O nasChronologiaArtykułyWspółautorzyPocztaZałóż bloga
 -

"Obcy: Ziemia" – Ksenodziwadło - Seriale

Zagadka. Co to jest? Startuje na pełnym paliwie, leci płynnie i rozbija się z powodu przegrzania przyrządów. Można by odpowiedzieć, że statek kosmiczny. Tym bardziej, że jest w centrum uwagi widza i scenarzysty. Ale tutaj należałoby użyć metafory. A więc prawidłowa odpowiedź brzmi: „Obcy: Ziemia”. Kosztujący podobno 250 mln dolarów (jak podaje Wikipedia) ośmioodcinkowy serial, który miał odświeżyć znaną i lubianą franczyzę. I faktycznie wydawało się, że tak będzie. Jednak od 6 epizodu to smaczne „zwierzę” zaczęło się psuć od ogona, albo raczej od głowy. Bo showrunner Noah Hawley zaintrygował, skusił, a na koniec całość zadusił. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z filmowym potworkiem? Nie. To wciąż produkcja, którą ogląda się nieźle, i to mimo różnych skrótów i „czarnych dziur” połykających logikę. Gdyby tylko nie ten będący poniżej oczekiwań finał. Ale po kolei…

Wstęp
Treść artykułu
Galeria zdjęć
Opinie
Polecane artykuły
aragorn136 (25452 pkt)Strona WWW Autora
Ilość odwiedzin: 231
Czas czytania: 303 min.
Kategoria: Seriale
Dodano: 8 dni temu [2025-09-25]

W 2024 na ekrany kin wlatuje „Obcy: Romulus”. Film udany, aczkolwiek nie bez problemów. W końcowych sekwencjach reżysera zbyt poniosła wyobraźnia, przywrócenie do życia pewnej postaci wyszło plastikowo, a mrugnięcia do fanów „Obcego: Decydująca starcia” były widoczne aż zanadto. Ważne jednak, że Fede Alvarez potrafił złapać za gardło i przyśpieszyć bicie serca. Na pokład zabrał świetnego debiutanta – Davida Jonssona, która jako android/syntetyk Andy był jasnym punktem widowiska.

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Mija rok. Na małe ekrany dociera „Obcy: Ziemia”. Jak sugeruje tytuł – z akcją umiejscowioną na naszej planecie, rozgrywającą się dwa lata przed „Obcym – ósmym pasażerem Nostromo”, a nie – jak przypadku powyższego „Romulusa” między wydarzeniami z klasycznego horroru Ridleya Scotta a tymi z „Aliens” Jamesa Camerona. Początkowo było sporo zastanawiania, co też ten Noah Hawley wymyśli, aby się to jakoś kleiło. No bo skąd ksenomorf na Ziemi, jeśli odkryła go dopiero załoga górników wracających do domu… A tu boom! Awaryjnie lądowanie statku badawczego, który wraca po wieloletniej misji, wioząc ze sobą kosmiczne zoo. To żaden spoiler. Widać to było już w zwiastunach.

 

Twórca serialowego „Fargo” (pierwsze dwa sezony to jedne z moich ulubionych w historii TV, nadal w top 20) i komiksowo-surrealistycznego „Legionu” (rarytas dla „zwichrowanych” miłośników Marvela), to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Tak uważałem Ja, a także wielu innych wielbicieli jego charakterystycznego stylu. No bo fajnie, jeśli do świata „Obcego” też przemyci trochę groteski i ulepi wyrazistych bohaterów. I rzeczywiście – przez kilka pierwszych odcinków to dostajemy! Lądujemy twardo w mieście Prodigy należącym do korporacji o tej samej nazwie, konkurującej z Weyland-Yutani (i nie tylko, ale inne są tu nieistotne). Następnie trafiamy na zieloną wyspę – Nibylandię, gdzie mieszka przypominający Piotrusia Pana bogacz – Boy Kavalier (przekonujący w tej roli Samuel Blenkin). Boy z pomocą „łysego doradcy/prawej ręki” i naukowców buduje nowe „zabawki” – hybrydy. Przenosi umysły chorych terminalnie dzieci do syntetycznych ciał, dając im w ten sposób życie wieczne. A zatem „Obcy: Ziemia” przybiera kształt „Łowcy androidów”. W sensie, powolne tempo oraz tematyka transhumanizmu i korpocjacjonizmu spotykają się z rasowym, nie tyle gotyckim, co groteskowym horrorem o bestiach z kosmosu. Biorę to w ciemno!

