2 224
2 331 min.
Autorzy/pisarze
MovieBrain (996 pkt)
863 dni temu
2022-07-12 16:02:09
- I co? Pracujemy razem? – zapytał z entuzjazmem Overlord.
- Został nam do pokonania Smok Ognia. Podobno najstraszliwszy. Tydzień temu skarżyła się na niego wioska leżąca blisko Kotła Dantego.
- Bardzo możliwe, że go tam znajdziemy. Kocioł to kanion pełen rzek lawy, świetna kryjówka dla Smoka Ognia – zauważył alchemik.
- Ruszysz tam z moim uczniem. Ja muszę coś załatwić, spotkamy się na miejscu.
- Dobra, do Kotła Dantego mamy stąd trzy dni drogi. Mieszkańcy tej wioski proponowali nam udział w uczcie na cześć zabicia smoka. Myślę, że moglibyśmy wypocząć i ruszyć jutro z rana – zaproponował Overlord.
- Ja z chęcią bym coś zjadł – powiedział Ling. Beluga skinął głową.
Zabawa zaczęła się od rytualnego tańca, podczas którego szaman wypowiadał jakieś zaklęcia, a pozostali mieszkańcy wioski tańczyli wokół ogromnego ogniska w rytm melodii wybijanej na bębnach ze zwierzęcej skóry. Mistrz razem z alchemikiem próbowali tutejszych trunków, a Ling zabawiał się z dziewczętami przy ognisku. Jedzenia było w bród, a pieczone mięso smoka okazało się smaczne.
Kiedy Ling się obudził, przywitał go Overlord podstawiający mu miskę z jedzeniem.
- To już południe? – zapytał, widząc słońce zenicie.
- Trochę pospałeś, ale to nic dziwnego. Wczoraj nieźle wywijałeś z tymi pannicami.
- A gdzie mistrz?
- Ruszył z samego rana. Zdążyłem z nim jeszcze zamienić parę słów. Mówił, żebym cię nie budził.
- Ach, ten mistrz. Szykuj wielbłądy. Szybko to zjem i ruszamy.
- Nie pożegnasz się ze swymi dziewczętami?
- Lepiej zajmij się tymi wielbłądami – odburknął Ling. Nie czuł się najlepiej. Głowa go bolała, a do tego czuł suchość w gardle. Szybko spałaszował śniadanie, przemył twarz, pożegnał się z szamanem wioski i ruszył w drogę razem z Overlordem.
***
Tymczasem mistrz Beluga powoli opuszczał tereny pustynne. Zauważył, że przewodnik wybrał wcześniej dla nich bardzo okrężną drogę. Wojownik postawił tym razem na inną i był to dobry wybór. W najbliższej wiosce wymienił wielbłąda na karego wierzchowca, po czym ruszył dalej. Było mu spieszno. Spotkanie z alchemikiem bardzo go zaniepokoiło. Przypomniał sobie dawne treningi ze swym mistrzem – Ulongiem. Był to chyba najsilniejszy człowiek, jakiego poznał. Tylko raz udało mu się go położyć na deski i to tylko dzięki sprytowi. Alchemia to potężna moc, której nigdy nie można lekceważyć.
Kiedy zmierzchało, Beluga zatrzymał się przed małym jeziorkiem w środku straszliwego lasu. Całkowicie bezlistne drzewa wyglądały w tych ciemnościach naprawdę upiornie. Mistrz zszedł z konia i rozejrzał się po okolicy. Po drugiej stronie jeziora, które teraz już prędzej można było nazwać bagnem, stała mała chatka, a obok niej widniał czyjś nagrobek. Beluga obszedł moczary i zbliżył się do opuszczonego domu. Przez okna dostrzegł wiszące wszędzie pajęczyny, a całość wyglądała jakby zaraz miała się rozsypać. Mistrz nie zamierzał tam wchodzić, interesował go ten nagrobek. Podszedł bliżej i prawie krzyknął z przerażenia. Ktoś rozkopał grób, ale w jakim celu? Beluga otarł nagrobek z kurzu, by upewnić się, że to ten, którego szukał. Tak, na ceglanej płycie wyryto ULONG. To tu przed lady, zakopał swego zmarłego mistrza. Kiedyś ten las wyglądał inaczej. Jednak nie było czasu, by teraz się nad tym zastanawiać.
- Nie jest dobrze – poklepał wierzchowca po pysku i wskoczył mu na grzbiet. – Ale jest jeszcze nadzieja. Po tych słowach ściągnął cugle i popędzili, ale nie w kierunku Kotła Dantego. Musiał zrobić coś jeszcze, zanim wróci do swych towarzyszy.
