę o nieograniczonej sile, zdolności regeneracji uszkodzonych tkanek i podwyższania wszelkich umiejętności. Część probówek znika i tylko jeden z astronautów uchodzić życiem z kraksy. Dochodzi w nim jednak do zmiany – staje się agresywny i pełny gniewu.
I już w tej początkowej sekwencji dochodzi do pewnego komplikacji i sprzeczności związanej z niezgodnością w stosunku do komiksów. Jako wieloletni fan tej postaci, muszę zaznaczyć, że Symbioty choć przypominają kształtem nieuregulowaną materię, to w rzeczywistości są istotami żywymi, zdolnymi do życia i funkcjonowania. A człowiek pełni tu jedynie rolę nosiciela, który byłby w stanie spełnić ich wszystkie zachcianki. A co za tym idzie można je bez wątpienia określić mianem istot myślących, które wiedzą, czego chcą. Dlatego też w komiksach Symbioty nigdy nie były uległe człowiekowi. I być może przedstawienie tej obcej rasy może wydawać się zbyt podobne „Obcego”, lecz warto pamiętać, że te istoty nie mają ze sobą prawie nic wspólnego. Trudno jednak przedstawić genezę Symbiotów, skoro w komiksach same załatwiły sobie „transport na Ziemię”. Gdyby odwzorować to 1:1, to byłaby to istna inwazja kosmitów. Ruben Fleischer postawił na inne rozwiązanie – zbudowanie tajemnicy, stworzenie fascynacji człowieka obcą rasą… i początkowo to naprawdę dobrze działa. Wstęp „Venoma” nie sugeruje, że ten film może być zły. Jest sporo akcji, napięcia i tajemnicy. Niestety wraz z czasem ta niesamowita perspektywa mrocznego science-fiction wymieszanego z thrillerem zostaje niesłusznie odstawiona na bok…
Główne problemy związane z „Venomem” pojawiają się w momencie rozwinięcia jego fabuły. Główny bohater Eddie Brock (Tom Hardy), dziennikarz, który w swoich programach nie boi się poruszać gorących i kontrowersyjnych tematów, ma idealne życie. Świetnie zarabia, uwielbia go spore grono zwolenników, a w dodatku kocha go piękna prawniczka (Michelle Williams). Wszystko ulegnie zmianie, kiedy otrzyma od szefa stacji zadanie przeprowadzenia wywiadu z wpływowym wizjonerem Dr Carltonem Drakiem (Riz Ahmed). W poszukiwaniu prawdy dziennikarz zdobędzie na niego obciążające informacje, które zapragnie przedstawić w swoim najnowszym programie. Niestety już dzień później zostanie zwolniony z pracy, a Anne zerwie zaręczyny.
Opuszczony przez wszystkich, bez pracy, Eddie stacza się na sam dół (spędza większość czasu na piciu alkoholu w barze). Do momentu, kiedy Dr Dora Skirth (Jenny Slate) poprosi go o pomoc w powstrzymaniu coraz to bardziej niebezpiecznych działań Drake’a. Eddie postanawia zrewanżować się na Life Foundation za zrujnowanie życia, przy okazji odkrywając szokującą prawdę, która wywróci jego cały świat do góry nogami i zamieni w odrażającą kreaturą, zwaną Venomem.
Problem „Venoma” nie polega tylko na tym, że ekranizacja nie zgadza się z treścią komiksów, ale przede wszystkim z tego względu, że sami twórcy wyraźnie nie wiedzą, co chcą stworzyć. Bo choć sam początek jest pełen napięcia – po ulicach biegają zarażeni ludzie, co przywodzi na myśli serial „The Walking Dead”, tak później cała ta aura niepokoju… znika. Zamiast tego skupiamy się na żmudnym życiu dziennikarskim Eddiego Brocka. Owszem, czemu nie – w końcu to główny bohater filmu i należałoby poznać jego motywację oraz historię. Pytanie tylko brzmi – dlaczego Ruben Fleischer zrezygnował z mroku, a rozwinął wątek sztucznej i stereotypowej relacji Eddiego z Anne? Pierwsze pół godziny „Venoma” to istna męczarnia dla widza.
Ten brak zdecydowania skutkuje brakiem symbiozy z resztą fabuły. Nie trzeba być specjalnie uzdolnionym geniuszem naukowych, by bez problemów stwierdzić, że wina stoi po stronie zespołu scenarzystów, składającym się z: Scotta Rosenberga, Jeffa Pinknera, Kelly Marcel oraz Willa Beally’ego, którzy kompletnie nie potrafią zbudować napięcia w filmie i w wielu momentach całą historię opierają o bardzo mocno naciągane zachowania poszczególnych bohaterów. Doskonałym tego przykładem jest główny bohater Eddie Brock, który choć sprawia wrażenie równego gościa, który wie na czym polega biznes – to jednak później popełnia tyle gaf za jednym razem w jednym programie, że naprawdę ciężko dać wiarę, że to może być dziennikarz. Podobnie mądrością nie grzeszy jego wybranka, która nawet ważnych plików nie potrafi zabezpieczyć. Dodatkowo dialogi bohaterów oferują w typowe „młodzieżowe” słowa, a sama fabuła jest do bólu przewidywalna. Nie ma tu żadnych momentów zaskoczenia ani strachu.
Na szczęście później „Venom” krok po kroku zaczyna powracać na właściwe tory, a Ruben Fleischer jakby na nowo przypomina sobie, co tak właściwie obiecywał fanom filmu. Wówczas nasz odważny „bohater” Eddie Brock wkracza do budynku Life Foundation… i tak w zasadzie to dopiero od tej pory zaczyna się cokolwiek dziać na ekranie. Akcja włamania Eddiego wraz z towarzyszącą mu Dr Dorą Skirth w końcu dostarcza jakiś emocjonalnych doznań oglądającemu, z powrotem wyczuwalne jest napięcie i tajemnica za drugą stroną drzwi, które wystarczy otworzyć, by je odkryć. Przez pewien czas można więc odczuć wrażenie, że jest naprawdę nieźle. Ruben Fleischer wyraźnie ma smykałkę do kręcenia mrożących krew w żyłach scen, ale tym bardziej niezrozumiałym faktem jest to, że tak mało korzysta ze swojego daru. Bo choć akcja w Life Foudation naprawdę jest nakręcona na bardzo przyzwoitym poziomie, to za chwilę reżyser przerywa swoje zapędy i z powrotem skupia się na życiu doczesnym Eddiego, ukazując jego przydługi etap przemieniania się w Venoma. To film strasznie nierówny (bardzo przeciętny montaż potęguje to wrażenie), przez co raz dostarcza on emocjonujących wrażeń widzowi, by zaraz potem uśpić go melodramatyczną otoczką, zupełnie nieodpowiednią dla genezy tak tajemniczej postaci.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Venom" – Symbioza potwora
Więcej artykułów od autora Filmaniak01
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.388