
Kiedy usłyszałem, że Steven Spielberg zamierza zrealizować opowieść o Abrahamie Lincolnie, wiedziałem kto najlepiej pasowałby do odegrania tej, jakże ważnej i trudnej roli. Miałem przed oczami tylko jednego pana: Daniela Day - Lewisa. Ten piekielnie utalentowany Brytyjczyk, mimo iż nie posiada bardzo bogatej filmografii, to kilkoma kreacjami udowodnił, że niewielu może mu dorównać. Jak sobie wymarzyłem, tak się stało. Słynny „Sokole Oko” wcielił się w prezydenta i zrobił to fenomenalnie! (niemal stu procentowa szansa na trzeciego Oscara).
Mamy czwarty rok wojny secesyjnej. Film rozpoczyna się w obozie Unii, rozmową Lincolna z szeregowymi żołnierzami. I już w tej krótkiej scenie, widzimy jakim był człowiekiem. Skromnym, ale nie pozbawionym charyzmy, wierzącym głęboko w swoje ideały i poglądy (nie poddaje się i wszelkimi sposobami dokonuje zwycięskiej próby przegłosowania 13. poprawki), dla kogo rodzina jest równie ważna jak ojczyzna. Widać, że Lewis długo przygotowywał się do tej kreacji. Samymi gestami i mimiką twarzy ukazał emocje i charakter postaci. A gdy przemawia, talent sięga zenitu. Warto też wspomnieć o drugoplanowych rolach Sally Field, Tommy Lee Jonesa i Jamesa Spadera. Ta trójka „depcze po piętach” tytułowemu protagoniście, nie w mniejszym stopniu przyciągając uwagę widza.
Obok nietuzinkowej kreacji Daniela Day Lewisa, należą się owacje za piękne zdjęcia „stałego współpracownika” Spielberga, Janusza Kamińskiego oraz szczegółowe kostiumy tamtej epoki. Jednak fabuła nie wciąga. Steven swoje najlepsze lata ma już chyba za sobą. Robi filmy poprawne, typowo oscarowe, ale brakuje im inwencji, oryginalności, wzruszeń i zaciekawienia – tych wszystkich elementów, które posiadała opowieść o innej wybitnej jednostce – Oskarze Schindlerze. Tutaj akcja rozgrywa się na „politycznych salonach”, a jej siłą są dialogi. Niestety, gdy na ekranie nie pojawia się Lewis, film zaczyna nieco nużyć. O wojnie tylko słyszymy, więc miłośnicy efektownych bitew mogą się czuć zawiedzeni (tym polecam seans „Abrahama Lincolna: Łowcy wampirów”).
To nie pierwsza rozprawka Spielberga z tematem niewolnictwa. Kiedyś zrealizował „Amistad” – obraz bardziej interesujący dla przeciętnego widza, niż jego nowy „Lincoln” (który dla Amerykanów - patriotów, będzie jednym z najważniejszych filmów wszechczasów). Nie dziwi fakt, że najbardziej oczarowani są członkowie Akademii Filmowej, o czym świadczy 12 nominacji do Oscara! Polscy kinomani raczej nie podzielą tych zachwytów, nadal oczekując biograficznej produkcji o jakimś naszym słynnym królu lub prezydencie (zbliżająca się premiera „Wałęsy” - nadzieja, że film będzie artystycznym arcydziełem, jest tak samo silnia, jak wiara Abrahama Lincolna w zakończenie wojny i zniesienia niewolnictwa).
Ocena: 6/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję