6 254
7 176 min.
Recenzje filmów
Filmaniak01 (1931 pkt)
2232 dni temu
2018-10-12 15:27:22
Sama jednak relacja Eddiego Brocka oraz Venoma zaskakuje. Fleischer poświęca jej dużo czasu. Przez co jesteśmy w stanie bliżej przyjrzeć się temu duetowi, a także poznać motywacje obojga. Fajnie wypada etap „odpuszczania sobie nawzajem”, który objawia się początkowym sporem, a skutkuje w efekcie kompromisem. Widz w ten sposób ma realną szansę na zrozumienie psychiki człowieka, który najpierw musi rozegrać batalię z własnym alter-ego, by następnie zrozumieć jego prawdziwą naturę. Lubię takie relacje z samym sobą i tym bardziej cieszę się, że w tym przypadku się to sprawdziło. Tom Hardy – to właśnie jego zasługa. Wciela się w głównego bohatera, ale i jednocześnie podkłada głos Venomowi. Jego słowne batalie między sobą przywodzą na myśl kreację braci-bliźniaków Krey z „Legend”. Aktor tworzy tu nieco odmienny wizerunek, w którym najważniejsze jest nie wzajemna współpraca, a zaufanie i ustępstwa względem drugiego ja. I jestem pewien, że poza Tomem Hardy’m niewielu aktorów byłoby w stanie tak dobrze ukazać tą relację.
Niestety, nawet w związku z ukazaniem tej dosyć niecodziennej relacji w świecie superbohaterskim, pojawiły się pewne komplikacje, wynikające głównie z przeładowania humorystycznego, wyczuwalnego momentami bardzo mocno w dialogach pomiędzy Eddiem, a Venomem. Co prawda w rozmowach pojawia się jednocześnie mrok, a sam Symbiot bardzo często wyraża swoją chęć odgryzienia komuś głowy, ale tak w zasadzie to by było na tyle. Gdyby jeszcze humor był skierowany w stronę dorosłej publiczności, ale te wszystkie gagi stoją na tym samym poziomie dojrzałości, co w każdym widowisku ze stajni Marvela. Żarty nie należą do zbytnio trafionych i wyraźnie są nastawione pod kryteria młodszej publiczności. Na szczęście nie ma ich zbyt wiele. A i tak pomimo tylu wad, relacja Eddiego i Venoma należy do jednych z największych atutów tego filmu.
Hardy niesie na barkach ciężar całego obrazu i jest jedynym filarem trzymającym ten film w posadach. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co by się stało z „Venomem”, gdyby nie było w nim Hardy’ego. Naprawdę nie wiem jak on to robi, ale nawet z tak beznadziejnego scenariusza, pełnego głupot fabularnych i niezrozumiałych decyzji poszczególnych bohaterów, jemu i tak się udaje wykrzesać coś atrakcyjnego i na podstawie tych resztek zbudować świetną rolę. Ale jak on tego dokonuje – tego nie potrafię zrozumieć. Nikt inny nie zdołałby oddać tak skomplikowany charakter Eddiego Brocka (ewentualnie Matthew McConaughey). Również w scenach kaskaderskich ten Tomek niczym inny Tomek z „Mission: Impossible” radzi sobie bez zarzutów.
Ale już drugi plan kuleje. Reszta bohaterów jest nijaka. Szczególnie zawodzi Michelle Williams w roli ukochanej Eddiego, Anne Weying. Pomiędzy nimi nie brakuje może chemii, ale nie wygląda to też na specjalnie mocne uczucie, zdolne przezwyciężyć wszelkie trudności – taki tam przelotni romans. Szkoda, bo przecież Michelle Williams to utalentowana aktorka, która ma ponadprzeciętne umiejętności. Druga rola żeńska też jest spłycona. Jenny Slate w roli Dr Dory Skirth jest za mało na ekranie. Kompletnie nieudanym tego uzupełnieniem jest Riz Ahmed w roli głównego przeciwnika Venoma, Carltona Drake’a, wpływowego biznesmena z planem stworzenia idealnej rasy. Aktor zwyczajnie nie pasuje do tej roli. Co inaczej jest zagrać skonfliktowanego bohatera, a wcielić się w antagonistę. Carlton Drake pełni tu bowiem jedynie rolę złego szefa, który jest zły, bo taki być musi. Nie posiada żadnych ciekawszych motywacji, czy poszczególnych cech osobowości, które mogłyby go wyróżnić na tle kilkuset innych takich kreacji. Sama przemowa o Izaaku, czy późniejsza przemiana w Symbiota Riota nie wystarczy.
