1 686
2 355 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23371 pkt)
278 dni temu
2024-03-04 12:18:07
Tuż przed premierą „Diuny” w 2021 roku postanowiłem wreszcie zrobić drugie podejście i przeczytać od deski do deski klasyczną książkę science fiction Franka Herberta. Wydawało się, że dorosły ja przejdzie przez nią jak przez ogród smakowitych owoców. Ale nie. To był długi spacer po pustyni bez wody. Oczywiście – nie da się odmówić pisarzowi oryginalnego światotwórstwa, pobudzania wyobraźni u czytelnika i przewrotnego planu związanego z przedstawieniem swojego bohatera. Lecz mnogość filozoficznych rozważań i ciężkie pióro w kreowaniu postaci, będących bardziej symbolami niż istotami z krwi i kości (choć i takie się trafiają) staje się przeszkodą, dla niektórych nie do sforsowania. W wydawanej najpierw w odcinkach powieściowej „Diunie” najwięcej działo się w głowie Paula Atrydy i jego współtowarzyszy niedoli. Mistycyzm. Szaleństwo. Eugenika. Fanatyzm. To szczególnie interesowało Herberta. I weź tu teraz to jakoś zaadaptuj na język kina. Lynch z tym swoim surrealizmem i groteską spróbował. Poległ.
Ale pojawił się inny zdolny reżyser. Mesjasz kina. Człowiek, dla którego przeniesienie „Diuny” na duży kinowy ekran było marzeniem od młodzieńczych lat. To Kanadyjczyk. Denis Villeneuve. Skoro z sukcesem, jakże kreatywnie, podarował miłośnikom gatunku sequel „Blade Runnera”, to była szansa, że i tu sobie poradzi. Mimo okresu pandemicznego, jego filmowa wersja prozy Franka Herberta okazała się projektem spełnionym, dobrze ocenianym i nieźle zarabiającym. Jednak był to dopiero prolog do czegoś większego. I to coś większe właśnie nadeszło, przynosząc w weekend otwarcia w Stanach Zjednoczonych 81,5 mln dolarów (dwa razy wyższa kwota od pierwszej części).
Kadr z filmu "Diuna: Część druga" (materiały prasowe/ Warner Bros)
„Arcydzieło science fiction”. „Najlepszy blockbuster XXI wieku”. Z takimi nagłówkami trzeba ostrożnie. Lepiej brać na nie poprawkę. Bo wiecie – hype może uśpić rozum. W przypadku „Diuny 2”, której akcja dzieje się od razu po ostatnich wydarzeniach z jedynki, owe pochwały są zasadne, gdy mowa tylko o wspomnianych na wstępie audiowizualnych atrakcjach. Inne elementy w tej duchowo-fizycznej podróży Muad'Diba, jego zemście na Harkonnenach i porwaniu tłumów – miejscowych fremeńskich plemion do walki o „jaśniejszą” przyszłość planety, są akceptowalne, zrozumiałe w kategorii adaptacji, a jednak uwierają. Wielu mawiało – nie porównuj książki do filmu, to dwa oddzielne światy, inne media. Wiadomo. Ale, gdy ma się do czynienia z uniwersum, które miało wpływ na George’a Lucasa i jemu podobnych, oraz z najcenniejszym i najrzadszym towarem we wszechświecie – melanżem, to trudno uniknąć porównań.
Reżyser musiał pójść na kompromisy, bo adaptacje rządzą się swoimi prawami. Tak uczynił również Peter Jackson z „Władcą Pierścieni”. A zatem tam wyciąć, tu coś dodać od siebie, wyostrzyć, spłaszczyć. Zrobić wszystko, aby przeciętny widz pojął, co w ogromnej trawie piszczy. Wszak jeden, jak i drugi pasjonat nie chciał, aby jego film był zrozumiały jedynie w wąskim gronie zaczytanych wyznawców. Stworzyli więc dzieła, które połączyły wiernych miłośników oryginału, jak i nowych widzów. Z tym że Jackson miał łatwiej – otrzymał zielone światło na trylogię realizowaną jednocześnie. Villeneuve nie. On czekał i modlił się, aż „Diuna” się zwróci. Klapa produkcji mogła bowiem zniweczyć plan na powstanie kontynuacji. Wyobrażacie to sobie? Urwana w połowie historia i nie ma nic dalej? Na szczęście ponad 400 mln dolarów zostawionych w kasach biletowych uratowało sytuację (mimo że to kropla w morzu, gdyby tę samą kwotę przyrównać do wartości przyprawy – jedna jej walizka starczyłaby na zakup całej… planety). Nie będą jednak dokonywał dokładnej analizy – co wyleciało, co zostało. Wspomnę tylko, że w filmie nie ma żadnej rocznej czy dwuletniej przerwy. Książę Atryda i jego matka – Jessica kontynuują wyprawę z Fremenami, przy okazji prowadząc wojnę partyzancką i poznając zwyczaje obcej kultury. Odczuwam radość, gdy zostaje strącony wrogi statek. Jeszcze większą, kiedy Paul pierwszy raz ujeżdża czerwia pustyni. Niepokój, gdy odbywają się dziwne rytuały. I strach przed demonicznym rodem Harkonnenów. Jestem na gorącej, piaszczystej Arrakis, pocąc się i obserwując, jak się odzyskuje wodę z trupów pokonanych przeciwników. Jestem na pozbawionej barw Giedi Prime, gdzie psychopatyczny Feyd-Rautha daje popis swoim umiejętnościom w walce na noże i (na jego cześć odpalane są fajerwerki wyglądające niczym plamy atramentu na białym obrusie). Immersja na całego, wzmocniona dźwiękami i powtarzalną muzyką Hansa Zimmera – która tutaj też zlewa się z akcją.
Kadr z filmu "Diuna: Część druga" (materiały prasowe/ Warner Bros)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Diuna: Część druga" – Woda życia, religia zniszczenia
Kinoman
268 dni temu
ak dla mnie bardzo dobry. Paradoksalnie za krótki, powinien trwać 15 minut dłużej. Scenariusz faktycznie nie jest idealny - brakuje głębi, mentata, jest nagły przeskok, za szybko (bitwa), za płasko... Ale, gdy Paul/Chalamet krzyczy, to ja mam ciary. Gdy Butler/Rautha się patrzy, co mam ciary. Zendaya ok, ale nadal widzę narkotyczną nastolatkę, a nie dojrzałą aktorkę. Bardem jako comic relief spoko - wypuszcza powietrza z tego napompowanego balonu. Muzyka wspaniała. Efekty też (w większości). Czułem wibracje w żyłach przez 80 procent seansu. Miałem piach w ustach (ostatnio miałem go na Mad Maxie). Czułem smak przyprawy. W porównaniu do Rebel Moon wielki film, ale jako adaptacja tylko dobry - nie aż tak mistyczny... Rzekłem.
Dodaj opinię do tego komentarza
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.336