3 236
3 553 min.
Recenzje filmów
bartoszkeprowski (3368 pkt)
2852 dni temu
2017-01-31 10:51:30
Charakteryzująca się campowym urokiem, przepiękną, nieprzebaczającą główną bohaterką, która nie da sobie w kaszę dmuchać, a także sporą liczbą odniesień do kultowej serii gier wideo adaptacja skradła serca wielu kinomanom. To ten rodzaj kina, określanym mianem guilty pleasure; niby wstydzimy się przyznać, że oglądamy takie produkcje, lecz w głębi duszy siedząc podczas seansu, cieszymy się jak dziecko, śledząc poczynania niemiłosiernie katującej gatunek zombie nienagannie wyglądającą Alice. Jak więc wypada ostatni rozdział przygód tejże bohaterki na tle pozostałych? Zainteresowanych odpowiedzią na postawione pytanie zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Porzucona pośród zgliszczy i walcząca o przetrwanie Alice pozbawiona jest złudzeń. To koniec, apokalipsa zombie zdominowała świat, zdziesiątkowała ludność i nic nie wskazuje na to, aby ukrywające się cieniu resztki dawnego społeczeństwa miały dotrwać kolejnego dnia – Czerwona Królowa zarządziła globalną eksterminację ludzkości, jednakże nieoczekiwanie wyciąga do zmęczonej życiem bohaterki pomocna dłoń. Pojawia się iskierka nadziei, wystarczy tylko powrócić do… Raccoon City i zadać korporacji Umbrella jeden, acz śmiertelny cios.
Pozytywnie zaskakuje tutaj scenariusz. Owszem i w tym przypadku liczba dziur logicznych może przyprawić o ból łowy, lecz jak najbardziej sukcesywna próba spięcia klamrą wszystkich sześciu odsłon, a także równie udana analiza głównej bohaterki – dodanie postaci kolorytu poprzez ukazanie jej od nieznanej widzom strony, czyli emocjonalnej i ludzkiej (do tej pory można było odnieść wrażenie w miarę postępu serii, iż mamy do czynienia z maszyną stworzoną w celu eksterminacji hord zombie – pozbawioną uczuć) – skutkuje zdumiewającym efektem, fabuła po raz pierwszy zaczyna tak naprawdę angażować. Anderson postanowił tym razem znacznie większą uwagę przywiązać do Alice i samej historii, tak więc sympatycy kinowej sagi w końcu dowiedzą się, jakie było faktyczne źródło powstania wirusa T, kim jest wspomniana bohaterka, jak również doświadczą spektakularnej konkluzji tego kilkuczęściowego spektaklu. Ponadto nie brakuje tutaj licznych odniesień do poprzednich odsłon. Reżyser widowiska w dużej mierze sięga po wątki z pierwszej części – Alice wraz z widzami udaje się w podróż do samego początku swojej wyprawy – Raccoon City i Ula. Dzięki temu zaoferowana opowieść wydaje się znacznie bardziej rozbudowana, interesująca i przewrotna, niż którykolwiek z fanów mógłby przypuszczać, lecz ciągle stanowi tylko i wyłącznie podkładkę pod efektowną i niejednokrotnie bezmózgą jatkę.
Jak przystało na finalną odsłonę, W.S. Anderson nie przebiera w środkach. Reżyser dociska pedał gazu do samego końca, w związku z czym akcja pędzi z zawrotną szybkością. Alice raz po raz wpada na przeróżne zmutowane stwory, w międzyczasie zarządza obroną zniszczonego wieżowca, by ostatecznie stawić czoło zabójczym pułapkom stanowiącym zabójczą linię defensywą Ula… i oczywiście nie zapomina o nieprzerwanej eksterminacji zombie po drodze, ponieważ tych, jak dobrze wiecie, nie brakuje. Pomysłowość reżysera w przypadku scen akcji jest przeogromna, po prostu nie zna granic i naprawdę nie przeszkadza już nawet fakt, iż niektóre jego wymysły balansują na granicy absurdalności, niejednokrotnie ją przekraczając. Tutaj liczy się przede wszystkim widowiskowość. „Resident Evil: Ostatni rozdział” to produkcja wykonana z niebywałym na omawianą serię rozmachem, która w kategorii kina rozrywkowego doskonale wywiązuje się ze swojego zadania. Przykładem może być system obronny Ula. Sterujący nim Albert Wesker mógł niejednokrotnie wykończyć intruzów bądź zwyczajnie uniemożliwić im dotarcie do ich celu, lecz ten wolał się zabawić, niczym władca areny z „Igrzysk Śmierci” urządza bohaterom prawdziwą, zabójczą grę, pragnąc demotywować Alice i pozbyć się najsłabszych ogniw grupy, czekając sobie tym samym na godnych wyzwania przeciwników. Logiczne? Absolutnie nie, ale cholernie widowiskowe i krwawe!
