7 672
8 778 min.
Recenzje filmów
bartoszkeprowski (3370 pkt)
3268 dni temu
2015-12-24 10:47:43
Niewątpliwą zaletą „Creeda” jest niemal wybitne aktorstwo. Na pierwszy planie dominuje Michael B. Jordan w roli tytułowego bohatera, który po udziale w koszmarnym reboocie „Fantastycznej Czwórki” – obraz mógł raz na zawsze przekreślić karierę niewątpliwie utalentowanego Kalifornijczyka – odrodził się niczym feniks z popiołów. Wykreowana przez niego postać to pod wieloma względami lustrzane odbicie ojca i nie chodzi tutaj jedynie o podobieństwo wizualne. Adonis jest równie ambitny i zdeterminowany, co Apollo. W jego oczach widać podobny błysk, a także pasję oraz oddanie boksowi. Jest pewny siebie, czasem zbyt arogancki, lecz to człowiek o złotym sercu, który ciężką pracą zdobył sobie szacunek, miłość oraz popularność. Michael B. Jordan po prostu lepiej nie mógł zagrać tej postaci. Mimo że byłem pełen wątpliwości podczas ogłaszania ostatecznej obsady obrazu i angażu wspomnianego aktora do roli syna legendarnego Creeda, to po zakończonej projekcji nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego, kto w tak przekonujący sposób odegrałby nadmienionego bohatera. Podczas seansu miałem wrażenie, że Michael B. Jordan nie stara się wcielić w Adonisa, on po prostu był na srebrnym ekranie potomkiem genialnego czarnoskórego boksera z Ameryki. Niewyobrażalny wyczyn. Na ekranie dzielnie towarzyszy mu gwiazda kina akcji, czyli Sylvester Stallone w roli swojego życia, którą jest Rocky Balboa. Trzeba przyznać, że doświadczony aktor zaliczył w „Creedzie” jeden z najlepszych, jeśli nie nawet najlepszy występ w całej swojej dotychczasowej karierze. Sly całkowicie zdominował drugi plan. W roli trenera i mentalnego mentora syna swojego dawnego przeciwnika, a potem najlepszego przyjaciela spisuje się zaskakująco dobrze. Stallone gra minimalistycznie, w odpowiedni sposób dozując przekazywane przez niego emocje. Wykreowany przez niego bohater to ten sam uroczy i sympatyczny facet z poprzednich części, który pomimo przykrych doświadczeń, codziennych trosk i rezygnacji z boksu stara się czerpać z życia tyle radości, ile tylko zdoła. Uważam, że razem z Michaelem B. Jordanem stworzył godny zapamiętania ekranowy duet, który przez długi czas będzie dla ludzi wzorem męskiej przyjaźni, szacunku oraz oddania. Ponadto Sly udowodnił, iż nominacja do złotej statuetki w jego wypadku nigdy nie była pomyłką ze strony akademii, która, jeśli tym razem pominie rolę aktora w „Credzie” podczas wręczania Oscarów, wykaże się brakiem kompetencji oraz zwyczajną niechęcią do gwiazdy kina akcji lat 80.
Wisienką na torcie są wręcz oszałamiające sekwencje walk na pięści. W tych kilku nielicznych, ale jakże dobrze zmontowanych i widowiskowych scenach, Ryan Coogler popisuje się niebywałym kunsztem reżyserskim. Po pierwsze pojedynki cieszą się naprawdę świetną dynamiką, a po drugie twórca nigdy nie traci nad nimi kontroli. Coogler dokładnie wie, co, kiedy i w jaki sposób pragnie widzom przedstawić. Brak tutaj jakiegokolwiek chaosu, a nawet dozy przypadkowości – przejścia pomiędzy kadrami są płynne i spójne, a choreografie pojedynków przećwiczone ze sto razy. Jednakże to nie wszystko, na co możecie liczyć. Ogromnej widowiskowości dodają filmowi gwałtowne zbliżenia na twarze bohaterów lub wyprowadzane przez nich ciosy, a także równie nagłe oddalania kamery, która w jednej chwili obejmuje cały ring, pozwalając kinoman zobaczyć z zupełnie innej perspektywy dziejące się na nim wydarzenia. Ponadto reżyser umiejętnie spowalnia niektóre fragmenty walk tak, aby widz mógł się w pełni cieszyć jej najważniejszymi momentami. Wystarczy tutaj przywołać scenę nokautu młodego Creeda, która robi piorunujące wrażenie. Trzeba to przyznać, tak emocjonujących i zapierających dech w piersiach pojedynków próżno szukać w poprzednich częściach „Rocky’ego”.
Ryan Coogler do wyreżyserowania zapadającego w pamięć spektaklu o ludzkich emocjach, uczuciach, pragnieniach, snach i marzeniach, a mówiąc najogólniej życiu, nie potrzebował ogromnego budżetu i będących na topie aktorów, których twarze codzienne spoglądają na klientów przeróżnych sklepów z okładek popularnych magazynów. Twórca postawił na własne umiejętności, sprawdzonego aktora – Michaela B. Jordana, a także nieco zapomnianego już, ale niezwykle doświadczonego i znającego od podszewki całą serię Sylvestra Stallonea. Dzięki temu stworzył ponadczasowe dzieło, które złotymi literami wpisze się zarówno w historię „Rocky’ego”, jak i całej kinematografii, dając ponadto – z dużym prawdopodobieństwem – początek nowej serii opowiadającej o losach syna legendarnego Appolla Creeda!
Ocena: 9/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Autor publikuje też na portalu Filmweb.pl pod nickiem bartez13_17 oraz portalu MoviesRoom.pl
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Creed: Narodziny legendy" – Spadkobierca legendy boksu!
Więcej artykułów od autora bartoszkeprowski
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.359