Zanim przytoczymy uzasadnienie szacownej kapituły i wspomnimy, kogo Węże jeszcze ukąsiły (był wśród owych wybrańców Kleks, totalny „kleks”), najpierw kilka słów na temat samych antynagród polskiego przemysłu filmowego. Co prawda, już o nich pisaliśmy, ale nie zaszkodzi uczynić to ponownie.
A więc ssssyczymy… To znaczy opowiadamy o Wężach. Pojawiły się 1 kwietnia 2012 roku, a narodziły się w głowach trzech krytyków: Kamila Śmiałkowskiego, Konrada Wągrowskiego i Krzysztofa Spóra. Panowie stworzyli wspólnie Popkulturową Akademię Wszystkiego, do której dzisiaj należy 200 osób związanych ze światem kultury (od dziennikarzy po blogerów itp.). Ludzi Ci głosują w plebiscycie na najgorszy film z rodzimego podwórka (ewentualnie koprodukcję, czyli filmidło powstałe z pomocą zagranicznych wytwórni). Jesteś recenzentem albo człowiekiem będącym blisko kina? Chcesz „puścić PAWia”, oglądając najgorsze z najgorszych? PAW czeka na Ciebie. Wystarczy, że wyślesz wiadomość na adres e-mailowy: kapitulapaw@gmail.com
Wybaczcie drodzy reżyserzy i scenarzyści. Byliśmy powyżej zbyt wulgarni. Wszak założeniem pomysłodawców nie jest obrażanie. Pragną oni po prostu z humorem doprowadzić do dyskusji na temat kondycji polskich filmów. A także przy okazji zwrócić wyraźną uwagę na niebezpieczne trendy, które nie służą rozwojowi i pomyślności polskiej kinematografii. Skąd jednak sama nazwa (anty)nagród? Wzięła się od przygodowego obrazu pt. „Klątwa Doliny Węży” (1988), mającego swój urok, ale tak kiczowatego, że trudno określić go kultowym (kto oglądał co najmniej dwa razy, „ten potępiony na wieki nie zaśnie nigdy”…).
Pierwszym zwycięzcą była komedia „Wyjazd integracyjny”. A później przypełzły inne „arcydzieła”, m.in.: „Kac Wawa” (2013), „Obce ciało” (2015), „Smoleńsk” (2027), „Botoks” (2018) i „365 dni” (2021). Ten przedostatni tytuł jest rekordzistą. Zdobył aż 9 Węży. Z kolei najwięcej nominacji otrzymał „Smoleńsk” – 17! Jeśli chodzi natomiast o „tfurcę”, to jako pierwszy może podnieść palec do góry i pochwalić się liczbą statuetek Mariusz Pujszo. Jego półka aż ugina się pod ciężarem figurek w kształcie węża. Otrzymał ich 8! Ale po piętach depcze mu Patryk Vega (7) i aktor Borys Szyc (6).
Kreatywne i zabawne są poszczególne kategorie. Poza Wielkim Wężem i tymi typowymi (najgorszy scenariusz, aktor, aktorka, duet, reżyser), są też np.: najbardziej żenująca scena i efekt specjalnej troski.
Wróćmy do tegorocznej edycji. Pamiętacie „Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza? Mimo ogromnego, jak na polskie możliwości finansowe, budżetu (przyp. red. 76 mln złotych), nie był to dobry film. A więc na pewno lepiej poradzi sobie owa opowieść w formie animacji. Tak chyba pomyślała Anira Wojan – reżyserka. Niestety, na porządną polską adaptację (przyp. red. amerykańska powstała w roku 1951) tej powieści (dla wielu najlepszej w dorobku literackim Sienkiewicza, Nobel nie jest przypadkiem) trzeba będzie poczekać. A szkoda. Bo to lektura piękna - historia miłosna pomiędzy rzymskim patrycjuszem Markiem Winicjuszem a chrześcijanką Ligą Kalliną, rozgrywająca się w starożytnym Rzymie za panowania cesarza Nerona. Fabuła skupia się na dramatycznych losach, prześladowanych chrześcijan, na tle splendoru i okrucieństwa pogańskiego Rzymu. Opowieść przedstawia rozwój chrześcijaństwa i głęboką przemianę wewnętrzną Winicjusza pod wpływem miłości i wiary – tako, słusznie, rzecze AI.
To animowane „Quo Vadis” – o podtytule „Miecz miłości” jest koprodukcją polsko-indyjską, choć swoje palce maczały w niej też: Litwa, Wielka Brytania, Francja i Cypr. I co z tego... Mimo ogólnej wierności materiałowi źródłowemu, jest to rzecz bez klimatu i ducha książki. Gdyby chociaż jakość animowanych postaci i tła były na wysokim poziomie, ale nie. To też kuleje. Tu wszystko potyka się o „własne nogi”. W większości źle dobrani aktorzy dubbingujący bohaterów (Michał Koterski jako Neron…). Serwowanie wartości religijnych w ilości przekraczającej dopuszczającą normę (tak, Ursus ma duży tatuaż na plecach przedstawiający bodajże Jezusa, jeśli nas pamięć nie myli). Pasujące jak pięść do nosa piosenki – może nie wszystkie, ale ten rap na końcu to masakra jakaś, choć mający „skusić” młodzież. Ale prawdziwa masakra to kreska, poszczególne klatki, storyboard. Całość wygląda tanio, sztucznie. Synchronizacja głosu i poruszania się ust postaci? Nie istnieje. Szkoły jednak poszły, film zarobił. Cel był szlachetny, wykonanie woła o pomstę do nieba.
Na Boga! Sienkiewicz przewraca się w grobie nawet po przeczytaniu poniższych opinii widzów i krytyków. Oto wybrane z nich:
"Zło dobrem zwyciężaj". Ale takie złe filmy spal na popiół... (Przemek „Jankes” Jankowski, Altao.pl)
Gdybym pracował w MKiDN to zrobiłbym WSZYSTKO, aby tego typu potworki nie otrzymały dofinansowania. Przykład braku wstydu (Michał Chudoliński, krytyk niezależny)
Wygląda jak gra na telefon. Przeraża fakt, że to trafiło do kin, reżyserka filmu przygotowywała materiał 10 lat (użytkownik Filmwebu)
Najszpetniejsza animacja jaką dane mi było obejrzeć. Miałem ochotę wydłubać sobie oczy. MKiDN wyłożyło na to coś kasę z naszych podatków (użytkownik Filmwebu)
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Węże 2025 – ukąszeni laureaci wraz z uzasadnieniem:
WIELKI WĄŻ-NAJGORSZY FILM ROKU: „Quo Vadis” (reżyseria: Anira Wojan, Subarkan Roy; produkcja: Paweł Szanacja-Kossakowski, Barnali Roy, Przemysław Wręźlewicz), za absolutnie profesjonalną próbę obrzydzenia całemu światu polskiej powieści nagrodzonej literackim Noblem.
NAJGORSZA REŻYSERIA: Anira Wojan, Subarkan Roy – „Quo Vadis”, otwieramy granice dla „profesjonalistów” z zagranicy i witamy na liście laureatów Węży twórcę z dalekich Indii.
NAJGORSZY SCENARIUSZ: – „Dziewczyna influencera” (za stworzenie fabuły, która jest równie wiarygodna i skomplikowana jak tik-tokowe rolki polskich influencerów z niższej półki)
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
NAJGORSZA ROLA MĘSKA: Antoni Królikowski – „Jak ukradłem 100 milionów” (za to, że nawet obsadzony po warunkach dał radę położyć rolę)
NAJGORSZA ROLA ŻEŃSKA: Joanna Opozda – „Wieczór kawalerski” (za nowy solidny wzorzec ekranowego cringe’u)
WYSTĘP PONIŻEJ TALENTU: Tomasz Kot – „Akademia pana Kleksa” (za to, że mogło być cudownie, a wyszedł inny rodzaj kleksa)
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
NAJGORSZY DUET NA EKRANIE: Sobota & byk – „Quo Vadis” (za to że do walki Ursusa z bykiem wprowadzili napięcie i chemię, która zaskoczyłaby samego Henryka Sienkiewicza.)
NAJBARDZIEJ ŻENUJĄCA SCENA: Wszystkie żarty o kupie Ptaka Mateusza – „Akademia pana Kleksa” (za spartolenie tak prostego chwytu komediowego jak żart o ekskrementach)
NAJGORSZY PLAKAT: „Quo Vadis” (za ciekawą koncepcję, by na plakacie oddać poziom załamania widza po zakończonym seansie)
EFEKT SPECJALNEJ TROSKI: Całokształt – „Quo Vadis” (za rozciągnięcie złego efektu specjalnego do rozmiarów pełnego metrażu)
NAJGORSZY SEQUEL, PREQUEL BĄDŹ ZNOWU TA SAMA HISTORIA: „Quo Vadis” (reż. Anira Wojan, Subarkan Roy; prod. Paweł Szanacja-Kossakowski, Barnali Roy, Przemysław Wręźlewicz), za nieudolny film tworzony li tylko pod tezę „szkoły i tak pójdą”. No i ewentualnie parafie.
NAJGORSZY PRZEKŁAD TYTUŁU ZAGRANICZNEGO: „Obsesja”, a w oryginale „May December” (dystr. M2 Film), za uparte przekonanie, że polskim widzom trzeba łopatologicznie
NAJGORSZY TELEDYSK: „Do miłości” – Sobota. Z filmu „Quo Vadis”, za niepowtarzalne ciarki żenady na plecach podczas oglądania i słuchania.
Źródło: https://www.facebook.com/nagrodyweze
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję