
1 259
1 444 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (16615 pkt)
540 dni temu
2021-10-01 18:01:24
Nie było raczej obaw, że Jan P. Matuszyński nie podoła zadaniu, mierząc się ze sprawą Grzegorza Przemyka. Młodym osobom przypomnę, że chodzi o świeżo upieczonego maturzystę, ciężko pobitego na komisariacie milicji w roku 1983. Matuszyński już dwa razy udowodnił, że dobrze sobie radzi zarówno w portretowaniu słynnej rodziny Beksińskich i ich tragicznych losów, jak i w poruszaniu się zaułkami Warszawy lat. 30, gdy nad Europą wisiało widmo faszyzmu (patrz: serial „Król”). W filmie o jakże znamiennym tytule, czyli „Żeby nie było śladów” łączy te kwestie – relacje rodzinne z aparatem władzy, przemocą i systemem łamiącym kręgosłupy. W jego obrazie nieważne jest, co się zdarzyło, ale jak do tego doszło i kto jest za mord syna poetki i opozycjonistki Barbary Sadowskiej, faktycznie odpowiedzialny.
Kadr z filmu "Żeby nie było śladów" (fot. Łukasz Bąk/Kino Świat)
Co ciekawe, samo pobicie Grzesia jest tu zaserwowane już na samym początku. Reżyser filmu oraz operator Kacper Fertacz wrzucają zatem wszystkich widzów w świat, w którym za postawienie się milicjantom, nieokazanie dowodu i chłopięce wygłupy można było nie tylko trafić na dołek, ale także zostać skatowanym. Mimo że nie widzimy dokładnie, w zbliżeniu, jak funkcjonariusze zadają ciosy pałami i kopią butami, jednak cała ta scena – krzyki Przemyka i bezradność jego starszego kolegi – Jurka, przeraża, zostając w głowie do ostatnich minut długiego seansu. Jesteśmy trzymani za gardło, ziemia się trzęsie i nie możemy się ruszyć. Tak miałem ja wraz z wieloma innymi osobami, siedzącymi na kinowej sali, w tym z młodzieżą w wieku licealnym, dla której ta opowieść była lekcją historii oraz przypomnieniem, jak istotne jest pielęgnowanie pamięci o tego typu wydarzeniach.
Niestety, choć ani razu nie spojrzałem na zegarek w trakcie tych dwóch godzin i czterdziestu minut, to jednak sam metraż bywa tu problemem. Owszem, pozwala na wnikliwe prześwietlenie okresu późnego PRL-u – punkt po punkcie śledzenie tej konkretnej sprawy, lecz odczuwa się tu pewną rozwlekłość. Wątków jest co najmniej kilka, a równoległy montaż ukazuje dwie płaszczyzny fabularne – to, co dzieje się w zimnych korytarzach i biurze politycznym oraz przyziemne życie Jurka Popiela czy bogu duchu winnych sanitariuszy. Jan P. Matuszyński i mało doświadczona scenarzystka Kaja Krawczyk-Wnuk („Prawo Agaty”), która wcześniej nie miała okazji napisać skryptu na tak ważki, mroczny, uwierający dawną i ówczesną władzę, temat, bardzo przekonująco odmalowują zgniliznę komunizmu lat 80. Jednak, gdyby skrócić metraż o te 15 minut i dodać więcej emocji oraz frustracji (takich podobno nie zabrakło w reportażu Cezarego Łazarewicza), wtedy film by na tym zyskał. Kolejny, acz znacznie bardziej przeszkadzający w mojej opinii, kłopot dotyczy tego, jak została odegrana rola matki Przemyka. Sandra Korzeniak jest bez wątpienia zdolną aktorką teatralną, ale, jak słusznie zauważył Tomasz Raczek, swoją manierą sprawia, że trudno stać obok niej i ją przytulić. Oglądając jej reakcję na wieść o śmierci Grześka, miało się wrażenie zerowej rozpaczy. Nie wiem, jak zachowywała się prawdziwa Sadowska, i czy była aż tak introwertyczna, z natury cicha i spokojna, ale Korzeniak stworzyła postać, której starałem się współczuć, ale ostatecznie stawała się dla mnie obca, obojętna. Do tego przemawiała głosem identycznym jak matka Adasia Miauczyńskiego z „Dnia świra”, zmieniając w raczej karykaturalną osobą niż autentycznie przeżywającą ból kobietę (tylko w jednej scenie była nad wyraz wiarygodna). Szkoda.
Kadr z filmu "Żeby nie było śladów" (fot. Łukasz Bąk/Kino Świat)
Kadr z filmu "Żeby nie było śladów" (fot. Łukasz Bąk/Kino Świat)
Blisko przerysowania byli również panowie w mundurach i szarych garniturach (oraz jedna pani w czapce z lisa). Szczególnie widać to w kreacji Roberta Więckiewicza, którego na dużym ekranie ostatnio pełno. W „Najmro” był gliniarzem ścigającym słynnego kryminalistę uwielbianego przez prasę i zwykłych mieszkańców Polski Ludowej. W „Żeby nie było śladów” jest kimś wyższym stopniem, bo samym towarzyszem-generałem, wcieleniem zła – Kiszczakiem. Rzadko się odzywa, trzyma nerwy na wodzy, ale czasem jego mimika świadczy o tym, jakby męczył się i pocił w tej roli. Jakby nie mógł powstrzymać się od „totalnego szaleństwa”. Bardziej przerażająca, odpychająca oraz bezwzględna jest na pewno prokurator Wiesława Bardon. Wcielającą się w nią Aleksandra Konieczna wygląda niczym groteskowa, korpulentna Cruella De Mon. Ale jej Bardonowa to nie Baronowa, która poluje na psy rasy dalmatyńczyk, a cwana, głupia, podła baba, która dla własnej pozycji nie cofnie się przed zniszczeniem życia niewinnym ludziom. Mięsista to kreacja. Niesamowita. W pamięci pozostanie również ucharakteryzowany prawie nie do poznania, Michał Żurawski, który jako pułkownik Kmiecik, w wielkich okularach na nosie, symbolizuje znaczenie słowa komuchy! Cyniczny uśmieszek utwierdza widza w przekonaniu, że taka była większość ówczesnych przedstawicieli SB. Wyznających maksymę: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” i potrafiących osaczać ofiary dzięki szantażowi.
Skoro jeszcze jestem w kategorii aktorstwo, to muszę wspomnieć o Tomaszu Ziętku oraz Jacku Braciaku. Obok Koniecznej, ich role zasługują na największe brawa. Ziętek gra oczywiście Jurka Popiela – chłopaka z Siedlec, który jest świadkiem pobicia i przyjacielem Przemyka. I robi to tak bardzo naturalnie, że nie sposób mu nie kibicować. Jurek nie istniał w tamtej rzeczywistości, scenarzystka wzorowała go na postaci Cezarego F. W filmie pełni funkcję silnego bohatera uniwersalnego, niezłomnie walczącego z kłamstwem. Obserwując jego losy, można dostrzec także skomplikowane życiorysy setek prostych opozycjonistów, znajdujących się nagle w w nieodpowiednim miejscu i czasie, wrzuconych do worka „narkomanów i meneli”. Najlepiej wybrzmiewa tu jego relacja z ojcem, dawnym oficerem wojska ludowego. W tych scenach kipi od gotujących się we wnętrzu żalów i negatywnych uczuć. Braciak „pozamiatał”, budując postać tragiczną (nie będę w tym tekście zdradzał, co starszy Popiel uczyni „dla dobra” syna).
Kadr z filmu "Żeby nie było śladów" (fot. Łukasz Bąk/Kino Świat)
Summa summarum „Żeby nie było śladów” to film potrzebny i warsztatowo udany. Jednocześnie monumentalny i minimalistyczny, w którym w celu podkreślenia klimatu tamtych lat, użyto tzw. ziarna w postprodukcji. Co więcej, nie brakuje w nim również muzyki epoki – zmierzchu komunizmu i okresu przemian, chociażby lecących nieprzypadkowo w radiu piosenek Bajmu i Ryszarda Rynkowskiego (same, oryginalne kompozycje instrumentalne Ibrahima Maaloufa to tylko oszczędne, momentami groźne dźwięki). To obraz uczciwy, w którym przywiązanie do dbałości o detale i scenografię przysłania trochę obywatela mielonego przez potężną komunistyczną machinę i patologiczne prawo. Ale zmusza do refleksji oraz przypomina o tym, jak ważny jest sprzeciw wobec systemu. Czy jednak będzie on na tyle zrozumiały, by zachwycić Akademię Filmową? Obawiam się, że jest zbyt hermetyczny i lokalny, chociaż mogę się mylić.
Ocena: 7/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Żeby nie było śladów" – Komuchy!
Więcej artykułów od autora aragorn136

"RetroSpekcja" – W starym radiu nowoczesne brzmienia i wrażliwa dusza! - Recenzje płyt
Ach ten współczesny świat. Ludzie nawet dziewięć godzin dziennie spędzają czas, wpatrzeni w ekran swoich smartfonów. A gdzie miejsce na realną miłość i przyjaźń? Na przyjemne spotkania offline, z dala od internetowego hejtu? Gdzie się podziały tamte relacje? Mało kto się nad tym zastanawia, dlatego pewien uzdolniony artysta postanowił wyjść naprzeciw owym problemom, nagrywając debiutancką EPkę pt. „RetroSpekcja”. Już sam tytuł sugeruje, że ARKADIUSZ najlepiej czuje się w epoce, w której wspólne słuchanie starego radia było czymś naturalnym, a bombardowanie milionem wirtualnych bodźców nikomu nie zagrażało. Okładka krążka także nie atakuje bogactwem barw. Wydaje się więc, że człowiek w muszce i spodniach w kratę będzie coś tam cicho pod nosem nucił. A tu zaskoczenie! Bo ów minialbum to świetne połączenie pianina i gitar, w którym melodyjność idzie pod rękę z oryginalnymi brzmieniami. Nowoczesny pop przez duże P. Od człowieka z wrażliwą muzyczną duszą.

"Carnival Row" – Źle się mają sprawy w tym mieście! - Seriale
Tytuł niniejszej recenzji nie napawa optymizmem. To fakt. Ale powiadam Wam – wystarczy jeden odcinek, abyście dostrzegli, że oto narodził się serial bijący na głowę konkurenta z tej samej stajni, czyli „Rings of Power”. Mało tego, „Carnival Row” od Amazona jest jak księga znaleziona gdzieś na strychu. Zakurzona, oblepiona pajęczyną, lekko naddarta zębem czasu, a jednak po otwarciu kusząca zapachem… zgnilizny i zachęcająca do zagłębienia się w szereg intryg i zagadek, zarówno natury społeczno-politycznej, jak i typowo kryminalnej. W streamingu można oglądać jeszcze lepszy, drugi sezon owej steampunkowej produkcji, która i tak jest słabiej oceniana od takiego chociażby śmieszkowatego, infantylnego, „uwspółcześnionego”, problematycznego „Willowa”.

"The Last of Us" – Siła miłości, czyli jak przetrwać w zagrzybionym świecie! - Seriale
10 lat temu premierę miała gra, która do dzisiaj uważana jest za jedną z najlepszych w całej konsolowej historii. Nie brała jeńców. Rozjeżdżała emocjonalnie jak walec. Ściskała gardło. Przerażała, zachwycając jednocześnie warstwą wizualno-dźwiękową. Stworzona na podstawie przemyślanego, intrygującego scenariusza Neila Druckmanna, zyskała spore uznanie krytyków i zdobyła wór nagród. Kiedy jej fani dowiedzieli się, że HBO bierze się za adaptację, w ich mózgach zaczęły rosnąć grzyby… Czyżby wreszcie udane przeniesienie gry na do filmowej rzeczywistości? A może kolejny zawód? Gromkie brawa, czy obawa? Śpieszę z odpowiedzią. „The Last of Us” to serial z tyloma zaletami, że zasypują one szarą strefę. Warto poświęcić mu dziewięć godzin życia, nawet, jeśli jest się widzem nieznającym pierwowzoru.

"Chleb i sól" – Pianino i kebab, koszula i dres - Recenzje filmów
Raz na jakiś czas pojawiają się na naszym rodzimym, kinowym podwórku debiuty, które należy witać chlebem i solą. Są to filmy autorskie, oryginalne, nawet gatunkowe czy zaskakujące wizualną kreatywnością. Wśród takich produkcji szczególnie wychodzą przed szereg dzieła, w których twórcy poruszają aktualne tematy; portretują małomiasteczkową mentalność oraz pochylają się nad problemami współczesnej, skonfliktowanej młodzieży. Np. „Ostatni komers” z 2020 roku był tego typu opowieścią, ale „Chleb i sól” bliższy jest realizmowi. Oba tytuły godne polecenia. O pierwszym już czytaliście, dzisiaj nadeszła pora, aby przyjrzeć się temu drugiemu, gdzie kojące dźwięki pianina uzdolnionego chłopaka stawiają czoło rasizmowi i ksenofobii w wykonaniu dresiarzy.

"Rzeźnia Wyszków" – Lovciam to miasto, ale siebie najbardziej! - Recenzje książek
Marek Czestkowski buduje swoje uniwersum. Akcja jego kolejnej powieści rozgrywa się bowiem w malowniczym miasteczku położonym niedaleko wsi o nazwie Knurowiec. Nie powinno nikogo zdziwić, jeśli do powiatu wyszkowskiego będziemy jeszcze nieraz zaglądać w przyszłości. Na szczęście w tym wypadku tylko na kartach książek Marka. Dlaczego? Bo, gdyby bohaterowie tych książek, a szczególnie „Rzeźni Wyszków” (jakże mocny tytuł, sugerujący, że będzie się działo!), istnieliby naprawdę, to biada temu miastu i jego mieszkańcom… Drugie dzieło Czestkowskiego to podobna groteska i satyra jak w „Knurowcu”, ale podkręcona do n-tej potęgi i aktualniejsza w swoim wymiarze i przekazie. Czarna komedia, w której, mimo że zwierciadło jest bardziej krzywe, postacie chodzą dumni i wyprostowani.
Polecamy podobne artykuły
"Aida" – europejska koprodukcja z Orłem dla najlepszego filmu! - Kultura
6 czerwca poznaliśmy laureatów najważniejszych polskich nagród filmowych – Orłów. Cieszy nagroda dla Maćka Stuhra, który jako ojciec-alkoholik stworzył najlepszą rolę w swojej karierze. W górę wzbiła się też – co może zaskakiwać – „Aida” (oryg. tytuł „Quo Vadis Aida”). To oczywiście bardzo dobry i ważny obraz. Jednak część widzów, szczególnie na portalu Filmweb.pl, zastanawia się, jak to możliwe, że dramat o tłumaczce ONZ, która próbuje ocalić męża i synów, otrzymał aż 5 nominacji i zdobył nagrodę w najważniejszej kategorii?

"Boże Ciało" – Panie Jezu wybacz im, wybacz mi - Recenzje filmów
Co jakiś czas pojawiają się na ekranach kin takie filmy, że po ich obejrzeniu odzyskuje wiarę w kondycję naszego rodzimego kina. Inspirowane prawdziwymi wydarzeniami „Boże Ciało” Janka Komasy jest właśnie takim obrazem. Mało tego, ten zdobywca trzech Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni oraz weneckiej nagrody specjalnej, sprawia, że odzyskuje wiarę w ludzi.

"Król" – 8 na 10 syneczku, a jak! - Seriale
„Zachwyca”, „Najlepszy serial 2020 roku” – takie między innymi nagłówki pojawiły się w internecie na początku listopada. I – o dziwo – dotyczyły polskiej produkcji. Mowa o adaptacji bestsellerowej powieści Twardocha sprzed kilku lat, która rozeszła się w nakładzie ponad 100 tys. egzemplarzy. Czy „Król” faktycznie jest na na tyle królewski, że nie pozostaje nic, jak uścisnąć dłoń Janowi P. Matuszyńskiemu? Na to pytanie postanowiłem opowiedzieć dopiero po premierze finałowego odcinka, bowiem nie ma co oceniać dania tylko po talerzu, na którym jest podany. Trzeba zjeść wszystko, a na koniec popić piwem, porządnie beknąć i podziękować.
46. Festiwal Filmowy w Gdyni: Złote Lwy przytulają "Wszystkie nasze strachy"! - Kultura
Wielu widzów, w tym krytyków, narzeka na polskie filmy. Według nich są za bardzo polityczne, ciągle nawiązujące do wydarzeń i postaci z naszej minionej przeszłości. Można się z nimi zgodzić, ale na szczęście pojawiają się także produkcje, których temat jest aktualny w każdym czasie i niemal w każdej szerokości geograficznej. „Wszystkie nasze strachy” świetnie pasują do takiej kategorii. Niech Was jednak nie zmyli tytuł. To nie kolejny gatunkowy slasher. To wzruszający dramat o homofobii na wsi, który na 46. Festiwalu Filmowym w Gdyni, nieoczekiwanie wygrał Konkurs Główny, pokonując kandydata do Oscara – „Żeby nie było śladów” oraz 14 innych tytułów.
Teraz czytane artykuły

"Żeby nie było śladów" – Komuchy! - Recenzje filmów
Polski kandydat do Oscara pokazywany w Wenecji. Zdobywca Srebrnych Lwów na Festiwalu w Gdyni. I wreszcie film, którym zachwycił się jeden z redaktorów na Filmwebie, dając mu ocenę 9/10. Po takim wstępie można spodziewać się, że dramat pt. „Żeby nie było śladów” to dzieło bez wad, rozliczające dawny system w odważny sposób, polecane koniecznie do obejrzenia wszystkim Polakom i nadal dość aktualne w swojej wymowie. W dużej części to prawda, ale jako dojrzały widz spodziewałem się opowieści nieco bardziej przeszywającej serce i powodującej wewnętrzną złość oraz bezsilność. A więc po kolei…

"Snajper" – W moim sercu ojczyzna - Recenzje filmów
W roku 2014 w amerykańskich i brytyjskich kinach pojawiły się co najmniej dwie biografie o ludziach czynu, wybitnych jednostkach w swojej dziedzinie, którzy na stałe przeszli do annałów historii. Wystarczy wspomnieć filmy: „Grę tajemnic”, „Teorię wszystkiego”, a także „Selmę” i ich główne postaci, czyli naukowców Alana Turinga, Stephena Hawkinga oraz działacza na rzecz praw czarnoskórych – Martina Luthera Kinga. „Snajper” wpisuje się w ten biograficzny nurt.

"50 twarzy Greya" – Fifty shades of fucked-up - Recenzje filmów
„50 twarzy Greya” to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier 2015 roku. Zapowiadano gorący i kontrowersyjny romans, który zszokuje, poruszy i skłoni do przemyśleń. Ekranizacja bestsellerowej powieści autorstwa E.L. James, której fenomen dosłownie obiegł cały świat, jest produkcją niezwykle specyficzną, skierowaną do określonego grona odbiorców, przez co trudno ją ocenić; podejść do niej względnie obiektywnie, nie ulegając przy tym własnym uprzedzeniom.

Księżyc statkiem kosmicznym? - Intrygujące
Myśl, że Księżyc nie jest naturalnym satelitą ziemskim może wydaje się być kompletną bzdurą. Kiedy jednak dokładnie przyjrzymy się faktom na temat „Srebrnego globu”, nasze poglądy ulegną radykalnej zmianie.

Nie dla idiotów (czyli dla kobiet) - Prywatne - Mój Blog
Od zawsze wiadomo, że relacje damsko-męskie to jeden wieczny kocioł. Albo on chce, a ona nie, albo na odwrót. A może by tak przeanalizować sytuację? Kobiet nie będę analizować, bo sama nią jestem (nie ma więc powodów oczerniać), ale mężczyźni… To zupełnie inna bajka. Rozbiorę ich na czynniki pierwsze. Przedstawię typy i opiszę. Dla Waszego dobra, Kochane Kobiety!
Nowości

"RetroSpekcja" – W starym radiu nowoczesne brzmienia i wrażliwa dusza! - Recenzje płyt
Ach ten współczesny świat. Ludzie nawet dziewięć godzin dziennie spędzają czas, wpatrzeni w ekran swoich smartfonów. A gdzie miejsce na realną miłość i przyjaźń? Na przyjemne spotkania offline, z dala od internetowego hejtu? Gdzie się podziały tamte relacje? Mało kto się nad tym zastanawia, dlatego pewien uzdolniony artysta postanowił wyjść naprzeciw owym problemom, nagrywając debiutancką EPkę pt. „RetroSpekcja”. Już sam tytuł sugeruje, że ARKADIUSZ najlepiej czuje się w epoce, w której wspólne słuchanie starego radia było czymś naturalnym, a bombardowanie milionem wirtualnych bodźców nikomu nie zagrażało. Okładka krążka także nie atakuje bogactwem barw. Wydaje się więc, że człowiek w muszce i spodniach w kratę będzie coś tam cicho pod nosem nucił. A tu zaskoczenie! Bo ów minialbum to świetne połączenie pianina i gitar, w którym melodyjność idzie pod rękę z oryginalnymi brzmieniami. Nowoczesny pop przez duże P. Od człowieka z wrażliwą muzyczną duszą.

Inteligentny ChatGPT na wszystko Ci odpowie! Na pewno? - Technologie
Sztuczna inteligencja weszła na nowe tory. W ostatnich miesiącach coraz częściej można bowiem usłyszeć nazwę ChatGPT. Pod tym określeniem ukrywa się „pewien” chatbot czy, jak kto woli, „rozumny, niewidzialny jegomość”. W niniejszym tekście wyjaśnimy, kim dokładnie, a raczej czym jest owo specjalne, uruchomione w listopadzie 2022 roku narzędzie i jakie ma ono możliwości. Co więcej, podzielimy się z Wami wynikami testów, a konkretniej pokażemy, jak na nasze pytania odpowiedział ChatGPT.

Muzyczne marcowe newsy od ID Records! - Muzyczne Style
Jest wiosna! Nie śpimy. Wstajemy i słuchamy dobrej muzy. A taką na pewno proponują młodzi twórcy i artyści współpracujący z wydawnictwem ID Records. Swoje jakże nowoczesne, melodyjne i nostalgiczne single wypuścili: Gabor (ale nie Viki, a Michał), Aveira, debiutantka Natalia Pławiak oraz Tobiasz Pietrzyk. Co więcej, wraz z utworami, w serwisie YouTube pojawiły się kreatywne teledyski, doskonale oddające to, o czym śpiewają wymienieni wokaliści i wokalistki.

"Carnival Row" – Źle się mają sprawy w tym mieście! - Seriale
Tytuł niniejszej recenzji nie napawa optymizmem. To fakt. Ale powiadam Wam – wystarczy jeden odcinek, abyście dostrzegli, że oto narodził się serial bijący na głowę konkurenta z tej samej stajni, czyli „Rings of Power”. Mało tego, „Carnival Row” od Amazona jest jak księga znaleziona gdzieś na strychu. Zakurzona, oblepiona pajęczyną, lekko naddarta zębem czasu, a jednak po otwarciu kusząca zapachem… zgnilizny i zachęcająca do zagłębienia się w szereg intryg i zagadek, zarówno natury społeczno-politycznej, jak i typowo kryminalnej. W streamingu można oglądać jeszcze lepszy, drugi sezon owej steampunkowej produkcji, która i tak jest słabiej oceniana od takiego chociażby śmieszkowatego, infantylnego, „uwspółcześnionego”, problematycznego „Willowa”.

Pedro Pascal – zaopiekuj się mną milczący daddy! - Ludzie kina
Tropił Escobara i kosmicznych przestępców, próbował przetrwać w „zombie” świecie, walczył z „Górą” i na Murze Chińskim oraz jako bogaty złol chciał zostać najpotężniejszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Ale też opiekował zielonym kosmitą i nastolatką. Któż to taki? To Pedro Pascal – chilijski aktor, którego kariera właśnie eksplodowała jak supernowa. Trochę późno, bo dopiero po czterdziestce. Jednak mówi się, że lepiej późno niż wcale. Dlaczego Pedro jest tak kochany przez miliony fanów? Jak zaczęła się jego filmowa droga?

"Noc na uniwersytecie" – creepypasta Radka Gryczki! - Autorzy/pisarze
Wydaje się, że co jak co, ale Uniwersytet Warszawski to miejsce, w którym na pewno studentom nie grozi żadne niebezpieczeństwo. A jednak… Janek, przyszły magister historii na własnej skórze przekona się, czym są „pełne portki” ze strachu i nogi jak z waty. Przed Wami creepypasta, horror z elementami humorystycznymi autorstwa utalentowanego Radosława Gryczki, chłopaka, który zna niemal każdy zakamarek owej uczelni. W grudniu 2022 jego „Noc nie uniwersytecie” przestraszyła tysiące osób dzięki publikacji na kanale MysteryTv w formie opowiadania audio czytanego głębokim głosem lektora. Ale nareszcie trafia też do Internetu w wersji tekstowej – i to właśnie gościnnie do kategorii Autorzy/pisarze na portalu Altao.pl, za co bardzo Radkowi dziękujemy. To fikcyjna historia, ale jakże realistycznie i sprawnie napisana. Intryguje, pobudza wyobraźnię i przypomina, aby uważać na… (tutaj sami odkryjecie, co mamy na myśli). Nie było recenzji królującego na ekranach kin kolejnego „Krzyku”, w zamian spędzicie przerażającą „Noc na uniwersytecie”!
Artykuły z tej samej kategorii

"IO" – Barwna Odyseja Pewnego Osiołka - Recenzje filmów
Niektórzy mówili, że banał. Inni twierdzili, że zbyt dziwne, a manieryzmy nie pozwalają wejść w tę historię. Jeszcze ktoś zauważył przeładowanie obrazami i nadmiarem interpretacji przy tak minimalistycznej narracji (niemalże braku dialogów). Cóż. Polskim krytykom filmowym czasem niełatwo dogodzić, ale za to Ci zza oceanu pieją z zachwytu. „IO” (ang. „EO”) otrzymał bowiem aż średnią 85 punktów w serwisie Metacritic. Co więcej, nominowano go do Oscara w kategorii film międzynarodowy. Jak więc jest z tym Osiołkiem? Kochać, pogłaskać i podać dłoń Jerzemu Skolimowskiemu? Przejść obok niego obojętnie? Ja, mimo dostrzegalnych wad, skłaniam się do tej pierwszej czynności.

"Kot w Butach: Ostatnie życzenie" – Emerytura? O nie! - Recenzje filmów
Ponad dekada – tyle czasu minęło od ostatniej misji pewnego Latynosa. Łamacza damskich serc. Doskonałego szermierza. Bohatera wielbionego przez tłumy. Ryzykanta. Banity. Znanego jako… Puszek Okruszek. Wszak to nie człowiek, a kot. Nie jakiś tam mruczek futrem okryty. Bo w butach na miarę szytych, w kapeluszu wytwornym, z językiem do chłeptania mleka i układania refrenów. Kumplował się z zielonym ogrem, szukał gęsi znoszącej złotej jaja z pomocą gadającego… Jaja. Choć starszy, nadal żądny jest szalonych przygód i uwagi fanów. Ale przychodzi wreszcie pora, aby zwinąć interes i uśpić widza kocim narzekaniem…

"Resident Evil: Witajcie w Raccoon City" – Shitty, Pasty - Recenzje filmów
Są takie dni w życiu, gdy od samego już przebudzenia wiemy, że nie będą to dobre dni: za oknem paskudna poniedziałkowa pogoda z zacinającym deszczem, głowa trochę pobolewa, ponieważ poprzedniego wieczoru przyszło nam wychylić o jeden kieliszek za dużo na spotkaniu ze znajomymi, woda w czajniczku gotuje się tyle czasu, że aż sprawdzamy czy się przypadkiem nie przypala, woda pod prysznicem z kolei, w zależności od regulacji, albo parzy nasze plecy niczym iskry z kuźni Hefajstosa, albo zamraża naszą skórę niczym cios od Sub-Zero. Mimo to, przygotowujemy się dzielnie do wyjścia, choć wiemy doskonale, że w pracy już ostrzą sobie na nas kły kierownicy wyższego szczebla czy brygadziści...

Pierwsze lody... czyli jak to jest z "Polityką"? - Recenzje filmów
Chyba mało ludzi nie widziało jeszcze najnowszego tworu Patryka Vegi pt. „Polityka”. A wśród tych, którzy widzieli, opinie są raczej w miarę podobne. Bo mówią, że to gniot, że totalna porażka, że stracony czas no i czego innego się w sumie po Vedze można spodziewać?

"Dziedzictwo. Hereditary" – Osaczeni - Recenzje filmów
„Dziedzictwo. Hereditary” to kolejny po „The Witch” oraz „To przychodzi po zmroku” znakomicie oceniany przez krytyków dreszczowiec od wytwórni A24, który stara się wyjść poza schematyczne gatunkowe ramy. Bo to bardziej duszny dramat o rodzinie zmagającej się z żałobą niż typowy straszak. Zrealizowany przez debiutanta przykład artystycznego kina, które z komercją ma niewiele wspólnego.
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2023 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.789