549
693 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23237 pkt)
178 dni temu
2024-05-27 17:22:52
Nie. To odpowiedź, co do drugiej kwestii. Co do pierwszej, no to tak pół na pół, z przewagą zalet. Jeśli natomiast chodzi o sam tytuł owej recenzji, to nie dziwcie się, że jest on tak długi. Bo przecież metraż filmu to jakieś 2,5 godziny, a podtytuł „Saga Mad Max” jakby wpleciony na siłę, by nie pomylić go z polską „Furiozą” i dla skuszenia widzów. Tylko jakich. Chyba jedynie fanów całej serii Millera, z naciskiem na „Fury Road”. Bo reszta, co w tej przerysowanej konwencji nie siedzi, może odbić się od „Furiosy” jak piłka kauczukowa od ściany.
Kadr z filmu "Furiosa: Saga Mad Max" (materiały prasowe/Warner Bros)
To inny film niż „Na drodze gniewu”, choć gniewu w dużych oczach Taylor-Joy nie brakuje. Spokojniejszy. Cichszy. Jakby ktoś przeciął wężyk i benzyna nie zdążyła spłynąć do baku. Jest energia, szybki montaż i głośny, choć już nie „gryzący” ucho motyw muzyczny od Junkie XL, ale tylko momentami. Nowa struktura to słuszna koncepcja. Jak niby inaczej pokazać historię dziewczynki na drodze zemsty, jeśli nie kilkoma rozdziałami, w których nawet potężna burza piaskowa nie przeszkodzi zdeterminowanej młodej kobiecie w jej wendecie. To wciąż kino wizualne. Dialogów jest jak lekarstwo, choć i tak więcej niż poprzednim filmie. Furiosa mówi może z parę zdań na krzyż. Ale Miller i scenarzysta Nick Lathouris wiedzą, że, co czynią. Ekspozycja ma być w scenach, nie tekstach rzucanych ze szkaradnych gęb – choć i to się zdarza.
I ja tę powolną narrację ogólnie kupuję. Tym bardziej, że jako człowiek niebędący w grupie miłośników talentu Taylor-Joy, będący za to przeciwnikiem jej obsadzenia w głównej roli, nie czekałem aż wreszcie się pojawi. Owszem, gdy już następuje to ładne przejście z małej błyskotliwej i zadziornej Furiosy (świetna Alyla Browne) do tej doświadczonej w bojach, to widać w ogromnych oczach całą złość, mrok, chęć zadania bólu Dementusowi. A, bo nic nie wspomniałem o najważniejszym złolu. Chris „Thor” Hemsworth go gra. To dobre słowa. Gra, a nawet bawi się tą postacią i jest taki uroczy, specjalnie kampowy. Jeżdżący „rydwanem konnym mechanicznym” (że jak?), zachowujący się raz jak pijany klaun z misiem na... kroczu, a innym razem jak myślący taktyk i szefo Hordy Bikerów. Fajna kreacja. Ale już sama prosta relacja między nim, a Anyą średnio działa. Bardziej wybrzmiewa wśród ryku silników więź Furiosy z Pretorianinem Jackiem (najlepsza postać). Tom Burke (Orson Welles z „Manku” Finchera) ma w sobie coś z Mada Maxa. Odzywający się, gdy trzeba. Tajemniczy. Pulsujący siłą.
Kadr z filmu "Furiosa: Saga Mad Max" (materiały prasowe/Warner Bros)
Kadr z filmu "Furiosa: Saga Mad Max" (materiały prasowe/Warner Bros)
I wszystko byłoby pięknie, ale przez ową narrację/strukturę cierpi trochę tempo filmu. Kilkukrotnie spojrzałem na zegarek, odliczając dłużące się minuty do finału. Gdyby nie butelka wody w plecaku, byłoby ze mną kiepsko. Piasek parzył. Słońce paliło. CGI aż tak mocno nie raziło. Color grading też jakby bardziej realny niż ten z dziewiczego trailera. Ale dajcie mi panie Miller akcję, bo czuję, że usycham… No i daje. Kaskaderzy znowu odwalają kawał znakomitej roboty. Auta pędzą i wybuchają. Snajperzy strzelają (jedno z nawiązań do gry „Mad Max” z 2015). Dzieje się, ale to już nie takie dzianie, jak w przypadku „Fury Road”. Już nie te emocje.
„Furiosa: Saga Mad Max” sprawdza się na poziomie światotwórstwa, a nie samego scenariusza, w którym, gdyby nie pewne głupie zachowania naszej bohaterki, nie byłoby dalszych etapów tej przedstawionej z kobiecej perspektywy epopei. Więcej lokacji, które odkrywa się też z lotu ptaka (ech te dalekie plany i wide shoty). Więcej gangów i zwalczających się frakcji. Cytadela Nieśmiertelnego Joe ukazana od nieznanej wcześniej strony. Oktania (mega tłumaczenie!), Farma Kul, Zielone Miejsce Wielu Matek. Zwiedzamy te miejsca Wastelandu, bez jechania w tę i z powrotem, bo czas na to pozwala. Lecz dramaturgia to już nie szósty bieg. Tu cierpliwość się przyda.
Kadr z filmu "Furiosa: Saga Mad Max" (materiały prasowe/Warner Bros)
Kadr z filmu "Furiosa: Saga Mad Max" (materiały prasowe/Warner Bros)
Produkcyjna jakość „Furiosy” nie budzi wątpliwości. Nadal to obraz z autorskim stemplem, kontrolowanym kiczem. Podobną estetyką. Z większym budżetem, lecz idący często na skróty. Nie angażujący tak bardzo samymi losami bohaterki – Anya nie ma tej charyzmy co Charlize. Na szczęście napędzany też, poza paliwem, zemstą, wolą przetrwania na australijskich pustkowiach. Czy dobrze, że powstał? I tak, i nie. Niech będzie dodatkiem do rozrastającego się uniwersum, a tymczasem wytatuowany Historyk, „Gandalf Wastelandu” (George Shevtsov) już wskazuje palcem za horyzont. Być może stamtąd znowu nadjedzie On w swoim naprawionym V8 Interceptorze.
Ocena: 6,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Furiosa: Saga Mad Max" – Dziewczyna na pustynnej drodze zemsty
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.241