***
Ling z Overlordem wreszcie dojechali do Blacktown. Udało im się tu dotrzeć wcześniej niż przypuszczali. Zostawili konie w miejscowej stajni i zaszli do baru.
- Co pijesz? – zapytał alchemik chłopaka.
- Weź dla mnie to samo, co dla siebie – Ling padł na krzesło, niemal je rozwalając.
- Lepiej uważaj. Zaraz nie będziesz miał na czym siedzieć – Overlord postawił na stoliku dwa kufle piwa i siadł obok swego towarzysza.
- Muszę przyznać, że dawno nie piłem takiego dobrego piwa. Ciekawe, czy mają jakieś specjalne metody warzenia? – zaciekawił się Ling, sącząc powoli alkohol ze swojego kufla.
- Od razu widać, że pierwszy raz jesteś w Blacktown. W całym królestwie nie znajdziesz lepszych trunków niż tu. Podobno podczas warzenia używają tam do czegoś tej lawy z Kotła.
- Ciekawe, ale będę musiał tu częściej przyjeżdżać – po tej uwadze obaj wybuchli śmiechem.
- Bary w Blacktown zawsze stoją zapełnione, z tego słyną. Niespodziewanie do dwójki wędrowców dosiadł się jakiś starszy brodaty mężczyzna.
- Kim pan jest? – zapytał Overlord.
- Mówią na mnie Stary Jack, jestem najstarszym mieszkańcem tej wioski.
- Mówi pan, że wasze bary słyną z przeludnienia? To dlaczego oprócz naszej trójki nikogo tu nie ma? – wtrącił się Ling.
- Niestety, ostatnio pojawił się tu ten potwór. Osobiście go nie widziałem, ale podobno zabił już pięć osób, w tym Rudą Anię. Lubiłem ją, miała chyba osiem latek. Taka słodka dziewczynka – po policzku staruszka spłynęła łza.
- Współczujemy. Wie pan może gdzie ten stwór się ukrywa? Razem z moim towarzyszem – alchemik wskazał Linga - zamierzamy go pozbawić życia.
- Musicie być odważni. Podobno upodobał sobie jedną z jaskiń w Kotle, ale ja na waszym miejscu odjeżdżałbym stąd czym prędzej. To monstrum to smok. Zieje ogniem i jakiś chłopak mówił, że ma z trzydzieści metrów. Jesteście w porządku chłopy, radzę wam, wynoście się, dopóki możecie – po tych słowach złapał go okropny kaszel. Overlord uderzył go porządnie w plecy. Pomogło. – Dziękuję bardzo. Oznaki starości.
- Dziękujemy za pomoc i przestrogę. Ling, czas na nas – wstali od stołu, pożegnali się z dziadkiem i rzucili barmanowi parę monet jako napiwek.
Na krańcu Blacktown znajdowała się ogromna przepaść, a w jej wnętrzu Kocioł Dantego. Wędrowcy musieli zostawić na górze swe konie, ponieważ zejście w dół było zbyt strome i kamieniste. Ling przewrócił się nawet ze trzy razy, co skończyło się zdarciem obu kolan oraz najprawdopodobniej skręceniem prawej kostki.
- Za chwilę tu się zabiję – podsumował wstając po trzecim upadku.
- Zaraz dotrzemy do kanionu. Gdyby nie ta rzeka lawy, nic nie byłoby widać. A na wszelki wypadek wziąłem ze sobą jeszcze pochodnię – Overlord wyciągnął ją zza pasa i natychmiast podpalił.
- O, matko. Przecież mogłem tam zlecieć, trzeba było wcześniej zapalić tę pochodnię – przeraził się Ling. Alchemik nic na to nie odpowiedział. Szli dalej. Kanion był bardzo długi, po drodze mijali mnóstwo jaskiń, ale w żadnej nie mogli dopatrzeć się żadnego smoka.
- Stój – Overlord zatrzymał się nagle tuż przed ostrym zakrętem.
- Co jest? – nie musiał czekać nawet na odpowiedź, gdyż nagle przez korytarz przewinął się gęsty płomień ognia i gdyby zdecydowali się jednak skręcić, pochłonąłby ich.
- Już nas wyczuł. Przygotuj się – zakomenderował alchemik. Po tych słowach wbiegli do następnego korytarza, na końcu którego stał Smok Ognia. Był największy ze wszystkich czterech, same jego pazury mogły mieć ze trzy metry długości.
- Tak sobie zawsze wyobrażałem piekło – Linga zamurowało.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - Opowiadanie pt. „SERCE SMOKA”
Więcej artykułów od autora MovieBrain
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
2.897