O nasChronologiaArtykułyWspółautorzyPocztaZałóż bloga
 -

"Avatar: Ogień i popiół" – Sully trzymają się razem… - Recenzje filmów

…a czy widzowie wytrzymają prawie 3 h i 20 minut? Od tego należałoby zacząć recenzję trzeciej, najdłuższej części najbardziej kasowej trylogii w historii kina. Zgodnie z zasadą „sequelozy”, dzieje się w niej najwięcej, najgłośniej, najszybciej. Skoro tyle tych „naj”, to zapewne mamy do czynienia z najlepszym filmem roku i odsłoną „Avatara”. Tymczasem mimo swojego podtytułu, „Avatar: Ogień i popiół” nie podpala, a raczej gasi emocje, będąc przykładem projektu „paradoksów” (skąd takie określenie, wyjaśnię wewnątrz tego oto tekstu).

Wstęp
Treść artykułu
Galeria zdjęć
Opinie
Polecane artykuły

„Avatar: Ogień i popiół”, podobnie jak „Istota wody” przedstawia losy „niebieskiej” rodziny. Teraz zmagającej się z niedawną traumą i walczącej o lepszy świat bez „ludzi z nieba”. Nie ma ona łatwo, gdyż pojawia się agresywny klan – Zaran. Jego przywódczyni Varang ze wszelką cenę pragnie zdobyć broń „strzelającą gromami”. Nie toleruje ludzkiego wroga, ale syczy również na widok innych Na’vi, a szczególnie odczuwa nienawiść do Wszechmatki (nie będę dokładnie zdradzał, czym w jej oczach zawiniła Eywa). Ale Jake Sully i Neytiri muszą także uważać na powracającego i polującego na nich pułkownika Milesa Quaritcha. Jako Avatar ma jasno sprecyzowane cele – zabić kaprala Jake’a i odnaleźć własnego syna. Tak, „Spider” jest tym, o którego będą pojedynkować się dwaj ojcowie – ten prawdziwy z przybranym. Owe wątki napędzają akcję, ale nie wybrzmiewa w pełni, choć i tu i tam James Cameron wrzuca dramatyczne decyzje (np. biblijne nawiązanie, które dopisał... na kolanie).

 

Kadr z filmu "Avatar: Ogień i popiół" (materiały prasowe)

 

Ostatecznie otrzymujemy proste rozwiązania i znane schematy. „Nihil novi sub sole Pandora”. Ale moment! Co z „ognistym” plemieniem? Ano jest. Napada, krzyczy, pozostając gdzieś w tle wydarzeń. Wydawało się (patrz: tytuł filmu), że poznamy nowy biom. Że będziemy przebywać na jakże różniącym się obszarze geograficznym, stykając się z odmiennymi zwyczajami. Lecz mamy pierwszy paradoks. Mimo długiego metrażu, tak się nie dzieje. „Wulkaniczne krainy Pandory” – czytaliśmy w opisie dystrybutora. Gdzie one są!? Sama scena między Varang a Quaritcha plus „kamikadze w walce” to za mało. Szaleństwo wzmagane narkotycznymi wizjami to domena Davida Cronnenberga i Terry’ego Gilliama, a nie Camerona. Jeśli tak, to może chociaż po założeniu – na szczęście wygodnych i lekkich – okularów 3D ta uniwersalna i familijna z założenia fabuła przeobrazi się w realistyczny lot i zarazem fantastyczny odlot, jak po wypiciu kilku kieliszków wybitnie smacznego koniaku? Eee...

 

Wciąż jest to widowisko, z którym żaden blockbuster pod względem audiowizualnym nie może się równać. Wyciągamy ręce, mając wrażenie, że dotykamy liści. Woda zalewa nasze płuca, nie pozwalając oddychać. Płomienie „parzą”. Popiół dostaje się do nozdrzy (tego akurat za dużo nie ma). Przesadziłem? Nie, kiedy jesteśmy w kinie 4DX. Lecz nawet na „zwykłym” ekranie Multikina doświadczamy Wow. Tu jednak nadciąga drugi paradoks. Technicznie ów „Avatar” to identyczny „Avatar”, co sprzed kilku lat. Oba filmy były kręcone równocześnie, nie minęło aż tyle czasu, jak między pierwszą produkcją a „Istotą wody”. Stąd też o rewolucji tym razem nie może być mowy. Mimo to otwieramy szeroko oczy w ciemnej sali. „Podskakujemy” na fotelu jak 12-latek, który dostał wymarzony prezent. Ciesząc się kolorkami i dźwiękami. A że bohaterowie i (anty)bohaterowie generyczni, a ich sojusze i motywacje płaskie? „Oj tam… Gdzie indziej jest głębia w takim filmie”. Tak powiedzą niektórzy. Ja jednak po takim wizjonerze oczekuje więcej niż ciągłej fascynacji rozwijanym CGI (choć za to dziękują wszyscy w kinowej branży).

 

Kadr z filmu "Avatar: Ogień i popiół" (materiały prasowe)

 

W „Ogniu i popiele” przetrwał grzech główny. Struktura narracyjna i brak wielu kreatywnych pomysłów powodują, że mimo ogromnej skali, jest tu widoczna powtarzalność – także ta w scenach akcji. Jeśli dorosły widz jakoś skupi uwagę na szybkim montażu, to zauważy, że coś ucięto – postacie są w jednym miejscu, nagle skaczą do kolejnego. Jeżeli będzie zerkał na zegarek i zastanawiał się, ile jeszcze zostało do końca tej rodzinnej opowieści, to nie umknie mu nic istotnego. Cameron przysięgał, że AI nic nie majstrowała przy jego dziele. Yhy… A ja uważam, że scenariusz i część kadrów wygląda tak, jakby to Sztuczna Inteligencja „maczała paluchy”, a nie osoby od średniego horroru „Relikt” (tak, służyli pomocą, jak przy „Istocie wody”) i Russell Carpenter (zastępujący zdobywcę Oscara – Mauro Fiore).

