4 532
5 095 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23371 pkt)
3134 dni temu
2016-05-11 13:09:10
„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” to obraz, który wygrywa na tym polu. Bo, jeśli chodzi o głębię, to powiedzmy sobie szczerze, za wiele jej tu nie ma. Ale adaptacje komiksów, przynajmniej większość z nich nie są po to, aby doszukiwać się tam drugiego dna. Od czasu do czasu twórcy bawią się konwencją i czarnym humorem (vide „Deadpool”), idą w stronę kina szpiegowskiego (wspomniany „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”) lub powagi i mrocznego thrillera („Watchmen”), jednak najważniejsza jest po prostu dobra zabawa. Tylko tyle i aż tyle. I obojętnie czy mamy do czynienia z DC Comics, czy Marvelem.
W „Wojnie bohaterów” (oryg. „Civil War” – jak zwykle polski dystrybutor tłumaczy film według własnych zasad i pomysłów) akcja toczy się po wydarzeniach z „Avengers: Czas Ultrona”. Mściciele narozrabiali. Co prawda uratowali świat, ale kosztem wielu istnień ludzkich. ONZ postanawia działać. Wprowadza ustawę, która będzie kontrolować działania zamaskowanych superbohaterów. Avengers, niegdyś wykonujący niebezpieczne misje na własną rękę, teraz mają przejść w rządowe łapska. Niezależność kontra oficjalny nadzór. Nowe prawo powoduje konflikty. Drużyna dzieli się na zwolenników i przeciwników owej ustawy. Wśród tych pierwszych jest Iron Man, na czele drugich staje Kapitan Ameryka. A gdzieś w tle jest jeszcze tajemniczy szwarccharakter, który zaciera z zadowolenia dłonie, obserwując skłóconych herosów…
Nowy obraz braci Russo to przede wszystkim sprawnie nakręcone widowisko. I tak należy je postrzegać. Fabuła rozkręca się powoli, bohaterowie przez większość ekranowego czasu rozmawiają i rozmawiają, i gdy już widz zaczyna ziewać, być nienasyconym (zmęczenie materiału?) i nerwowo zerkać na zegarek, nagle następuje mocne boom! Rozgrywające się na lotnisku sekwencje są niczym dożylny zastrzyk z adrenaliną, ale w tak potężnej dawce, że można wypaść z fotela. Kamera się trzęsie, jednak całość jest zmontowana w taki sposób, że bez problemu ogląda się tą „cudowną” bitwę pomiędzy teamem Kapitana a teamem Iron Mana. Sam czułem się wtedy, jakbym cofnął się w czasie, kiedy byłem kilkuletnim chłopcem bawiącym się moimi komiksowymi figurkami. A teraz wszystkie ożywają na moich oczach. Mało tego, każda z nich to postać z krwi i kości, mająca swój charakter. Bracia Russo wpompowali w ten, wydawałoby papierowy czarno-biały świat tyle intensywnej energii i tak umiejętnie ukazali moce wszystkich superbohaterów, że aż chce się klaskać i wiwatować (świetnie wprowadzona postać Czarnej Pantery)!
Oczywiście, poza pościgami, walką i wybuchami jest tu miejsce na pewną symbolikę, odniesienie do polityki, moralnych postaw itp., ale te elementy jakoś nie przekonują, a cała intryga ledwo trzyma się na… pajęczej sieci. Za to sam konflikt między Rogersem i Starkiem (ponownie przekonujący Downey Jr.) jest dość intrygujący. Nie tak dawno, w mającej wcześniej premierę, innej komiksowej adaptacji też mieliśmy dwóch skonfliktowanych herosów: Batmana i Supermana. Tam co prawda również ten wątek wyglądał ciekawie, głównie za sprawą bardzo dobrego w roli Człowieka-Nietoperza Bena Afflecka, ale już sceny akcji prezentowały się słabiej niż w „Wojnie bohaterów”. Były zbyt plastikowe, wręcz „gumowe”. Mrok i ciemne filtry poddały się niestety komputerom. W filmie ze stajni Marvela nie czuć tej sztuczności. Nikt nie połknął kija od szczotki, więc luzu nie brakuje (wszak to Marvel), a z ekranu nie wyłazi średnio dopracowane CGI.
„Wojna bohaterów” to kino spójne i zrodzone z pasji. Zdecydowanie lepsze niż poszatkowany „Czas Ultrona”, lepsze też niż niezły „Zimowy żołnierz”. Sprawia podobną frajdę jak niegdyś „Avengers” z 2012 roku, kiedy na dużym ekranie pierwszy raz ujrzeliśmy superbohaterską grupę. I choć na podium (subiektywna opinia recenzenta) nadal stoi „Iron Man” rocznik 2008, a tuż za nim niewyparzony „Deadpool”, to „Wojna bohaterów” tym obydwu filmom depcze po piętach, mając szansę być co najmniej w pierwszej trójce marvelowskich adaptacji.
Uniwersum będzie wzbogacane, więc miłośnicy nie powinni się martwić, że to już koniec. Przed nimi „Doctor Strange” i kolejne „Avengers” (dwie części „Infinity War”), a w niedalekiej przyszłości solowy film o „Spider-Manie”, który miał swoje „pięć minut” w omawianej w recenzji produkcji. I wiecie co? Grający go tutaj młodziutki Tom Holland („Niemożliwe”, „W samym sercu morza”) kradnie to komiksowe show. Wreszcie otrzymaliśmy Człowieka-Pająka, o jakim wielu marzyło, z którym każdy nastoletni, mający jeszcze mleko pod nosem gimnazjalista może się identyfikować! Jego kreacja wygrywa z poprzednikami. Jest pełna wigoru, młodzieżowego slangu i co najważniejsze – to postać, która dopiero raczkuje, uczy się, wsiąka w bohaterski świat, podziwiając starszych kolegów po fachu. Super!
Ocena: 7,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" – Figurki rozstawione, zaczynamy bitwę!
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.396