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Lecz ów ciekawy koncept depcze niestety narastająca frustracja, która wybucha w ostatniej godzinie trwania całego serialu. Serial zjada własny ogon. Obniża trajektorię. Wypuszcza powietrze z balona. Rozkazuje zawieszać niewiarę bardzo wysoko. I tak można mnożyć jego grzechy. Bywa banalnie. Bez ikry, ale z wielkimi jajami, nad którymi ciągle ktoś się pochyla. Z postaciami, których zachowanie jest co najmniej dziwaczne – i nawet, kiedy robią coś dzieci-androidy, to ja strzelam focha. Z napięciem średnio wzmacnianym (chyba, że mowa o epizodzie nr 5, czyli prequelu z akcją na statku Maginot). Na szczęście „zakupiony przeze mnie bilet do tego zoo” nie będzie stracony, gdyż serial ma swoje wzloty. Wszystkie badane istoty (czyt. kolejne zabawki korporacyjnego, impulsywnego, nie liczącego się z niczyim zdaniem, szalonego narcyza z kompleksem Boga) są naprawdę ultra fascynujące. Szczególnie „Pan Oczko”, który kradnie show. To „maskotka”, którą zapewne będą sprzedawać w sklepach. Choćby dla każdej sceny z nią/nim warto spędzić czas przez telewizorem albo laptopem. Lepiej jednak przed nieco większym monitorem, aby bardziej docenić walory produkcyjne, stojące na ponadprzeciętnym poziomie. Scenografia i jej rekwizyty są namacalne, zbliżone do tych ze starych filmów. Hawley stara się stworzyć też, dzięki creepy kompozycjom Jeffa Russon (bo te rockowe kawałki na napisach końcowych niezbyt pasują), gęsty klimat, przez co dodatkowo upodabnia serial do dzieł Scotta i Camerona oraz Finchera. Jest zatem na bogato, choć statystów błąkających się po planie tu malutko.

 

To nie koniec zalet, bo wprowadza również fantastycznych protagonistów i antagonistów. Tajemniczych. Wiarygodnie zagranych przez utalentowanych aktorów. Tutaj pragnę wyróżnić cyborga Morrowa, w którego wciela się nieznany mi wcześniej Babou Ceesay oraz Kirsha – syntetyka w typie Roya Batty’ego z „Blade Runnera”. Timothy Olyphant jest w tej roli perfekcyjny. Lecz główna bohaterka to Wendy (nie powinno Cię dziwić jej imię, tu wybrane imiona postaci z „Piotrusia Pana” nie są zupełnie przypadkowe). Z nią jednak są pewne kłopoty. Sydney Chandler radzi sobie dobrze. Hipnotyzuje oczami i urodą. Jest specjalnie delikatna i silna zarazem. Tylko ta jej przemiana we wspaniałą „Mary Sue” drażni, a nie bawi. Aaa... jest i On. Ksenomorf. Nie. Ksenodziwadło. Gdzieś czający się się drugim planie. Raz szybki niczym Flash wyskakujący z mrocznych korytarzy, innym razem poruszający się jak piesek na smyczy w świetle dnia. Pogłaskać go, czy uciekać… Hmm.

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Kadr z serialu "Obcy: Ziemia" (fot. materiały prasowe/FX)

 

Reasumując, „Alien: Earth” ma momenty! Kreatywne sceny, które zapamiętam na zawsze. Szczególnie te od Hawleya w odcinkach przez niego reżyserowanych (patrz. zmasakrowanie poprzebieranych ludzi na domowej imprezce czy ataki „Oczka”). Nie wiem więc, czy byłbym skłonny nazwać tę produkcję „piękną katastrofą”. Tak. Są średnio przekonujący aktorzy w rolach młodych syntetyków, których śledzę z musu, nie chęci. Jest nudny Brat Wendy/Marcy – medyk Joe Hermit (Alexie Lawtherze – lubię Cię od czasów „Gry tajemnic”, ale tu jesteś nijaki, choć to wina scenariusza Hawleya). Są niedomknięte wątki. A Hawley okazuje się „trollem”, oszukując widzów, że to nie jest zamknięty mniniserial, a historia rozwleczona na ileś tam sezonów (o ile będzie zielone światło na kontynuację). Mimo niedosytu i poczucia irytacji, jakiś potencjał jednak wciąż w niej tkwi. Czy zaspokoję głód w przyszłości? Może. Jeżeli nie, to obniżę ocenę, a Noah nie dostanie już mojego kredytu zaufania.

 

Ocena: 6,5/10 (sam nie wiem, za co te pół)

 

 

źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję

Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:




Galeria zdjęć - "Obcy: Ziemia" – Ksenodziwadło

Temat / Nick / URL:

Treść komentarza:

0 (0)

Filmowy33
4 dni temu

Zgadzam się z autorem recenzji. Dodałbym też, że mimo wad, ten serial jest lepszy od Obcego Przymierza, którego to retconuje (ignoruje wydarzenia).
Dodaj opinię do tego komentarza

Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.

© 2025 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.300

Akceptuję pliki cookies
W ramach naszego portalu stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym momencie zmiany ustawień dotyczących cookies. Jednocześnie informujemy, iż warunkiem koniecznym do prawidłowej pracy portalu Altao.pl jest włączenie obsługi plików cookies.

Rozumiem i akceptuję