3 518
4 110 min.
Recenzje filmów
bartoszkeprowski (3368 pkt)
1837 dni temu
2019-11-12 10:35:05
Niewątpliwym asem produkcji jest Linda Hamilton, kradnąca one-linery Arnoldowi Schwarzeneggerowi. Sama obecność aktorki podnosi wartość dzieła o jedno oczko w górę. Twórcy zadbali o odpowiedni rozwój postaci, a że przyszłość, mimo jej zmiany, nie była dla bohaterki zbyt łaskawa, to aktualna Sarah Connor stanowi pewną siebie, ironiczną oraz pozbawioną złudzeń babkę, gotową na śmierć. Pełnię swojego potencjału Hamilton wykorzystuje przebywając na planie w towarzystwie Arnolda Schwarzeneggera w roli podstarzałego, ale ciągle jarego, T-800. Dyskusje pełne kąśliwych uwag tej dwójki sprawią uśmiech na twarzy niejednego kinomana. Niemniej głównymi bohaterkami obrazu są Grace (Mackenzie Davis) oraz Dani (Natalia Reyes). O odtwórczyni przyszłej zbawicielki świata trudno mi się wyrazić. Aktorka zagrała poprawnie. Szczególnie końcówka filmu w jej wydaniu, gdzie nareszcie pokazuje pazury, może cieszyć. Tam rzeczywiście daje z siebie wszystko. Jednakże znacznie ciekawsza od Dani jest Grace. To na barkach Mackenzie Davis spoczywa ciężar filmu i muszę przyznać, że bez problemu go udźwignęła. Nawet w towarzystwie Lindy i Arnolda ani na moment nie traci rezonu i błyszczy równie intensywnie. Przede wszystkim, Grace to babka nie do zdarcia. Dzięki Davis postać ta ma siłę i charyzmę, jakiej potrzebuje lider filmu, a kiedy tylko wchodzi do akcji, cała uwaga widzów mimowolnie się na niej koncentruje. Próżno szukać w kinie rozrywkowym tak udanej kreacji. Szczególnie, że w przeciwieństwie do grającej mechanicznego antagonistę w trójce Kristanny Loken, oferuje prawdziwe emocje (są sceny z jej udziałem, w których się autentycznie wzruszycie), a co za tym idzie bohaterkę z krwi i kości, a nie tylko ładną buźkę i duży biust, czyli pięknego „pustaka”, wypranego z uczuć, nawet jak na cyborga. Z kolei Gabriel Luna przywodzi na myśl T-1000, czyli kultowego antagonistę z „Dnia sądu”. Złowieszczy uśmiech, pewność siebie i te spojrzenie… aktor potrafi wzbudzić niepokój, a co dopiero, gdy jego bohater ukaże pełne spektrum swoich umiejętności. Pod względem aktorskim, to jeden z najlepszych „Terminatorów” w serii.
Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie" (źródło: materiały prasowe)
Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie" (źródło: materiały prasowe)
Drugim atutem „Mrocznego przeznaczenia” są sceny akcji i... efekty specjalne (choć nie wszystkie). Nie wierzycie? Muszę przyznać, że jak na hollywoodzkie widowisko o dużym budżecie przystało, mnogość i różnorodność scen nie zawodzi. Samochodowe pościgi, powietrzne akrobacje w wojskowym samolocie, pojedynki z użyciem pięści, młotków oraz innych niekonwencjonalnych narzędzi mordu ogląda się nader przyjemnie, nawet, jeśli w paru momentach widać trochę słabszą jakość. Na nudę z pewnością nie można narzekać. Dużą rolę odgrywa tutaj ogromna dynamika sekwencji akcji, wydarzenia na ekranie rozgrywają się w zawrotnym tempie. Nim zdążycie ochłonąć po początkowym pojedynku, a na pierwszym plan wejdzie dziarskim krokiem podstarzała Sarah Connor. Oczywiście w filmie nie zabrakło kilku spowolnień. Twórcy jednak oszczędnie korzystają z efektu bullet-time, dzięki czemu sceny z jego zastosowaniem nabierają smaku i jeszcze mocniej potęgują widowiskowość obrazu.
Koniecznie trzeba też wspomnieć o zastosowaniu motywu przewodniego z dwóch pierwszych „Terminatorów”. Już początkowe nuty kultowego utworu momentalnie budzą nostalgię. Poza tym „Mroczne przeznaczenie” otrzymało „R-kę”, niemniej trudno mi tutaj mówić o ogromnej brutalności. Owszem, są mocne momenty, trup ściele się gęsto, giną także bohaterowie, ale… wszystko utrzymano w granicach zdrowego rozsądku. Atmosfera widowiska też jest umiarkowanie mroczna. Przede wszystkim czuć tutaj bezradność bohaterów wobec śledzącego ich terminatora. Mimo iż przygotowują się na ostateczne starcie, to zdają sobie sprawę, iż prawdopodobnie nie wyjdą z tego żywi. Ich cel to ocalić Dani, albo... zginąć, próbując. Poza tym nowe narzędzie zagłady wyrachowanej sztucznej inteligencji jest praktycznie niezniszczalne, co tylko wzmacnia poczucie bezradności. Wraz z rozwojem akcji atmosfera filmu staje się coraz bardziej dołująca, wręcz fatalistyczna. Drużyna z biegiem czasu zaczyna padać z wycieńczenia, kolejne sposoby powstrzymania stworzonej do zabijania maszyny spalają na panewce, a każda ucieczka okupiona jest krwią. Z kolei sceny z przeszłości Grace urzekają świetnym klimatem science-fiction. Pojedynek plutonu żołnierzy z licznymi terminatorami przyspiesza bicie serca – roboapokalipsa pełną parą!
Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie" (źródło: materiały prasowe)
Muszę przyznać, że spodziewałem się, iż „Mroczne przeznaczenie” będzie widowiskową rozróbą. Czego nie przewidziałem, to wielu nienachalnych nawiązań do poprzedniczek, dodających obrazowi nostalgicznego posmaku i emocjonalnego wydźwięku, przy paru bowiem scenach można się naprawdę wzruszyć. To feministyczne kino drogi z silnymi kobiecymi postaciami, przezabawnym i starym, ale ciągłe jarym Arnoldem Schwarzeneggerem (nie każdemu taki wizerunek się spodoba), a także godny następca oraz mam też po cichu nadzieję, że również ostateczne zakończenie, dwóch pierwszych części...
Ocena: 7,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
*Autor recenzji publikuje też na portalu MoviesRoom.pl oraz Filmweb.pl pod nickiem bartez13_17
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Terminator: Mroczne przeznaczenie” – On(a) wrócił(a)!
Aragorn88
1835 dni temu
Szanuję tę ocenę. Ciesze się, ze Bartkowi się film podobał. Ja mam niestety mieszane uczucia. Scenariusz bym przepisał, wymyślił coś zupełnie innego. I jak dla mnie najlepsza część od czasów kultowej, mojej ukochanej Dwójki (Jedynkę też bardzo cenię!) to... "Salvation", która może i fabularnie kulała, ale i super klimat i postaci miała (poza małą czarnoskóra dziewczynką). A to, co zrobili tu Arnoldem? W sumie ciekawy zabieg, ani ziębi ani grzeje. Bohaterka Grace na plus. Meksykanka na minus. Krótko mówiąc: Za dużo scenarzystów. Kocham Cię Linda. Za dużo scenarzystów. Kocham cię Linda. Za dużo... 5,5/10. I co mi teraz zrobicie Terminatory?
Dodaj opinię do tego komentarza
Więcej artykułów od autora bartoszkeprowski
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.519