2 542
2 632 min.
Ludzie kina
pj (15434 pkt)
3075 dni temu
2016-07-03 19:24:17
Roland Emmerich to także scenarzysta i producent. Urodził się w zachodnich Niemczech w roku 1955. Wychowywał się w mieście Sindelfingen, tam także uczęszczał do gimnazjum. Jego ojciec był bogaty, prowadził bardzo dobrze prosperujący interes (produkował ogrodnicze akcesoria), więc młody Roland nie narzekał na niskie kieszonkowe. Dość szybko pokazał też otoczeniu i rówieśnikom, że ma artystyczne ciągoty. Rzeźbił i malował. Wraz z siostrą Ute (która od lat pełni funkcję producenta jego obrazów) musiał w młodości oglądać wiele filmów science fiction, w tym „Star Wars”. Bo jak niby wyjaśnić, skąd u nich w późniejszym czasie takie sprawne wyczucie gatunku i celowanie prosto w serca i gusta zjadaczy popcornu (brak logiki czy dziury fabularne to już inna kwestia; miałem na myśli „budowanie wciągających światów z charyzmatycznymi, acz czasem papierowymi postaciami”). Mimo że lubił ambitne dzieła Wendersa, to wolał pójść w kierunku komercji.
Emmerich drogę do kariery utorował sobie już w czasach studenckich, kiedy to nakręcił swój pełnometrażowy debiut – „Arkę Noego”. Opowieść o astronaucie, który trafia na ślady spisku mogącego zagrozić naszej planecie, zrobiła spore wrażenie. Nie dość, że była to jego praca dyplomowa wykonana w Szkole Telewizyjnej i Filmowej w Monachium, to jeszcze otworzyła część konkursową Festiwalu w Berlinie w 1984 roku i została sprzedana do dwudziestu innych krajów. Mało tego, obraz ten był swego czasu najdroższym filmem studenckim wyprodukowanym w Niemczech! Chciałoby się rzec, brawo Ty Rolandzie!
Podbudowany owym sukcesem młody twórca założył własną firmę producencką – Centropolis Films. Tam też mógł realizować dalsze projekty i nie być jednocześnie „trzymanym na smyczy”. Był sam sobie panem i władcą. I trzeba przyznać, że jego pomysły były co najmniej intrygujące. Mający premierę rok później „Joey” to coś dla miłośników połączenia fantastyki i horroru, ale w bardziej familijnym klimacie – historia chłopca, który komunikuje się ze zmarłym ojcem. Następny, trzeci obraz pt. „Polowanie na duchy” (1987) raczej średnio się spodobał. Międzynarodowa obsada i komediowe akcenty to za mało, aby powtórzyć sukces pierwszej produkcji. A i scenariusz jakoś nie „powalał” – ekipa filmowa ma pecha, wynajmując na potrzeby realizowanej produkcji starą i nawiedzoną rezydencję w Hollywood. Na szczęście Roland, trafiając do Hollywood, takiego pecha nie miał. Demony go nie prześladowały, a los się do niego uśmiechał. Jednak zanim się tam zadomowił na stałe, zdążył jeszcze nakręcić „Księżyc 44” (1990) – coś dla fanów kosmicznego science fiction typu „Odległy ląd” z Seanem Connerym, ale niestety przewidywalny, ze słabszą fabułą i oszczędnymi, mało udanymi efektami specjalnymi. Dopiero „Uniwersalny żołnierz” – dziś klasyk kina akcji – otworzył szeroko Emmerichowi wrota do hollywoodzkiego „Bizancjum”. Mimo że panowie Lundgren i Van Damme na planie nie pałali do siebie sympatią, to film okazał się sporym triumfem reżysera. Opowiadał o weteranach z Wietnamu poddanym pewnemu eksperymentowi, dzięki któremu można „wyhodować” genetycznie zmienionych i silnych wojowników. Kolejnym tytułem Roland wspiął się już na wyżyny reżyserskiego kunsztu. Mowa o „Gwiezdnych wrotach” z 1994 roku. Może bohaterowi byli nieco papierowi, zakończenie schematyczne, a czasem wpadało się w „czarną scenariuszową dziurę”, to jednak świetny klimat rekompensował wszystko! Po tym filmie Emmerich rozpoczął destrukcję na globalną skalę. Oczywiście destrukcję na kinowym ekranie.
Rok 1996 to premiera widowiska, jakiego świat wcześniej nie widział. Obca cywilizacja dokonała inwazji na Ziemią na szeroką, potężną skalę, a widzom opadła z wrażenia szczęka. Co tam nominacja do Złotej Maliny za scenariusz. Grunt, że „Dzień Niepodległości” zachwycał wizualną stroną i będącym w perfekcyjnej komediowej formie Willem Smithem. Wraz z kolegą Deanem Devlinem, Emmerich (scenarzysta i producent) tak „pięknie” obracał w perzynę amerykańskie miasta, że aż zapierało dech w piersi. Co ważne, nagrodzone Oscarem efekty po dwóch dekadach w ogóle się nie zestarzały. „Dzień Niepodległości” stał się jednym z najbardziej kasowych hitów w dziejach kina, zarabiając ponad 800 mln dolarów!
Emmerich podążał dalej tę samą ścieżką, tworząc widowiska i niszcząc wkoło wszystko niezwykle efektownie, ale scenariuszowo nie było za dobrze; jeszcze irytowała ta powiewająca w niemal każdym następnym obrazie amerykańska flaga i wylewające się morze patosu. Roland stał się aż nazbyt amerykański. „Godzillę” (1998) made in USA dało się oglądać dzięki perfekcyjnej pracy komputera; ale czuło się, że pod względem treści jest słabiej niż w „Dniu Niepodległości” (nominacja do Złotej Maliny za reżyserię nie była przypadkowa). Po zmutowanej jaszczurce, Ziemi (czyt. Ameryce) zagrażał też zmieniający się pogodowy klimat (niezłe „Pojutrze” z 2004 roku) oraz jeszcze bardziej szkodliwe zmiany geologiczne („2012”). Roland ponownie pokazał, co znaczy słowo apokalipsa (czyt. jak rozwalać całe miasta, tak aby przez moment widz wstrzymał oddech, a pieniążki za bilety ze wszystkich seansów urosły w górę złota!).
Zaskoczeniem były „Patriota” (2000) i „Anonimus” (2011). Obydwa oderwane od reszty jego filmów, bo nie należały do gatunku science fiction ani kina katastroficznego. Pierwszy historyczny dramat z Melem Gibsonem to opowieść o wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Drugi to thriller kostiumowo-poiltyczny, gdzie intryga goni intrygę (William Szekspir i jego tajemnice) oraz ważą się losy korony. Nie były to wiekopomne arcydzieła, ale w swoim gatunku potrafiły „uwieść”, nawet „Patriota”, który mimo nadmiaru podniosłych scen i sztampy, zachwycał montażem, muzyką i grą aktorską.
Czy Emmerich to najgorszy reżyser świata, gorszy niż Uwe Boll? Tak niektórzy sądzą, ale moim zdaniem to bardzo krzywdzące stwierdzenie. Co prawda, ma na swoim koncie też „potworki” typu „Świat w płomieniach” (2013), gdzie dokonał „zamachu” na Biały Dom oraz prehistoryczną, luźną wizję świata, czyli „10.000 BC (2008)”, jednak przeważają te lepszy dzieła rozrywkowe. Z naciskiem oczywiście na to drugie słowo. Sztampowe? Kiczowate? Głupie? Możliwe. Ale za to dostarczające dobrej, niewymagającej wysilenia komórek mózgowych zabawy!
A co o jego filmach sądzi żona reżysera, zapytacie? Ano nic, bowiem Roland Emmerich nie ma żony. Od dawna jest zadeklarowanym i ujawnionym homoseksualistą. Co więcej, często sam wspiera środowiska LGBT. W roku 2006 podarował aż 150 000 dolarów, aby wesprzeć kampanię Legacy Project. To najbardziej pokaźna darowizna w historii przekazana w trakcie festiwalu filmów LGBT Outfest!
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - Roland Emmerich – Master of Disaster
Więcej artykułów od autora pj
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.293