Twórcy są świadomi, iż niejednokrotnie uderzają w campowe tony. Tak, Anderson nareszcie zdał sobie z tego sprawę i postanowił ze swojej wiedzy zrobić użytek. Zatem ta samoświadomość pozwala im drwić z własnego widowiska, o czym świadczy cały finał obrazu – bohaterowie łamiący przyjęte w gatunku akcji schematy. Przynajmniej dla tych kilku scen warto zobaczyć zamykający serię rozdział. Poza tym film być może nie ocieka krwią, lecz z całą pewnością nie brakuje w nim brutalności. Odcinanie kończyn, dekapitacja, łamanie kości, podpalanie i miażdżenie zombie… czego tutaj nie znajdziecie? Do tego bohaterowie padają jak muchy, zostają zagryzieni, przemieleni na mielonkę, czy pozbawieni palców. Anderson nikogo nie oszczędza. Naprawdę bardzo zdziwił mnie niezwykle okrutny obraz zombie apocalypse w „Resident Evil”, który do tej pory wydawał mi się filmem mocno ugrzecznionym. Nie tym razem. Poza tym postawiono też na klimat i atmosferę grozy, chociaż produkcję dalej należy sklasyfikować jako mocne kino akcji, to potrafi wzbudzić dreszczyk emocji, podobnie jak to miało miejsce w jedynce. Liczne jump scares sprawią, iż niejednokrotnie podskoczycie na fotelu, szczególnie jeśli nie jesteście zagorzałymi fanami horrorów.
Aktorsko jest przyzwoicie. Przede wszystkim wyśmienicie bawi się swoją rolę na ekranie Milla Jovovich, która jako Alice dawno skradła widzom serca. Śmiertelnie precyzyjna i wyćwiczona, pewna siebie oraz mająca przygotowaną na każdą okazję ciętą ripostę bohaterka to zdecydowanie najlepszy element tej sagi zombie. Milla Jovovich rolą Alice już nieraz udowodniła, że należy się jej bezsprzecznie angaż do któreś części Niezniszczalnych, kobieta ta bowiem pasuje do kina akcji lepiej, niż niejeden napakowany facet prężący dumnie muskuły na ekranie. Z reszty warto odnotować tylko Iaina Glena, który jako podkoloryzowany do granic możliwości bad-ass podołał swojemu zadaniu dość dobrze. Reszta z Ali Larter, Ruby Rose czy Shawnem Robertsem stanowiła tylko tło, ich bohaterowie to w zasadzie niewiele wnoszące do filmu papierowe tektury (czyt. ktoś musi posłużyć jako mięso armatnie, czołowej heroinie niezbędna jest wierna pomocnica, a złoczyńca nie może się przecież obejść bez ulubionego przydupasa).
Podsumowując, mam wrażenie, iż W.S. Anderson poszedł w końcu po rozum do głowy i dał widzom widowisko, po którym nie powinni czuć się rozczarowani. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych części „Resident Evil”, z pewnością bijąca na głowę dwie ostatnie i poziomem dorównująca pierwszym trzem. Jeśli jesteście fanami Alice od samego początku, to koniecznie musicie udać się do kin, ponieważ nie zawiedziecie się najnowszym tworem rzeczonego filmowca. Pamiętajcie jednak, iż „Ostatni rozdział” to znakomity guilty pleasure dla fanów tego cyklu, inni mogą go sobie zwyczajnie odpuścić, bo liczba głupot bywa tutaj przytłaczająca. Jednakże, w porównaniu do dwóch poprzednich, to ta właśnie odsłona ma szansę ściągnąć do kin najwięcej niezwiązanych z tematem kinomanów i – co więcej – przypaść im gustu. Zatem przypominam już kolejny i ostatni raz, pamiętajcie, na jaki film udajecie do kina i konieczne wyłączcie myślenie, ponieważ jest ono tutaj skrajnie niewskazane.
Ocena: 5,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Autor recenzji publikuje też na portalu MoviesRoom.pl oraz Filmweb.pl pod nickiem bartez13_17
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Resident Evil: Ostatni rozdział" – Paradise City
Więcej artykułów od autora bartoszkeprowski
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.320