483
554 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23237 pkt)
219 dni temu
2024-04-17 11:29:54
„In God we trust” – mawiają Amerykanie. Ta dewiza ma się jednak nijak do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Tutaj ufają swoim karabinom i oczom, a modlą się do flagi. Ci uzbrojeni po zęby w każdej chwili mogą zadać pytanie: „jakim Amerykaninem jesteś”? Od odpowiedzi zależy przeżycie. W ogóle to jakieś wariactwo – Teksas łączy się z nielubianą Kalifornią; niektórzy strzelają do innych, bo ci inni strzelają do nich; a prezydent (rzadko tak obsadzany Nick Offerman w istotnym epizodzie) ma za uszami więcej niż Trump. Porównywany jest nawet do Nicolae Ceausescu. Widz wrzucony w chaos, który trwa już wiele miesięcy, jeśli nie lat, nie otrzymuje szczegółowej ekspozycji, a jedynie telewizyjno-radiowe skrawki. Jak zaczęła się brutalna wojna domowa? Nikt tego nie wyjaśni. Ale nie to jest ważne. Ważny jest trochę ukryty morał płynący z tej ponurej historii i sam cel podróży.
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Wspomniana we wstępie Lee – światowej sławy fotoreporterka wojenna bierze pod swoje skrzydła początkującą w tym fachu Jessie. Razem z Joelem i dziennikarskim wygą Sammym jadą do Waszyngtonu, aby zrobić ostatnie zdjęcie szefowi wszystkich szefów oraz przeprowadzić z nim wywiad. Ot cała oś fabularna. Niby typowe kino drogi. Setki mil do pokonania. Lecz to, co za szybą auta zmienia postrzeganie filmu i rzeczywistości. Lee się wkurza, że z tyłu siedzi dom starców i przedszkole, lecz to kolejne checkpointy sprawią, że zacieśnią się więzi. Podobnie z Jessie – ona też jeszcze bardziej pokocha swoją idolkę. I przy okazji przejdzie szybką inicjację wśród kul i trupów.
Garland nie bawi się w półśrodki. Jak ktoś ma zginąć, to zginie. Gdy wybuchnie bomba, to rozerwie stojących blisko ludzi. I sprytnie buduje opowieść – tak, by nie wyrażać poparcia politycznego, ale tak, by krytykować ogólny konflikt. Co ciekawe, najbardziej sugestywne i działające na emocje są momenty ciszy, gdy słychać tylko spust migawki. Niestety, kameralność jest jednocześnie siłą i piętą achillesową filmu. Brakuje większej skali w tej prostocie. Pewnych niuansów. Jeszcze szerszego przekroju Stanów Zjednoczonych, ludzkich postaw i przekonań. Znamienna jest scena, gdy bohaterowie docierają do małego miasteczka, w którym mieszkańcy żyją, jakby nie było żadnej wojny, mając ją tam, gdzie kura jajko. Ale ja bym chciał takich momentów więcej. Czy tych, kiedy obgryzam paznokcie ze strachu, gdy celuje do mnie redneck niepojmujący, o co walczy (Jesse Plemons – I see you genius!) lub ubrany w moro ziomek z pomalowanymi paznokciami.
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Za twórczością Garlanda nigdy nie przepadałem, mimo że lubię gatunek science fiction. Jak dla mnie za dużo filozofowania, także z przedrostkiem pseudo („Anihilacja”). „Civil War” to bardziej prawda niż fikcja, mimo alternatywnej wersji możliwej historii. Jedno trzeba oddać reżyserowi i scenarzyście, że tu twardo stąpa po ziemi. Jego antywojenne dzieło jest świetnie sklejone, udźwiękowione, udokumentowane i zrealizowane (kilkadziesiąt mln dolarów nie poszło na marne, to najdroższa produkcja studia A24). Obrazek to okrutny, ale i zadziwiająco piękny – jakby dziennikarze przenosili się do krain niczym z mrocznej baśni (vide podróż przez płonący las). Nie zobaczycie dokładnego studium upadku imperium, ale za to przyjrzycie się jak człowiek człowiekowi wilkiem.
Alex Garland dowozi audiowizualnie, choć kuleje w warstwie realizmu, gdy np. dziennikarze towarzyszą żołnierzom, będąc tuż za ich plecami albo przed. Coś mi tu nie grało. Z kolei na scenariuszowe niedopowiedzenia przymykam oko – pozwalają one na zbudowanie własnych interpretacji. A przemiana postaci? Na plus, choć też lekko naciągana. Że niby taka drobna, wrażliwa 23-letnia Jessie biega z aparatem, kuli się, łatwo unika ognia, odważnie wypina pierś, nie głuchnie od potężnych decybeli? Hmm… Okej. Grunt, że wciela się w nią bardzo przekonująco Cailee Spaeny – wschodząca gwiazda, którą ujrzymy w „Obcym: Romulusie”. Ma to Coś w spojrzeniu – połączenie uporu i dziewczęcości. Chce się ją przytulić i uratować, ale też przemówić do rozumu, że może lepiej powinna zostać na spokojnej farmie ojca, z dala od piekła. Choć z drugiej strony – niech podąża „za pasją”… Jeszcze lepsi w swoich rolach są Kirsten Dunst i Wagner Moura. Ona z wiekiem udowadnia, że jest wielką aktorką („Psie pazury”). On po fenomenalnej kreacji Pablo Escoabara w „Narcos” otrzymuje szansę rozwinąć skrzydła w innym repertuarze. Jego Joel wygląda, jakby przyszedł prosto z planu „The Last of Us”, lecz jest bardziej zabawny, pomaga wrzucić bieg na luz w tym dziennikarskim aucie, choć ma też moment wygrany emocjonalnie. A Dunst jako Lee Smith? Zmęczona, po wielu doświadczeniach i traumie, lecz pragnąca postawić kropkę nad i – dokonać największego dzieła w karierze.
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
Kadr z filmu „Civil War” (materiały prasowe/fot. Best Film)
„Civil War”. Political fiction. Film głośny. Oczekiwany. Pozytywnie oceniany przez większość krytyków. Wszak to mieszanka „Ludzkich dzieci” i „Czasu apokalipsy” z dodatkiem obyczajowym w stylu… „Małej Miss”, jak słusznie zauważył Jakub Popielecki z serwisu Filmweb. Ukazująca cały bezsens krwawej wojny domowej podobnie jak starszy „Salwador”, ale z tą różnicą, że z akcją osadzoną w USA. Czyli bliżej nas pod względem kulturowym. To przecież mocarstwo, ostoja pokoju! Dlatego dotyka tak, aż pozostawia czerwony ślad. Myślę jednak, że siła rażenia jest za mała, aby określić ten tytuł mianem filmu-rewolucji czy szczepionki z ostrzeżeniem dla obojętnych amerykańskich obywateli.
PS Czy tylko mnie część piosenek wrzuconych na zasadzie kontrastu (wesoła muzyczka przy dramatycznych wydarzeniach) nieco wybijało z immersji, powodując, że na mojej twarzy zagościło zdziwienie? Lecz ów zabieg zastosowany przez Garlanda ma swoje uzasadnienie – wydaje mi się, że pragnął specjalnie uwypuklić absurd wojny.
Ocena: 7/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Civil War" – Dziewczynka z aparatem
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.355