
Sylvester Stallone to facet, który swoją sprawnością fizyczną i witalnością mógłby obdzielić kilkunastu panów z piwnym brzuszkiem. Ma już 66 lat, ale nie spieszno mu do emerytury. Posiada również przydatny dar: smykałkę do interesów. Pewnego dnia usiadł i pomyślał: "co zrobić by dobrze zarobić"? Plan był prosty: odświeżyć znane serie. "Rambo 4" i "Rocky Balboa" były udanymi powrotami do korzeni. Fani, a przynajmniej większość z nich, wychodzili z kin z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Sylwek uwierzył, że nadal może i potrafi przyciągać tłumy. Nie spoczął na laurach i namówił weteranów kina akcji na wspólny projekt. Film "Niezniszczalni" mimo banalnej fabuły, średnio zmontowanych scen walk i fali krytyki niektórych recenzentów, okazał się hitem.
Realizacja sequela była kwestią czasu. Tym razem Stallone podjął słuszną decyzję, oddając stołek reżyserski w inne, bardziej doświadczone ręce. Simon West, twórca "Con Air - Lotu Skazańców" nie zawiódł, perfekcyjnie poprowadził aktorów i z mało oryginalnego scenariusza wykrzesał ogień. Przed grupą najemników pojawia się nowe niebezpieczne zadanie. Wydawać się mogło, że to mission impossible, ale jak się ma w drużynie Dolpha Lundgrena, Jeta Li, Jasona Stathama, Randy Coutura, a dowodzi sam Sly Stallone, to każde zlecenie zakończy się murowanym sukcesem. Nie najważniejsza tu fabuła, która opiera się na trzech słowach: wytropić, dorwać i zabić. Dokonywanie dogłębnej analizy nie jest potrzebne. Ważne, że na ekranie dzieję się dużo: wybuchy, pojedynki na śmierć i życie, świszczące nad głowami kule. Potocznie mówiąc: jedna wielka rozpierducha.
Koneser ambitnego i kameralnego kina zapewne zapyta: dlaczego film "Nezniszczalni 2" triumfalnie zdobywa box office i zarabia setki milionów zielonych? Przecież to bzdurna opowieść bez ważnych wartości i przesłania. Natychmiast odpowiem na to pytanie i postawiony zarzut. Zgadza się - poza pokazaniem czym jest prawdziwa przyjaźń, nie ma poważnych rozważań o życiu czy skomplikowanego wątku miłosnego, ale jest coś innego. To nie wymagająca myślenia rozrywka dla wszystkich chłopców: młodych i starych. Kapitalne zdjęcia, muzyka, montaż, dobra choreografia walk i niezłe efekty specjalne sprawiają, że podczas seansu nie można się nudzić. Zgodnie z zasadą sequela: więcej, mocniej, szybciej. Kolejny raz oddano hołd starym filmom akcji: od kultowych: "Commando", "Podwójne uderzenie", "Rambo 2", "Szklana Pułapka", "Zaginiony w akcji" po te mniej znane klasy B: "Najemnicy", "Pazur Tygrysa".
Myślicie, że to już koniec zalet? Otóż nie. Część druga jest ciekawsza jeszcze z innych powodów. Zawiera dużą dawkę humoru i autoironii. Szczególnie kwestie Arnolda Shwarzeneggera i Bruce"a Willisa świadczą o tym, że panowie świetnie się bawią, żartując ze swoich wcześniejszych ról. Kulminacja następuje wraz z wejściem Chucka Norrisa. Wówczas, nam widzom, łezka w oku się zakręci - z sentymentu i ze śmiechu. Zaskakuje również Jean Claude Van Damme. Jako antagonista wypadł bardzo przekonująco - jest charyzmatyczny i nieobliczalny.
Summa summarum, "Niezniszczalnych 2" polecam wszystkim miłośnikom kina akcji, a szczególnie tym, pamiętającym erę kaset VHS. To produkcja przeznaczona głównie dla męskiej publiczności, choć wierzę, że niektórym paniom również przypadnie do gustu. Nie ma tu wybitnych kreacji aktorskich i rozbudowanej fabuły, ale nie zapominajmy, że to pastisz. Jeśli potraktujemy go z przymrużeniem oka, to możemy świetnie spędzić czas, podziwiając starych i nowych, napakowanych idoli. Czy kiedykolwiek marzyliście, że zobaczycie ich w jednym filmie? Teraz macie okazję, bowiem marzenie stało się rzeczywistością. Mam dobrą wiadomość: testosteron i adrenalina znów będą rządzić, gdyż panowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Kto wie, jakich gwiazdorów namówi Stallone do współpracy. Trzymajmy kciuki.
Ocena: 8/10
Źródło: YouTube.com (licencja Standardowa)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję