
Wydaną w 2004 roku powieść napisał Jeff Lindsay (prawdziwe nazwisko: Jeffry P. Freundlich). Urodzony w Miami na Florydzie w 1952 roku, spokrewniony z samym Ernestem Hemingwayem, dzięki tej serii („Demony … „ to część pierwsza) stał się sławny i bogaty (również za sprawą sprzedania praw do adaptacji).
Jeśli jeszcze nie oglądaliście serialu, tym lepiej będziecie „bawić się” czytając książkę. Natomiast wszyscy doskonale pamiętający fabułę, z przyjemnością wychwycą wszelakie różnice i ocenią, co jest ciekawsze: powieść czy jej ekranowa wizja?
Już na okładce widnieje intrygujące zdanie: „Seryjny morderca, w którym można się zakochać”. To prawda. Ja pokochałem. Za chwilę odezwą się podniesione głosy „Bractwa Moherowych Beretów” żem grzesznik straszny. Spokojnie, pozwólcie „drodzy oskarżyciele” na szansę obrony i wytłumaczenia.
Dexter Morgan nie jest potworem. On zabija potwory. Nocą budzi się jego Mroczny Pasażer, drugie ja, ciemna strona mocy. Wyrusza na łowy, by eliminować szkodliwe jednostki: gwałcicieli, zwyrodnialców, psychopatów. Tym samym wymierza sprawiedliwość. Jest socjopatą, ale panuje nad dwoistością swojej natury, postępuje według kodeksu, który wpoił mu przybrany ojciec, policjant Harry Morgan. Dex musi uważać, umiejętnie zacierać ślady. Pracując w wydziale zabójstw, wie jak bardzo ryzykuje. Kocha (mimo wmawiania nam, że jest pozbawiony uczuć) przyrodnią siostrę Deborę (ups… zdradziłem pierwszą różnicę z serialem). Tu rodzi się pytanie. Gdzie jest granica jego poczynań? Czy odbieranie życia tym „złym” bez sprzeciwu podlega usprawiedliwieniu? Czy społeczeństwo zaakceptowałoby Dextera?
To powieść oryginalna, przewrotna, w której odnaleźć można pokłady czarnego humoru i autoironii. Postacie są wyraziste, z krwi i kości. Trudno je nie lubić (Angel Bez-Skojarzeń czy rzucający dowcipami Vince Masuka). Lekki styl oraz pierwszoosobowa narracja pozwalają na bezpośredni współudział w polowaniu na kryminalistów. Znający od podszewki Miami, Lindsay umiejętnie odwzorowuje klimat tego miasta: kubańskie rytmy mieszają się z poczuciem zagrożenia. Kto wie, jakie typy i świry czają się za rogiem. Chociażby tajemniczy mężczyzna, który z pasją kroi na kawałki młode prostytutki, pozbawiając owych fragmentów krwi.
Oczywiście „Demony Dobrego Dextera” to nie książka bez wad. Czasem odnosi się wrażenie, że brakuje nieco zawiłości, gęstości. Dość łatwo się domyśleć rozwiązania zagadki. Zapewne nie pozwala na to objętość: tylko ponad 200 stron. Mimo to warto zatopić się w niebezpiecznym i fascynującym jednocześnie świecie pełnym zbrodni.
Ocena: 8/10
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję