85
139 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23237 pkt)
1 dni temu
2024-11-26 18:01:24
Kiedy nadszedł pierwszy zwiastun, Internet zadrżał. Niby wizualnie wyglądało to nieźle, ale nagle jakiś koleś zaczynał rapować. Jak pięść do nosa, mimo że Denzel Washington tam był, obwieszony błyskotkami niczym rasowy raper. Przy kolejnej zapowiedzi już było lepiej – wróciły znajome, sentymentalne motywy muzyczne Zimmera. A później (wcześniej zresztą też) pojawiały się inne materiały promujące – fotosy, opisy fabuły, które jednak za dużo zdradzały. Ale wciąż „Gladiator II” był jedną wielką niewiadomą, jeżeli chodzi o jakość filmu. Dopiero, gdy zaczęły pojawiać się opinie przedpremierowe, spadł kamień z serca. A zatem 86-letni Ridley Scott po nudnym, średnim „Napoleonie”, w którym zadowalały tylko zdjęcia, wszedł na właściwą ścieżkę. I być może mieli rację Ci, co pisali, że „Gladiator II” to najbardziej udana produkcja Scotta od czasów „Marsjanina”. Kontynuacja, którą śmiało da się porównać do „Ojca Chrzestnego 2”...
Kadr z filmu "Gladiator II" (fot. materiały prasowe/Paramount)
I tu wjeżdżam do Rzymu Ja, ubrany cały na… czarno i wydaje edykt. A W nim czytacie: „oni się mylili, trzeźwi nie byli, ów człek nie zrodził rzeczy cudownej”. Bo ten film, choć z przebłyskami geniuszu, daleki jest od ideału. Oj daleki. Rozrzedzony. Złożony z trzech filmów/wątków, z których tylko dwa są interesujące. Bez głębi i poetyki oryginału, który przecież sam był prostą opowieścią o zemście. Wyprany z emocji. Gdyby zastosować paralelę, to sequel (nawet remake, ze względu na bardzo widoczne wspólne elementy) przegrywa starcie z „Gladiatorem” z 2000 roku, i to już w początkowej sekwencji bitwy, kiedy flota rzymska naciera na ostatnią, niezdobytą wioską w Numidii (nie, to nie jest świat „Asterixa i Obelixa”).
Ale problemem nie jest tylko fakt, że pod względem filmowej roboty, owa bitwa, choć ogólnie widowiskowa, jest krótka i wygląda jak projekt wypluty z trzewi komputera. Realizm zostaje pożarty. Green screen uderza po oczach. To może przynajmniej główny bohater Hanno daje radę? Dobrze walczy. Nie wiadomo, dlaczego wydaje rozkazy; wiadomo, czemu zagrzewa do konfrontacji z Rzymianami (sieją zniszczenie, nazywają to pokojem). Jak głosił oficjalny treatment, Hanno to tak naprawdę Lucjusz. Syn Lucilli (powracająca Connie Nielsen, nadal przekonująca). Siostrzenic Kommodusa. Dlaczego tutaj trafił? Czy matka się go wyrzekła, chciała ochronić? Tego można dowiedzieć się w dalszych aktach filmu. Niestety, wyjaśnienia okazują się mało sensowne, a sam protagonista, który po stracie ukochanej, staje się niewolnikiem, a następnie tytułowym gladiatorem, nie kupuje uwagi widza (a na pewno mojego zainteresowania). A szkoda, bo Paul Mescal to zdolna aktorska… może nie bestia, ale osoba potrafiąca ukazywać na twarzy uczucia. Lecz nie tu, a w filmach skromniejszych, współczesnych, kameralnych. Czy na pierwszym, czy na drugim planie („Córka”, „Aftersun”, „Dobrzy nieznajomi”), grywa do wewnątrz, unikając ekspresji. Jako Hanno/Lucjusz ma ciągle tę samą minę. Sylwetka piękna, wyrzeźbiona, w sam raz na taką postać. Ale co z tego, skoro chyba zapomniał zabrać ze sobą na plan charyzmę – wszak występuje w hollywoodzkim blockbusterze, a nie w niszowym, festiwalowym kinie.
Kadr z filmu "Gladiator II" (fot. materiały prasowe/Paramount)
Kadr z filmu "Gladiator II" (fot. materiały prasowe/Paramount)
Lubianych, fajnych aktorów jest więcej. Jest np. Pedro Pascal wcielający się w generała Acaciusa (nie spodziewałem się, że to będzie taki ktoś). Niemniej i on, choć emanujący szlachetnością, tajemnicą i czarem, nie przejmuje ekranu. Za to Denzel Washington udowadnia, że nie znalazł się tu przypadkowo. Jego Makrynus to wpływowy gracz, kombinator, właściciel gladiatorów. Z ciekawą przeszłością i niecnymi pomysłami, aby poprawić swój stan społeczny i materialny. Widać, że Denzel bawi się tą rolą. Wyciąga z niej tyle, ile może. Ma się wrażenie, że improwizuje w słabszych dialogach i monologach. Specyficznie chodzi w tych barwnych szatach (wszystkie kostiumy są żywcem wyjęte z którejś tam epoki, ale jego są wspaniałe!). Gestykuluje, szepcze, bywa ironiczny. Niektórzy uważają, że powinien być nominowany od Oscara. To lekka przesada. Mimo że wyróżnia się na tle wyżej wspomnianych nazwisk, to nie jest to kreacja tej skali, co w „Dniu próby”. Moim faworytem jest jednak Joseph Quinn, czyli Cesarz Geta. Przerysowany, ale nie aż tak bardzo, jak jego filmowy brat – Karakalla (Fred Hechinger). Quinn już w „Stranger Things” był fantastyczny (stąd ma wielu fanów), następnie nie pozwalał przyćmić się Lupicie Nyong’o w „Cichym miejscu: Dniu pierwszym”. Lecz dopiero w „Gladiatorze II” rozwija skrzydła i rządzi każdą minutą, w jakiej się pojawia (podobnie jak Jojo Macari – Domicjan w serialu „Those About to Die”). Szkoda, że nie ma swojego backstory, jak równie szalony Kommodus Joaquina Phoenixa. Geta to jedynie figura, ważne jednak że nie woskowa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Gladiator II" – Już nie ta siła i honor
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.357