
Do gustu przypadł mi również wątek przeszłości Supermana. Jak się okazuje w produkcji Jamesa Gunna, tytułowy metaczłowiek wcale nie miał bronić ludzkości, lecz ją sobie podporządkować. Uszkodzone, a co za tym idzie, niekompletne nagranie od rodziców Clarka Kenta zostało mylnie przez niego zinterpretowane. Bohater podporządkował całe swoje życie pod słowa rodziców i zbudował swoją legendą jako obrońcy ludzkości. Dopiero po odzyskaniu całości nagrania przez ludzi Lexa Luthora, Superman poznał swoje prawdziwe przeznaczenie, nadane mu przez kochanych, jak o nich myślał do tej pory, rodziców. Bohater musiał skonfrontować się z niewygodną prawdą. Podłamany odkryciem, zaczął błądzić. Nie mógł pogodzić się z ujawnionym przekazem. Wykolejonego bohatera stawia na właściwe tory przybrany ojciec. Dzięki niemu tytułowy bohater uświadamia sobie, że sam decyduje o swoim losie. Wybiera drogę, którą podąży w przyszłości, a przeszłość lub przeznaczenie nie muszą go w żaden sposób definiować. To ważny przekaz, o którym warto pamiętać. Szczególnie jeśli zmagamy się ze wstydliwą lub niechlubną przeszłością i boimy się, przekreśli ona naszą przyszłość.
Kadr z Superman (źródło: Warner Bros)
Warto zaznaczyć, że film potrafi być bardzo brutalny. Oczywiście przemoc nie zostaje tutaj pokazana wprost. Niemniej Lex Luthor dopuszcza się bardzo szokujących czynów. Film Jamesa Gunna to bajka dla dużych chłopców, ponieważ w produkcji cierpią oraz giną zarówna ludzie, jak i przybysze z kosmosu. Superman nie jest w stanie ocalić każdego, a jego decyzje obarczone są czasem tragicznymi konsekwencjami. Lex Luthor jest pozbawiony skrupułów, sumienia i choćby cienia współczucia. Aby osiągnąć własne cele, zmusza przybysza z kosmosu do posłuszeństwa, grożąc mu zabójstwem jego dziecka, a nawet modyfikuje własną koleżankę do postaci metaczłowieka, których przecież nienawidzi.
Kadr z Superman (źródło: Warner Bros)
Wisienką na torcie są wspaniałe efekty specjalne. Jak przystało na film o Supermanie James Gunn raczy fanów bohatera wieloma zapierającymi dech w piersiach sekwencjami rozgrywającymi się w powietrzu. Imersja jest tak duża, że w niektórych momentach można podświadomie poczuć wiatr we własnych włosach. Obraz zapewnia niesamowite wrażenia. Pojedynki są dynamiczne, zachwycają płynnym montażem i wywołują prawdziwą ekscytację. Poczułem się jak nastolatek, który z wypiekami na twarzy i w pełnym skupieniu obserwuje poczynania swojego ulubionego bohatera. Dziękuję Jamesie Gunnie za to, że rozbudziłeś we mnie takie emocje. Film jest bez dwóch zdań widowiskowy. Widać, że sporą część budżetu poświęcono na postprodukcję, bowiem omawiane dzieło zachwyca niemal w każdym elemencie. Począwszy od montażu, poprzez udźwiękowienie, a skończywszy na jakość efektów specjalnych.
Kadr z Superman (źródło: Warner Bros)
Niemniej nawet najlepszy scenariusz i reżysera nie uniosłaby źle zagranego obrazu. Moim faworytem w obsadzie „Supermana” jest odtwórca Lexa Luthora - Nicholas Hoult. Od zawsze wiedziałem, że ten chłopak ma nietuzinkowy talent i żadna rola nie jest mu straszna. Wcielając w postać tego złola tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. James Gunn umiejętnie wykorzystał cały drzemiący w aktorze potencjał i razem z nim wykreował niesamowitego złoczyńcę. Chyba nie będzie to nadużyciem, jeśli powiem, że stworzył najlepszego Lexa Luthora, jakiego miałem okazję podziwiać. Co do Supermana i Lois Lane zagranych odpowiednio przez nieznanych mi dotąd Davida Corensweta oraz Rachel Brosnahan, spisali się przyzwoicie, acz bez rewelacji. Trochę brakowało mi chemii pomiędzy wspomnianą dwójką, a może po prostu poprzednia iteracja znanej pary bardziej mnie kupiła. Mówię oczywiście o Amy Adams i Henrym Cavillu. Jednakże naprawdę nie mam się czego przyczepić. Pod względem aktorstwa film wypada przyzwoicie, a w przypadku Luthora ponadprzeciętnie.
Kadr z Superman (źródło: Warner Bros)
„Superman” to zgodnie z zapowiedzią samego reżysera zupełnie nowe spojrzenie na kultową komiksową postać. Moim zdaniem, jak najbardziej udane i wyróżniające się na tle pozostałych produkcji traktujących o omawianym metaczłowieku. Film zapowiada również ciekawe uniwersum i mam nadzieję, że będzie samym dla DC, co „Iron Man” dla Marvela. Jeśli tak się stanie, zwolennicy komiksów ze stajni DC otrzymają uniwersum, na które czekają od bardzo długiego czasu i na jakie zdecydowanie zasługują. Będę trzymać kciuki, aby James Gunn nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. W końcu S na klacie coś znaczy, czyż nie?
Ocena 9/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję