355
414 min.
Recenzje gier
aragorn136 (23237 pkt)
175 dni temu
2024-05-30 17:01:14
Fabuła jest prościutka, rzadko przysypywana przez pustynny piasek, ale czy to oznacza, że można przy niej uschnąć z pragnienia? Nie. Bo przecież w serii George’a Millera ona też nie była na pierwszym planie. Ważniejszy bowiem klimat, postacie i worldbuilding. A na tym polu gra radzi sobie doskonale!
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Max w mocnym, widowiskowym intro traci swoje auto w starciu ze Scrotusem (jeden z synów Nieśmiertelnego Joe) i jego trepami wojny. A więc mamy nawiązanie (zresztą niejedno) do „Fury Road”. Czym więc będzie jeździł ledwo żyjący bohater, zanim uda mu się skonstruować godnego następcę V8 Interceptora? O to zadba dziwaczny garbus Chumbucket (dubbing Jasona Spisaka to mistrzostwo) – mechanik, dla którego Max to „Święty Wojownik”. On również wie, że w postapokaliptycznej rzeczywistości Wastelandu (Pustkowia albo Jałowizny – trafne tłumaczenie w filmie „Furiosa”) bez samochodu, paliwa i wody nie da się funkcjonować. Samotny wojownik to gracz, gracz to samotny wojownik. Jako szalony, acz mrukliwy, twardziel, będziemy nie tylko zmagać się z demonami przeszłości, ale przede wszystkim walczyć o przetrwanie, kompletować potrzebne, deficytowe części (złom to też złoto tej krainy!) i toczyć pojedynki ze zmechanizowanymi gangami – a tych jest co najmniej kilka (Szakale to moi ulubieńcy).
Teraz już rozumiem, skąd twórcy fanowskiego, krótkometrażowego projektu „Hope and Glory” czerpali inspiracje. Kiedy wątek pewnej matki i córki pojawia się w grze, bicie mojego serca przyśpiesza. A gdy tytułowy Max wypowie swoje imię głosem Brena Fostera, po całym ciele przejdą „mrówki”. Zanim to jednak nastąpi, trzeba się nie lada natrudzić – czytaj: odkrywać, poszukiwać, atakować, zdobywać. A więc wykonywać czynności typowe dla gier z otwartym światem. Po godzinie grania wkrada się powtarzalność i monotonia, wręcz zmuszanie do „kopania w ziemi”, ale co z tego, skoro jest intensywnie jak przystało na gatunek akcja TPP, a surowość postapo ściska za gardło.
Screen z gry "Mad Max" (źródło: avalanchestudios.com)
„Mad Max” nadal, po prawie dekadzie, robi wrażenie na poziomie wizualnym. Mapa jest na tyle długa i szeroka, że zwiedzenia będzie sporo. Po drodze do celu będziemy podziwiać m.in. okazałe, zbudowane z rupieci budowle – jeden z regionów do dosłownie Wysypisko. Co więcej, spotkamy pozostałości zniszczonej cywilizacji – od wraków statków i ciężarówek po przydrożne zniszczone stacje i bary, oraz trafimy na wypalone od słońca nieprzyjazne pustynne tereny. Wszystko wokół wygląda pięknie i jednocześnie przerażająco. To już nie Australia, do której z chęcią przybywają turyści. Lecz ja i tak zamiast tankować auto i uciekać, zachwycam się realistyczną fakturą otoczenia i efektami ognia. Dopóki pokraczny, siedzący na pace, Chumbucket nie ostrzeże, że zbliża się burza piaskowa. Wtedy to już całkiem nie tylko wibruje kontroler konsoli, ale nawet „parzy”. Immersja jest bowiem tak silna, gdy trzaskają pioruny i nadciąga tornado, że palce mam spocone. Gdzie to schronienie? Gdzie jakaś jaskinia? Czasem się schowam, innym razem spadnie mi na głowę kawał blachy, a jeszcze innym pojadę „pod prąd”, aby mój towarzysz garbus złapał harpunem pokaźną skrzynię ze „skarbem”.
Sam Max jest jest tu również złamanym gościem na niegościnnej ziemi jak ten z filmów. Żaden tam heros, a egoista pragnący po trupach odzyskać auto i ruszyć przed siebie. Wszędzie połacie pustkowia i zgliszcza, ale to nie one stanowią punkt zapalny tego sandboxa. Obiektem kulty są maszyny i cała poezja zniszczenia – wszelkie wybuchy, wgnieciona karoseria, fruwające w powietrza koła są dowodem na to, z jakim spektaklem mamy do czynienia. A im większy arsenał do dyspozycji i więcej baz zdobytych, tym przydomek „wojownik szos” nie będzie przypadkowy. Zresztą w grze znajdują się wyraźne odniesienia do drugiej, kultowej części filmowej trylogii z lat 80. Jest np. pies, który jako pasażer łazika naszego „gadatliwego Quasimodo”, będzie wywąchiwał miny. Minie jednak dużo godzin, zanim usuniemy tego rodzaju zagrożenia, a w tym także straszaki, snajperów itp. W międzyczasie Mad Max ze „zwykłego” człowieka, przerodzi się w legendarną postać. Na co wpływ będzie mieć również wykonywanie misji od lokalnych watażków, napojenie wodą (lepiej miejmy zawsze pełny bukłak) ledwo stąpających po pustyni obdartusów czy spotkanie z miejscowymi „partyzantami”. Nagrodą będą żetony, które wymienimy na umiejętności u tajemniczego Griffy, który przy okazji „zajrzy do głowy” bohatera.
Screen z gry "Mad Max" (fot. rozgrywka własna)
I nagrodą wreszcie będzie „Magnum Opus”, czyli wymarzony samochód dla doświadczonego kierowcy. Jednak, aby tak się stało, Max będzie ciułał najdrobniejsze elementy złomu i gromadził profity, a także budował projekty: wodociągi, pompy paliwowe itp. Będzie też brał udział w wyścigach, o którym zapewne marzyłby w takiej rzeczywistości Dominic Toretto, ale pamiętając o perspektywie trzecioosobowej - widok zza kierownicy to jakieś szaleństwo. Niestety, gdy już wyczyścimy szczęśliwi dany obszar (przyda się balon do szybkiej podróży), okaże się, że w sąsiednim jest jeszcze więcej bałaganu do posprzątania, co powoduje z jednej z strony motywację do działania, a z drugiej uczucie lekkiej irytacji. Ale czy to taki problem, szczególnie jeżeli walki wręcz z paskudnymi bossami (choć niestety zbyt łatwymi do pokonania – unik, cios i po chłopie) czy nawet typowymi „gangusami” są równie energiczne, „mięsiste” (vide seria „Batman: Arkham”), co ognista „zabawa” na drodze z tym całym taranowaniem i strategią. Wiele w nich finezji i brutalności. Oczywiście, ktoś zarzuci, że twórcy mogli bardziej, kreatywniej i mocniej, podobnie jak Miller, który w „Na drodze gniewu” kazał kaskaderom wyczyniać „cuda na kiju”. Ale i tak gra ma się czym w tej kwestii pochwalić, gdy nadjedzie konwój – wyceluj i strzelaj, a kierowca zostanie wyrwany z wrogiego auta albo ten kolczasty potworek wyleci w powietrze. Wtedy lepiej, aby nasze auto było odpowiednio podrasowane, bo sami też stracimy przyczepność, szczególnie w trakcie naciskania przycisku turbo – warto rozważnie inwestować w pancerz i zastanowić się, jak podrasować pojazd, aby nie być zmuszonym do jego bezustannego naprawiania.
Screen z gry "Mad Max" (źródło: avalanchestudios.com)
Screen z gry "Mad Max" (fot. rozgrywka własna)
Szalona to gra, w której bębniący wrzaskun hałasuje tak bardzo, że przemiana Maxa nie wybrzmiewa tak silnie, mimo gorzkiego zakończenia. Ale ma ten specyficzny nerw połączony z nostalgią. Nieważne, że wkurza, gdy łazimy przez kilkanaście minut, nie mogąc znaleźć tego pie*rzonego zdjęcia z przeszłości. Ważne, że napędzana jest dopracowaną mechaniką, atrakcyjnymi dla oka krajobrazami oraz łaknieniem zemsty przez wielkie Z.
Kto jeszcze nie grał, ten niech się odważy. Post-apokaliptyczny świat w duchu kinowego pierwowzoru z psychopatycznych freakami warty jest tego, aby się w nim zanurzyć po samą szyję.
Ocena: 8/10
PS Jest możliwe granie na PS5 po wcześniejszej aktualizacji oprogramowania konsoli.
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - "Mad Max" – Aż kontroler parzy!
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.327