1 335
1 525 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23237 pkt)
692 dni temu
2022-12-30 18:40:54
Wybaczcie tę prywatę na wstępie, lecz czułem potrzebę, aby się nią z Wami podzielić. A co do nowego „Avatara”, to jest on kinowym doświadczeniem, w którym jakość obrazu i dźwięku osiąga rewolucyjny poziom. Tylko że, podobnie jak poprzednio, fabuła nie jest w stanie nadążyć za formą. Jednak mimo sztampy, są tam szczere emocje, potrafiące wywołać wzruszenie. O ile film z 2009 był krytykowany za kopiowanie niemal jeden do jednego motywów z animowanego „Pocahontas” czy „Tańczącego w wilkami”, tak ten może przynudzać kliszami związanymi z relacją na linii – rodzice/dzieci. „Istota wody”, choć powtórnie dotyka tematów kolonializmu i ekologii, to idzie przede wszystkim w kierunku rodzinnych relacji. Prosty skrypt ratują postacie… dzieciaków, szczególnie adoptowana Kiri (rewelacyjna Sigourney Weaver) oraz prawdziwy syn Jake’a Sully’ego i Neytiri – Lo’ak. Im kibicujemy, o nich się martwimy. Sam Worthington i Zoe Saldana nie mają za to dużo do grania. Ot, wychowują niebieskie córki i synów zgodnie z przekonaniami, i rolami. Tata uczy strzelać z łuku. Mama w sumie także, ale dodatkowo otacza troską. Saldana jest zdecydowanie bardziej wyrazista od drewnianego, papierowego Worthingtona, który znów staje się narratorem, specjalistą od ekranowej ekspozycji – bez energii, bez charyzmy. Jej matczyna miłość bierze niestety górę nad rozsądkiem.
Kadr z filmu "Avatar: Istota wody" (materiały prasowe)
Przeszło trzygodzinny spektakl początkowo wygląda jak pocztówka z wakacji, a następnie film przyrodniczy, gdzie funkcję Sama W. powinna przejąć Krystyna Czubówna. „Proszę państwa, a teraz widzimy majestatyczne podwodne stworzenia, które za moment wejdą w fazę godową… Spójrzcie jeszcze na te zielone drzewa i wysoką trawę oraz kosmiczne świetliki…”. Kontynuacja „Avatara” to nie droga bohatera jak u Campbella. To trzyaktowe dzieło, w którym James Cameron powoli zaprasza do świata już znanego, ale mającego jeszcze wiele do odkrycia. Rozwija go (to dobrze), sprawdza cierpliwość widza (tu jest ryzyko) i mało czym zaskakuje w warstwie fabularnej. Zanim akcja ruszy z kopyta, a raczej z płetwy, mijają godziny… W tym czasie podziwiam krajobrazy Pandory, podpatruje życie rodzinne Sull’ych i nieco podskakuje (budzę się) na fotelu, gdy pułkownik Miles Quaritch (Stephen Lang) zszokowany, ale i zadowolony z tego, że stał się Avatarem, pragnie zemścić się na Toruku Makto. Wraz z niebieskim oddziałem tropi więc ślady, dążąc tylko do jednego, wyznaczonego celu, nie spodziewając się, że ktoś uśpi jego złość. Ludzie pod przywództwem generał Ardmore (znana z „Rodziny Soprano” Edie Falco) są zajęci wtedy czymś innym – przygotowywaniem księżyca (bo to żadna planeta, a jeden z wielu naturalnych satelitów Polifema) do zamieszkania. Życie na Ziemi jest bowiem po kilkunastu latach trudniejsze niż w momencie, kiedy zwerbowano Jake’a. Szkoda, że mimo długiego metrażu, Cameron i spółka nie pokazali chociaż pojedynczej sceny opisującej ową sytuację. Ba! Nawet wątek przeobrażania terytoriów i atmosfery jest całkiem pozrzucany. Oczywiście, w kilku ujęciach mamy walkę Na’vi z ziemskim najeźdźcą, ale najważniejsze jest domowe ognisko. Skala makro ustępuje miejsca skali mikro. A już wyjątkowo kameralnie robi się, gdy zmuszeni do przeprowadzki, Sully z partnerką i potomstwem uczą się koegzystować z nadmorskim plemieniem – klanem Metkayina.
Archipelag w rejonie pandorańskich raf jest cudem doliny niesamowitości. Teraz rozumiem, czemu produkcja trwała tyle czasu. Cameron zmajstrował nowe kamery do zdjęć podwodnych, a procesory zapewne zastąpił szybszymi, by nie uległy przegrzaniu. Woda jest przepiękna, ale i niebezpieczna – prawie się „utopiłem”. CGI tak doskonałe, że raczej przez następne dekady się tu nic nie zestarzeje, mimo że tamten „Avatar” dzisiaj wygląda gorzej (choć nadal lepiej od wszystkich wysokobudżetowych gigantów). Grymasy na twarzach postaci są wiarygodniejsze, a stojący obok Na’vi Ziemianie nie prezentują się jak wklejone kukiełki. Ale nie mogłoby być inaczej, skoro tym statkiem kieruje James Cameron – megaloman i perfekcjonista. Człowiek bezgranicznie zakochany w swoim uniwersum, które stworzył na początku nowego tysiąclecia, uciekając od projektów science fiction, gdzie motywacje części bohaterów byłyby ciekawiej wygrane, a intrygi i stawka charakteryzowały się większym ciężarem (patrz. „Terminator 2”, „Aliens”). Scenariusz, tym razem napisany z pomocą Rick Jaffa (specjalisty od małpiej serii) kuleje. Wątki są urywane, ktoś się pojawia i nagle znika. Montaż nie ukryje, że coś ważnego dla przebiegu wydarzeń wycięto. Lecz z drugiej strony nie można odmówić reżyserowi kreatywności w budowaniu ekranowego świata, jakże „prawdziwszego” od planet ze „Strażników Galaktyki” i innych miejsc kojarzonych z adaptacjami Marvela, które rażą sztucznością na kilometr. Wiadomo, że całość oparta jest na efektach komputerowych, ale bez utalentowanego autora zdjęć, film nie prezentowałby się aż tak kosmicznie. Mauro Fiore nie nurkował pod wodą. Jego funkcję przejął Russell Carpenter. Nic dziwnego. Był na „Titanicu”, zdobył Oscara. Na planie czuł się jak ryba w wodzie, podobnie jak Kate Winslet, która wstrzymała oddech na 7 minut i kilkanaście sekund, pokonują tym samym rekord Toma Cruisa. Nawiązań do „Titanica” jest zresztą więcej.
Kadr z filmu "Avatar: Istota wody" (materiały prasowe)
Tworząc tę, lekko spóźnioną, recenzję, dowiedziałem się, że film przekroczył miliard dolarów zysków. To dobra wiadomość, bo ogromny budżet (większy niż pierwszego „Avatara”) nie poszedł na marne. Kolejne części, a już na sto procent trzecia i raczej czwarta, są w drodze. Niech tylko James Cameron wymyśli ciekawszą opowieść, z mocniejszą dramaturgią i twistami oraz nowym antagonistą. Wtedy zapamiętam z seansu więcej niż banalny slogan, że „rodzina to twierdza” itp. Tak, miałem łzę w oku. Tak, siedziałem jak zahipnotyzowany. Trzymałem kciuki, aby zachowujące się jak ludzkie nastolatki, błękitne latorośle przezwyciężyły swoje lęki. Tuliłem wieloryba. Łapałem rybki wypływające z ekranu (wydawało się, że 3D to echo przeszłości, ale nie, ta technologia nadal fascynuje, pozwalając na głębszą immersję). Cieszyłem się kolorystyką. Do zakochania było dość blisko. Ostatecznie skończyło się na polubieniu, gdyż mielizny nie pozwalały płynąć dalej, wyzwolić w pełni radosne, wewnętrzne dziecko.
„Avatar: Istota wody” ma dość dobre tempo – tylko raz spojrzałem na zegarek. Nie znajdzie się mimo to na moim osobistym podium najlepszych filmów roku 2022, choć w kategorii blockbuster mało kto może z nim konkurować. Jest jednak warunek. Należy go obejrzeć na dużym ekranie albo przynajmniej na wielkim telewizorze z porządnym nagłośnieniem. W innym przypadku o żadnym olśnieniu nie ma co marzyć.
Kadr z filmu "Avatar: Istota wody" (materiały prasowe)
Kadr z filmu "Avatar: Istota wody" (materiały prasowe)
Po zapalonym świetle na twarzy przyjaciółki i części widzów zauważyłem ekscytację. Film dostarczył im tego, co oczekiwali. Niby szablonową, przewidywalną, historię o porzuceniu nieistotnych różnic na rzecz budowy wspólnoty potrzebnej do stawienia oporu niszczycielskiej wrogiej sile, ale w nietypowym anturażu. Uniwersalną, zaplanowaną, powstałą z potrzeby serca, i pasji. Z efektownym, czytelnym finałem. Jej rozmach zachwyca i przytłacza jednocześnie, lecz ważne, iż zdaje egzamin z eskapizmu. Wszak po to stworzono kino.
PS Nie wiem, czy 48 klatek na sekundę w trakcie scen akcji, w wybranych salach IMAX, wyrzucało z filmu, czy może jednak wzmacniało doznania? Jak ktoś wie, ten niech napisze w komentarzu.
Ocena: 7,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Avatar: Istota wody" – Przytul wieloryba
692 dni temu
Trudno się nie zgodzić z recenzentem, Avatar po raz kolejny zdał egzamin z eskapizmu. Choć fabularnie nie jest niczym odkrywczym to w kwestii immersji dalej z tym światem może tylko Środziemie rywalizować i kilka rejonów z Gwiezdnych Wojen.
Fajna prywatna historia piszącego ja sam wybrałem się z siostrzeńcami którzy wcześniej mieli po naście lat a teraz już zakładają rodziny i film do nich trafił mocniej. Czy ktoś planuje jeszcze raz przytulić w kinie Wieloryba i Pandorę?
Dodaj opinię do tego komentarza
Aragorn136
692 dni temu
Ta "nudna" godzina o życiu w wodzie to balsam na dzisiejsze skołatane nerwy... lek na problemy.
Dodaj opinię do tego komentarza
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.362