 

Ktoś, kto chciał wylądować znowu na obcej planecie i zapomnieć przez ponad 3 godziny o polskiej zimie, która jest jesienią, to nie podzieli moich zarzutów. Pod warunkiem, że wybrał się na seans 3D HFR, gdzie płynność w kluczowych momentach przechodząca w mniej lub bardziej szarpane 24 klatki na sekundę, nie będzie barierą w chłonięciu niesamowitości. Ktoś poszukujący bogatszych doznań w ultra drogim „Avatarze” pomylił drzwi… Jego granice wytrzymałości poddane były próbie i prawie przekroczone. „Panie Cameron – zobacz mój środkowy palec! Wytaczam panu osobistą wendetę za moje męki, za trzeci paradoks – brak uzasadniania dla tak rozciągniętych 3 godzin, mimo skrótów fabularnych!”. Stwierdzi słusznie.

 

Jak w tej „avatarowej rzeczywistości” odnajdują się aktorzy? Z dostępnych materiałów z planu, wynika, że bawili się fajnie. Co nie zawsze przełożyło się na w miarę niezłe kreacje. Sam Worthington jako Jake Sully ciągle przypomina w przemowach o ważkości rodzinnych wartości, o tym, że wspólnie można wiele (Dominic Toretto słucha i nie protestuje, bohaterka lepszego, animowanego „Lilo i Stitch” przytakuje). Dobrze, bo inaczej bym o nim zapomniał. Neytiri w wykonaniu Zoe Saldañy ma wreszcie sprawczość, dzięki traumie (lejtmotyw) jest silna w działaniach, ale nadal – o dziwo – nieufna wobec „Spidera”. Nie toleruje go, bo to człowiek. A kim niby był/jest jej mąż? Rola to jednak przekonująca. Lecz nie aż tak, jak w przypadku Stephena Langa i Oony Chaplin (wnuczki Charliego Chaplina). Ta para to dopiero się stara! On – niestrudzony wojak, którym kieruje obsesja. Ona – mimo technologii motion capture, realistycznie pokazująca kocio-wężowate ruchy Varang i operująca mimiką twarzy w sposób zdumiewający. Stephen i Oona „pokonują” Sama i Zoe w kategorii aktorstwo. Dzieciaki natomiast zachowują się tak, jak kazał im 71-letni reżyser. Gadają do siebie slangowym „Yo bro”. Pływają z – tu jeszcze inteligentniejszymi – tulkunami (już w zwiastunie było wspaniałe ujęcie wyłaniania się z wody starszyzny tych wielorybów). Ale kojarzą się z młodymi surferami ze słonecznej Kalifornii wiadomo, kogo w szczególności mam na myśli. No może poza Kiri, która z głosem Sigourney Weaver, brzmi dojrzalej. Wszak jej przeznaczeniem są rzeczy większe niż życie. O reszcie aktorów pomilczę. Po prostu stoją, siedzą, biegają i machają rękoma (spoiler! – wraca Giovanni Ribisi jako korporacyjna menda, ale tutaj to żadna zaleta).

 

Kadr z filmu "Avatar: Ogień i popiół" (materiały prasowe)

 

Summa summarum „Avatar” z grudnia roku 2025 to dość przyjemna, lecz nieoryginalna „bajka”, ironicznie zwana historią o „wysokich kosmicznych smerfach”. Opakowująca banały i wnioski typu źli ludzie kontra piękna natura w lśniący papier. Udowadniająca, że Cameron to leń, który od 18 lat rozumie jednak, czego pragnie przeciętny ogół. Czyli wciąż tego samego, tylko bardziej. Bitwy bez taktyki, aczkolwiek tak muzycznie doprawionej, że każdy widz bierze w niej udział (Simon Franglen to nie tragicznie zmarły James Horner, ale jego utwory, np. „Marshaling Forces”, są mocarne i klimatyczne!). Podwodnej deus ex machiny. Lecz przede wszystkim ucieczki przed codziennymi problemami na latających maszynach Handlarzy Wiatru. Jeśli powstanie czwarty „Avatar”, to spełni identyczne życzenia. Ja już czekać na niego nie będę, obawiając się powtórnego recyklingu, zaburzonego tempa i wielowątkowości bez ładu i składu. Wolę pójść na spacer do lasu i obserwować przyrodę. Co prawda, to nie egzotyczny National Geographic na ogromnym ekranie, ale wrażenia też cudowne.

 

Kadr z filmu "Avatar: Ogień i popiół" (materiały prasowe)

 

Ocena: 6,5/10 (te pół za to, że ciągle – tak, jak będąca ze mną na seansie przyjaciółka – czuję żarzącą się w płomieniach magię tej serii).

 

źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję

aragorn136 (25871 pkt)Strona WWW Autora
Ilość odwiedzin: 121
Czas czytania: 150 min.
Kategoria: Recenzje filmów
Dodano: 1 dni temu [2025-12-29]

Temat / Nick / URL:

Treść komentarza:

Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.

© 2025 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.560

Akceptuję pliki cookies
W ramach naszego portalu stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym momencie zmiany ustawień dotyczących cookies. Jednocześnie informujemy, iż warunkiem koniecznym do prawidłowej pracy portalu Altao.pl jest włączenie obsługi plików cookies.

Rozumiem i akceptuję