856
1 059 min.
Seriale
aragorn136 (23237 pkt)
356 dni temu
2023-12-01 18:38:18
„Niebieskookiego samuraja” można bardziej porównać do „Wiedźmina: Zmory Wilka” niż do wymienionych na wstępie projektów. Nie jednak ze względu na jakość, a przywiązanie do własnego miecza i pewną wewnętrzną przemianę, jaka dokonuje się w protagoniście. Akcja serialu dzieje się bowiem w miejscu, w którym honor zderza się ze „ścianą” historii. Feudalne okres Edo i rządy Szogunatu powodują, że podział klasowy jest aż zanadto widoczny. Samuraj bez swego pana znajduje się na rozdrożu, kobieta musi być posłuszna wyznaczonemu jej odgórnie mężowi we wszystkim, a kaleka nie ma szans na spełnienie marzeń. W tej rzeczywistości poznajemy świetnie wyszkolonego Mizu. Ale czy ów człowiek trzyma się kodeksu mówiącego, że „Bushido to wielka droga. Droga wojny dla miłujących pokój i droga pokoju dla wojowników”? Otóż nie, bo Mizu to osoba, która podąża wyboistą ścieżką zemsty! Coś się stało w przeszłości, co determinuje ją do takich, a nie innych czynności. Coś, przez co zwą ją demonem o niebieskich oczach.
Kadr z serialu "Niebieskooki samuraj" (fot. Netflix)
Twórcy serialu, który niby nie jest rasowym anime, ale z ową formą ma punkty styczne (odważne sceny odcinania kończyn, tryskającą krew, magnetyzm postaci, erotyka), nieśpiesznie snują swoją opowieść. Nie tylko poprzez ukazane realia epoki, ale również dzięki wszystkim wątkom – również tym pobocznym. A nie mają przecież podstawy, czyli ogromnego uniwersum growego albo literackiego. To nie jest ani adaptacja, ani bonus do kochanego przez fanów dzieła. To oryginalny serial animowany, który czerpie z klasycznych i kultowych źródeł – słychać echa Kurosawy i „Szoguna” (biali z zachodu zjednujący sobie poparcie Japończyków), widać inspirację „Mulan” i fascynację „Kill Billem”, czuć zapach kwitnącej wiśni. Z prostym kośćcem fabularnym, lecz z wielkimi ambicjami na kino zemsty i drogi wymieszane z dramatem jednostki pełnym niuansów, choć niepozbawione subtelnie wprowadzonego humoru, który pozwala odetchnąć (postać niepełnosprawnego Ringo, kucharza, która na krok nie opuści swego mistrza). Już pierwszy odcinek z ośmiu udowadnia, że owa sztuka się udała. Nie dziwne, skoro autorami scenariusza są Michael Green i Amber Noizumi (prywatnie małżeństwo). To drugie nazwisko jest Wam obce? Zapewne. Ale za to pierwsze powinno zapalać lampkę w głowie. Bo Green to współscenarzysta… „Logana” i „Blade Runnera 2049”. Zacne tytuły!
U mnie zauroczenie nadeszło po trzecim epizodzie, by na piątym („Opowieści o roninie i żonie”) przeobrazić się w autentyczną miłość. Jako człek, który spędził wiele godzin z Jinem Sakai i odkrył piękno Tsushimy, delektowałem się w w takim samym stopniu każdym kadrem „Niebieskookiego samuraja”. Każdym! Powiadam Wam: wycinać, oprawiać i wieszać na ścianie. Animacja będąca połączeniem 2D i 3D jest bardzo szczegółowa i płynna zarazem. Odwiedzicie miejsce, które trudno będzie pożegnać i lokacje, do których strach powracać.
Kadr z serialu "Niebieskooki samuraj" (fot. Netflix)
Momenty szybkich, mięsistych, bezlitosnych, aczkolwiek też nieco przerysowanych pojedynków na samurajskie katany przywołają w pamięci to, co wyprawiała Czarna Mamba w pewnej restauracji czy ślepy Zatoichi. Tutaj chorografię układali kaskaderzy, fachowcy od broni białej. Po ich sfilmowaniu, wiadomo był już, jak przenieść ją do sekwencji animowanych. Po stosach trupów zatem kroczymy i losy Mizu śledzimy. Miecznikowi zawdzięcza dużo, ale i inni napotkani bohaterowie (księżniczka Akemi, samuraj Taigen), choć pokrzyżują plan zemsty, koniec końców staną po tej samej stronie.
Kadr z serialu "Niebieskooki samuraj" (fot. Netflix)
Ale żeby nie było tak „różowo”, a raczej „purpurowo”, w barwnych liściach i kwiatach, znalazły się zgniłe owoce. Bo serial ma jednak problemy na poziomie realizmu akcji. Mimo złożoności scenariusza i dialogów, które w japońskim języku (polecam włączyć takowy dubbing; Cary-Hiroyuki Tagawa ma głos, który wywołuje ciary i wzruszenie) brzmią jeszcze lepiej niż angielskim, wzmacniając immersję; rytm zaburza tzw. „plot armor”. A więc skaza jest w tym kojącym zmysły haiku. Rozumiem nawiązania do Tarantino, ale czy Mizu w swoich hipnotyzujących okularach i „skrywającym tajemnice” kapeluszu, musi z taką łatwością pokonywać tabuny wrogów i wychodzić z najgorszej opresji, choć rany wskazują, że nogi powinny odmówić posłuszeństwa? No i ten złol – barczysty, nieco karykaturalny, żądny władzy bez względu na koszty. Lecz nadal, przymykając oko na owe kłopoty, „Niebieskooki samuraj” wygrywa bitwę o szacunek dorosłego widza. Brawo!
Ocena: 8/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Niebieskooki samuraj" – Zemsta rysowana mieczem
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.337