1 255
1 384 min.
Recenzje książek
aragorn136 (23303 pkt)
1017 dni temu
2022-02-21 15:55:34
I tak i nie. Już na wstępie mogę Wam to zdradzić. Odpowiedź moja niejednoznaczna, bo i owa książka przeredagowana przez Christophera Tolkiena jakby poniżej oczekiwań. Czyta się ją ciężko. Jest jak przeprawa przez gęste zarośla. Należy kroczyć ostrożnie. Mieć oczy wkoło głowy. Jeden fałszywy krok, a czytelnik ugrzęźnie tam na długie miesiące. Z jednej strony to niby dobrze, szczególnie, jak nazywa siebie prawdziwym miłośnikiem fauny, flory i historii Śródziemia. Z drugiej, w przypadku osób, dla których nawet ukończenie przygód „Hobbita” było ponad siły, towarzyszenie głównemu bohaterowi, chociażby przez dzień, będzie męką.
Okładka (źródło: www.proszynski.pl)
„Upadek Gondolinu” ma wspaniałą okładkę w twardej oprawie. Wielka czcionka z imieniem i nazwiskiem autora prekursora i mistrza gatunku fantasy – J.R.R Tolkien przyciąga wzrok. Równie mocną zachętą są piękne, budujące odpowiedni klimat ilustracje Alana Lee. Tak, tego samego artysty, którego prace posłużyły Peterowi Jacksonowi do realizacji widowiskowej, nagradzanej i lubianej trylogii. A jednak coś tu nie pozwala całkiem pochłonąć owej opowieści, liczącej zaledwie 280 stron i siedzieć później z otwartymi z wrażenia ustami. Bo musicie wiedzieć moi mili (dla których Gondolin to dziewiczy ląd), że ta, wydana w 2019 roku przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, księga to żadna typowa powieść fantasy. Owszem, jej środek z klasyczną konstrukcją, faktycznie budzi zainteresowanie. Wszak czuć wtedy „pachnące” pióro Tolkiena Ojca. Ale zanim dotrzemy w to miejsce, musimy przeczytać, dłużący się prolog Tolkiena Syna. A gdy wreszcie dowiemy się, jak żyjący w zamierzchłych czasach w północnym Kraju Cieni, Dor-Lominem zwanym, samotnik, myśliwy ze szlachetnego rodu Hurina, zawędrował z elfem o imieniu Voronwë do ukrytego królestwa, przygoda okaże się krótka. Później ważniejsze będą inne sprawy – opisy powstawania i ewolucji owej książki w różnych wersjach (od najwcześniejszego tekstu do ostatecznego). Dowiemy się, że J.R.R. Tolkien pisał ją z przerwami, zaczynając już w trakcie rekonwalescencji po bitwie nad Sommą. I szczerze? Można się w tym pogubić. Nie pomagają spisy imion i nazw ani dodatkowe noty czy drzewa genealogiczne. Nie pomagają też wspomniane ilustracje, jakże baśniowe, mroczne i wpływające na wyobraźnię. Czy zatem trzeba skazać „Upadek Gondolinu” na potępienie? Oj nie!
Bo Ja widzę tu wyraźną zaletę. Mianowicie miłość syna do ojca. I choć filolog, i także wykładowca akademicki – Christopher Tolkien nigdy nie dorównał autorowi „Władcy Pierścieni”, to przez wszystkie strony tej książki, podobnie jak w przypadku zredagowanego wcześniej „Silmarillionu”, tli się pasja i wielki szacunek dla dorobku Johna Ronalda. Christopher w chwili zajmowania się recenzowaną przeze mnie literacką pozycją, był już panem w sędziwym wieku – tym bardziej należy docenić jego ogromny nakład pracy. Jako strażnik spuścizny mistrza, doprowadził do publikacji książki, która na ten moment czekała ponad 100 lat! Chwała Ci Synu Tolkiena za sprawowanie pieczy nad pozostawionymi rękopisami Twego ojca. Właściwie „Upadek Tolkiena” można określić takim poskładanym z zagubionych notatek oraz notatników, rękopisem – niemalże odnalezionym Świętym Graalem, Białym Krukiem literatury fantasy.
Lecz zachwycić się nim w pełni trudno, bo nie da się złapać więzi z Tuorem. Umykają z głowy imiona elfów, mylą się poszczególne nazewnictwa ludów Śródziemia. Starałem się skupić, aby wszystko zapamiętać i ogarnąć. W przeczytanym „Silmarillionie” również musiałem to zrobić, ale tamten zbiór opowieści traktujących o Dawnych Dniach, czyli o Pierwszej Erze Świata, był bardziej emocjonujący. Górnolotne dialogi i podniosły charakter nie przeszkadzały, bo działała magia. Jednak „Silmarillion” to niemalże biblia krasnoludów, elfów i ludzi. W „Upadku Gondolinu” tej magii jakby mniej. Dlatego owa publikacja przeznaczona jest przede wszystkim dla wymagających czytelników, których nie przerażają głębokie analizy porównawcze i bogaty materiał faktograficzny. Na szczęście nie brakuje tutaj scen iście fascynujących. Gdy Ulmo – Władca Wód wyłania się z miotanego sztormem oceanu, a następnie ukazuje się odważnemu, acz przestraszonemu Tuorowi, aby ten udał się z misją do Tajemnego Miejsca (skąd dla obcych nie ma drogi powrotnej), moje serce bije mocno. Bolą mnie nogi, kiedy bohaterowie docierają wreszcie do Miasta Siedmiu Imion, gdzie mogą znaleźć nadzieję wszyscy ci, którzy toczą wojnę z Melkiem. Sam opis Godolinu także zapiera dech w piersi. Jest i nietypowy wątek miłosny, i motyw zdrady. Pojawi się nawet smagły elf (zatem twórcy serialu pt. „Pierścienie Władzy” nie odlatują aż tak bardzo w rejony politycznej poprawności). Dość ciekawie przedstawione są jeszcze takie kwestie, jak zdobywanie przez człowieka szacunku Gondolindrimów oraz kultura tych elfów. Dlaczego ukryli swoje królestwo również przed dobrymi istotami?
Armia Morgotha (źródło: www.quora.com)
Morgoth (Melkor, Melk) nie śpi! Siedzi na potężnym tronie w fortecy Angband, skąd knuje, obmyśla niecne plany i rozsyła odziały orków. To Demon groźniejszy od Saurona, który zbuntował się przeciwko najwyższemu z Valarów – Manwëmu i rozbił latarnie ustawione dla oświetlenia świata. Nienawidzi on Turgona – która Gondolinu i boi się go tak bardzo, że za wszelką cenę pragnie odnaleźć drogę do Kamiennego Miasta. Cel: wybić mieszkańców do nogi; zniszczyć piękne budowle; sprawić, aby nikt nie pamiętał o tym cudownym miejscu. Inni bogowie nie chcą się mieszać, jedynie Ulmo (świetnie zaprezentowany na obrazku) jest troskliwy. Zaiste powiadam Wam – kiedy armia złożona z orków, smoków i Balrogów zaczyna oblegać Gondolin, a Tuor wraz z kompanami rusza do boju, Wy także możecie poczuć się jak wojownicy odpierający niszczycielski atak. Ten punkt kulminacyjny zostaje w pamięci. Nie jest oczywiście tajemnicą, co zresztą sugeruje sam tytuł książki, że z baśniowego królestwa zostają tylko zgliszcza. Kiedy uciekinierzy obserwują z daleka płomienie i „śmierć”, niedostępnego do tej pory, grodu, jest mi autentycznie smutno, a w sercu gości groza (tym bardziej że w naszym realnym świecie, dość blisko, groźba wojny i starcia potęgi z wolnym ludem wisi też w powietrzu).
„Upadek Gondolinu” to „pierwsza prawdziwa opowieść” rozgrywającą się w Śródziemiu. Nie zachwyca jak „Władca Pierścieni”. Nie daje nadziei. Nie ma lekkiego, przygodowego klimatu. Przytłacza słownictwem. Ale warto, mimo to sprawdzić, co działo się tysiące lat przed pokonaniem Saurona w tym konkretnym miejscu na mapie.
Ocena: 6/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - "Upadek Gondolinu" – Morgoth nie śpi!
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.457