Od strony realizacyjnej „Venom” prezentuje się całkiem przyzwoicie. Sama bowiem kwestia wizualna nie cierpi tak bardzo jak fabuła czy bohaterowie drugoplanowi. Na szczególne brawa pod tym względem zasługują ludzie, odpowiedzialni za stworzenie Venoma. Przed premierą filmu można było mieć spore obawy względem jego wyglądu, ale na szczęście były one całkiem niepotrzebne. Ten Symbiot wygląda przerażająco, odrażająco i budzi niepokój widza. Cieszy pod tym względem fakt, że to nie jest ten sam przeciętny poziom, co w przypadku „Spider-Mana 3”. Jednak i tutaj trzeba się trochę przyczepić, bo nie tylko zniszczono genezę Venoma pod względem scenariuszowym, ale odjęto mu parę ważnych szczegółów fizjonomicznych – jak choćby pajączka na klatce piersiowej, czego już akurat twórcom wybaczyć już nie można. I podobne uwagi można mieć też względem pozostałych Symbiotów, których w filmie poza Riotem nie jesteśmy w stanie w ogóle zobaczyć. A wielka szkoda, gdyż sam główny przeciwnik nie prezentuje się zbyt imponująco, jest zwyczajnie mówiąc „brzydki” i na ekranie nie pojawia się na długo. Symbioty w wersji pasożytów też specjalnego wrażenia nie robią, ale i tak pomimo tych licznych zastrzeżeń zarówno wygląd Venoma, jak i pozostałe efekty specjalne zostały zrealizowane na całkiem niezłym poziomie. Dopełniają je ponadto zdjęcia Matthew Libatique, które udanie tworzą klimat całości i potrafią postawić na bardziej ciemniejszą paletę barw. Także ścieżka dźwiękowa szwedzkiego kompozytora, Ludwiga Göranssona w paru momentach potrafi zadziałać emocjonalnie na widza.
A długo wyczekiwany pojedynek Venoma z Riotem? To niestety rozczarowanie na całej linii – nie dość, że mało tu walki wręcz, a wykorzystywania jedynie głupich „tricków”, to jeszcze kończy się w zupełnie głupi sposób. Na szczęście jest po napisach pewna scena, która sugeruje powstanie drugiej części i daje nadzieję na to, że jest szansa, że w przyszłości będzie tylko lepiej…
W jednej ze scen w filmie Venom łapie złodzieja na gorącym uczynku w sklepie spożywczym po czym zaczyna mu wyjaśniać, co się z nim stanie: „Zjemy twoje obie ręce i obie nogi, a potem zjemy twoją twarz. Będziesz bez rąk, nóg i twarzy i potoczysz się ulicą, jak gówno na wietrze”. Film Fleischera nie jest totalnie beznadziejny i na miano „gówna na wietrze” nie zasługuje, ale z drugiej strony nie jest to też udanym powrotem rozpoznawalnego anty-bohatera. Sporo tu fabularnych dziur, geneza Symbiota nie została dobrze ukazana. No i Fleischerowi zabrakło zimnej krwi i jaj do sprzeciwienia się producentom (czyt. zrealizowania ostrzejszych sceny). Gdyby w kolejnej odsłonie zmienić reżysera na kogoś bardziej odważnego i zrezygnować z kategorii wiekowej PG-13, rozpisać kilka ciekawszych ról drugoplanowych,usunąć akcenty humorystyczne i całość doprawić lepszą fabułą – to naprawdę jest potencjał na stworzenie świetnego thrillera o komiksowym anty-bohaterze. Oby tylko Sony dało sobie drugą szansę i wyciągnęło właściwe wnioski. Bo na razie „Venoma” nie można określić udaną symbiozą potwora, a co najwyżej odrzuconym przeszczepem zwykłego pasożyta.
Ocena: 4/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
*Autor recenzji publikuje też teksty na swoim blogu: filmaniak928693912.wordpress.com oraz jako Optimus_999 na Filmweb.pl
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Venom" – Symbioza potwora
Więcej artykułów od autora Filmaniak01
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.403