
Jeden budynek. Jeden człowiek. A wokół reagujące na każdy dźwięk wygłodniałe zombie. Jak żyć, a raczej jak przeżyć panie premierze – można zadać pytanie, parafrazując słowa pewnego polskiego polityka. No właśnie. Niełatwe to będzie dla głównego bohatera – Sama. Chłopak idzie na imprezę do byłej dziewczyny. Chce odzyskać swoje taśmy. Wypity drink, zmęczenie i ogólna chandra sprawi, że zamknie się i zaśnie w ciasnym pokoju. Po przebudzeniu tuż nad ranem odkryje, że senny koszmar jest niczym w porównaniu z zastałą rzeczywistością. Ściany umazane krwią, porozrzucane przedmioty i ubrania, i ta niepokojąca... cisza.
Kadr z filmu "Noc pożera świat" (Kino Świat)
Debiutant Dominique Roucher czerpie garściami z innych filmów grozy, wstrzykując jednocześnie w fabułę własną, autorską wizję i nietypowy styl narracyjny. Jego „Noc pożera świat” może kojarzyć się z nieznanym szerokiej publiczności niemiecko-austriackim „Rammbockiem” z 2010 roku. Fani zombie movie znajdą także odniesienia do hiszpańskiego „Reca” czy brytyjskiego „28 dni później”. Z tym pierwszym tytułem łączy go miejsce, w którym rozgrywa się akcja, a z drugim samotność człowieka w świecie chylącym się ku upadkowi. Ale produkcja Rouchera nie jest ani tak intensywna jak paradokumentalny „Rec”, ani przerażająca jak dzieło Danny’ego Boyle’a.
To pozbawiony szokujących elementów gore, wyciszony, kameralny dramat jednostki walczącej o przetrwanie w jednej z paryskich kamienic. Reżyser ufa odtwórcy pierwszoplanowej i praktycznie jedynej roli. Norweg Anders Danielsen Lie, który niedawno zaskoczył przekonującą kreacją terrorysty Breivika w opartym na faktach filmie „22 lipca”, również tutaj jest postacią z krwi i kości. Ale tym razem postacią wzbudzająca sympatię widza. Taką, której się kibicuje. Niemalże w każdej scenie wiarygodnie ukazuje samotność bohatera, jego rozterki i strach. A także pomysłowość pozwalającą przeżyć w pierwszych dniach, zabić nudę i nie zwariować. Jak długo da radę? Sam z miesiąca na miesiąc niestety traci nadzieję. I zaczyna rozumieć, że w mieście opanowanym przez zombie, to on jest osobnikiem nie tyle wyjątkowym, co przede wszystkim niepożądanym, odstającym od normy. Danielsen Lie sprawia, że trudno oderwać oczy od ekranu.
„Noc pożera świat” nie wejdzie jednak na podium najlepszych zombie movie. Mimo braku dłużyzn, sporej dawki realizmu, ciekawej perspektywy i konceptu, oraz kilku oryginalnych ujęć i scenariuszowego rysu samych żywych trupów (próba uczłowieczenia zombie) to tylko niezłe, w porywach dobre kino. W którym mogą – choć nie muszą – irytować nielogiczne wybory reżysera i głównego bohatera. No i sam finał nie do końca satysfakcjonuje, a to już stanowi dość poważną wadę. Lecz świetna charakteryzacja, porządne udźwiękowienie i namacalne poczucie ciągłego zagrożenia działają tu na korzyść i obok głównego aktora są bez wątpienia plusami produkcji.
PS Zwróćcie uwagę na kreację pewnego kota. Wredny zdrajca!
Ocena: 6/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję