O nasChronologiaArtykułyWspółautorzyPocztaZałóż bloga
 -

"Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" – W pelerynach na poważnie - Recenzje filmów

Oto wreszcie jest, a raczej są, zdałoby się rzec. Dwóch najsłynniejszych herosów z kart DC Comics – Superman i Batman spotyka się pierwszy raz w pełnometrażowym, zrealizowanym za grube pieniądze hollywoodzkim filmie. Jeszcze kilka miesięcy temu niemal wszyscy fani i przynajmniej część krytyków trzymała kciuki, aby ten superbohaterski pojedynek ikon popkultury przeszedł do historii kina komiksowego i wbił widza w fotel. Tymczasem…

Wstęp
Treść artykułu
Galeria zdjęć
Opinie
Polecane artykuły
aragorn136 (25295 pkt)Strona WWW Autora
Ilość odwiedzin: 4 175
Czas czytania: 4 668 min.
Kategoria: Recenzje filmów
Dodano: 3440 dni temu [2016-04-02]

No właśnie. Obawiałem się, że wizyta w kinie będzie dla mnie (zaznaczę, że miłośnika Batmana) niczym przepłynięcie rzeki pełnej krwiożerczych piranii. Oczywiście, jeślibym pokładał wiarę w tym, co mówili niektórzy amerykańscy komiksowi maniacy, to spałbym spokojnie. Ale przerażająca była ta późniejsza fala hejtu i multum równającym z błotem opinii niezadowolonych recenzentów. Jeszcze bardziej śmieszno-straszna była data polskiej premiery – 1 kwietnia. Czy faktycznie „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” jest ponurym żartem, sennym koszmarem, który materializuje się na naszych oczach? Z jednej strony można odetchnąć – obraz nie jest aż tak zły, jak niesłusznie sądzi wielu profesjonalnych krytyków, jednak z drugiej strony – daleko mu do dzieła „skończonego”, wyśmienitego w swojej kategorii.

 

Akcja rozgrywa się naprzemiennie w Metropolis i Gotham po wydarzeniach z „Człowieka ze stali”. Superman z obrońcy ludzkości wyrasta na wroga publicznego numer jeden. Przez niego i w wyniku walki z generałem Zodem zginęło tysiące mieszkańców Metropolis. Dla ich rodzin i rannych to nie anioł stróż, tylko fałszywy bóg. W tych mrocznych czasach inteligentny, acz nierównoważony psychicznie bogacz Lex Luthor zrobi wszystko, aby doszło do wrogiego pojedynku między Człowiekiem ze stali – komsigrantem a Człowiekiem-Nietoperzem z Gotham. Wystarczy tylko dolać oliwy do i tak już rozgrzanego ognia (Batman nie pała sympatią do „kolegi” w pelerynie – jako biznesmen Bruce Wayne widział, jak giną jego pracownicy).

 

Reżyser Zack Snyder („300”) to prawdziwy fetyszysta (wielbiciel slow motion), dla niektórych wręcz więzień własnego fetyszyzmu, a nawet człek wypalony. To, co oglądamy na ekranie, rzeczywiście może wbić w fotel, ale w pewnym momencie zamiast zachwytu, będzie odczuwało się znużenie, a gałki oczne zostaną wystawione na ciężką próbę. CGI przez przynajmniej ¾ filmu robi wrażenie, ale im bliżej finału, razi coraz bardziej – kiedy na arenę wchodzi Doomsday, wielu krzyknie nie ze szczęścia, tylko zażenowania. Postać wygląda niczym potężny troll z „Hobbita” – „plastikowy” stwór, którego nie stworzono 1 do 1, wzorując się na komiksowym pierwowzorze. To nie jedyny aspekt, gdzie można doszukiwać się wad. „Zgwałcono” również samą narrację i scenariusz. No i jeszcze ten chaotyczny montaż w scenach akcji. Oj panowie Snyder, Goyer i Terrio przerosło Was własne ego. Gdyby tak dodatkowo rozłożyć obraz na czynniki pierwsze i dokonać szczegółowej analizy, to pękną kolejne szwy i pojawią się niezagojone rany: a to, że kilka początków i tyle samo zakończeń, a to, że za długi metraż i motywacje niektórych postaci są naciągane, że za dużo wątków upchniętych w jeden film. I ta nadęta filozofia, polityka i ponury temat mesjanizmu, a następnie typowa komiksowa rozwałka…

 

Litości panie recenzencie. Przecież nie może być aż tak słabo. Racja, wszak sporo tu dobra – plusów, które pozytywnie wpływają na całościowy odbiór. Mimo że reżyser niełatwo umie znaleźć złoty środek pomiędzy powagą a kiczem, to koniec końców „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” nieźle sprawdza się na poziomie klimatu, castingowych wyborów, a jeszcze lepiej, kiedy usłyszymy różnorodne kompozycje Hansa Zimmera, którego wspomagał Junkie XL („Mad Max: Na drodze gniewu”). Szczególnie czuć moc przy motywach Luthora i Wonder Woman.

 

Wracając do wspomnianego w powyższym zdaniu Lexa Luthora, to niestety wcielający się w niego młody Jesse Eisenberg („The Social Network”) zbytnio szarżuje, przez co raz przypomina Jokera, a innym razem Człowieka-Zagadkę, stając się karykaturą samą w sobie, a widz marzy, aby ktoś wreszcie zlikwidował tego świra. Henry Cavill już w poprzednim filmie pokazał, że pasuje do roli Supermana (choć może dla części fanów jest zbyt drewniany, ale to nietrafiony zarzut w przypadku tej postaci). Ale naprawdę „gorąco” robi się, gdy do akcji wkracza Batman oraz tajemnicza feministka Diana Prince. Wtedy działa zarówno ten mrok, jak i kicz w stylu „Xeny: wojowniczej księżniczki” (qulity pleasure jak się patrzy). Grająca ją izraelska modelka Gal Gadot (seria „Szybcy i wściekli”) potrafi przykuć uwagę. No i Ben Affleck. Ten, który miał „zniszczyć” postać Batmana, a okazał się jednym z lepszych aktorów kreujących Człowieka-Nietoperza. Jego Batman to postać z krwi i kości, mężczyzna zmęczony ciągłą walką, bezlitosny bohater, którego nawiedzają demony przeszłości i wizje przyszłości. Na takiego Mrocznego Rycerza czekałem (warto teraz dać kredyt zaufania Benowi, który stanie po obu stronach kamery przy solowym filmie o tej postaci).

 

Przy swoich wszystkich wadach, nawet jeśli potraktować go jako długi prolog do „Justice League”, film „Batman v Superman” i tak przyprawia o szybsze bicie serca (szczególnie podczas pierwszego spotkania dwóch herosów). Zgoda, że scenariusz niepozbawiony jest wad, a posępna atmosfera przytłacza, aż chciałoby się przekłuć ten napompowany balon (jedynie Alfred w wykonaniu Ironsa nieco rozrzedza poważny ton), ale trzeba pamiętać, że to nie Marvel, gdzie jest kolorowo, lekko i ironicznie. Adaptacje DC obrały zgoła inny kurs. Ta ziarnistość obrazu dodatkowo ma za zadanie budować przepaść między jedną a drugą komiksową stajnią. Jeśli ktoś lubi „Człowieka ze stali”, jest szansa, że i ten film mniej lub bardziej polubi (ja jestem w obozie tych, którzy uważają „Człowieka ze stali” za lepszy).

 

„Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” to nie tak kiepskie widowisko, jak wielu sądzi. To film któremu, bliżej do „Watchmen. Strażników” Snydera (to akurat zaleta). Dla wszystkich tych, którzy jednak będą twardo upierać się przy swoim zdaniu, że to zdecydowanie produkcja poniżej ich oczekiwań, mam dobrą wiadomość. Wielkimi krokami nadciąga bowiem pewien oddział, który może uleczyć Wasze rozgoryczenie. Już w sierpniu wkroczy na ekrany „Legion samobójców” a wraz z nim, mam nadzieję, więcej sarkazmu, akcji i frajdy. Jared Leto jako Joker, to musi być petarda!

 

Ocena: 6/10 (naciągnięta tak mocno, że szwy ledwo trzymają)

 

źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)

 

 

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję

Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:




Galeria zdjęć - "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" – W pelerynach na poważnie

Temat / Nick / URL:

Treść komentarza:

0 (0)

Filmowy33
3440 dni temu

Faktycznie to nie tak zły film, by go mieszać z błotem, ale też nie jakiś fantastyczny. Ot niezłe kino z wieloma wadami i zaletami jednocześnie. Ja raczej polecam, ale dałbym jednak ocenę tak 5/10 max. Super to jest tu Wonder Woman i Batman, ale na pewno nie Superman.
Dodaj opinię do tego komentarza

-2 (2)

pik
3440 dni temu

Lex Lithor był tak irytujący ,że też bym chciał dać mu w pysk, co do supermena... to zawsze jest drewniany bo.. inaczej nie może. Cały film ratuje Batman i mrok jaki wprowadza. Recka trafia w mój gust. Aha, Wonder Women to nie wiem po co na siłę tam wcisnęli. A na koniec.. mieszanie ze sobą komiksowych światów to zło.
Dodaj opinię do tego komentarza

Polecamy podobne artykuły

Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.

© 2025 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.356

Akceptuję pliki cookies
W ramach naszego portalu stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym momencie zmiany ustawień dotyczących cookies. Jednocześnie informujemy, iż warunkiem koniecznym do prawidłowej pracy portalu Altao.pl jest włączenie obsługi plików cookies.

Rozumiem i akceptuję