583
612 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (23237 pkt)
584 dni temu
2023-04-17 19:09:15
Przepraszam Was. Za to, że nie pojechałem do kina w grudniu i na świeżo nie napisałem recenzji. Tym bardziej że zza oceanu napływały hurraoptymistyczne informacje, jakoby „Fabelmanowie” były jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszą produkcją w dorobku 76-letniego Spielberga. Cierpliwości. Pod koniec marca rodzinka „Bajkowskich” trafiła do streamingu, więc nareszcie mogłem zobaczyć losy wrażliwego Sammy’ego, który dorastając w Arizonie w latach 50. XX wieku, nie dość, że odkrył zamiłowanie do kręcenia filmów, to jeszcze poznał sekrety ukryte w szafie rodziców.
Kadr z filmu "Fabelmanowie" (źródło: materiały prasowe)
To najważniejsza opowieść przepisana na język kina, ale taka, którą Stevena Spielberg pragnął zrealizować dla siebie, oddając hołd bliskim, mierząc się z „demonami” dzieciństwa i pokazując, że podążanie za szczęściem i pasją ma swoją cenę, ale koniec końców lepiej posłuchać serca, a nie rozumu. Gdyby tylko wszyscy mieli na to odwagę… Niestety sporo osób rezygnuje z marzeń na rzecz twardego i bolesnego stąpania po ziemi. Dzięki temu filmowi prawdziwego mistrza narracji i obrazu, który za pomocą zbliżeń kamery na twarz, prześwietla ludzkie emocje, mogą przynajmniej powrócić do czasów dzieciństwa i poczuć minione zapachy celuloidowej taśmy, a także nutkę zazdrości. Wszak Sammy, a raczej Steven nie zrezygnował i został reżyserem przez duże R.
Dwie i pół godziny – taki metraż potrafi skutecznie odrzucić część widzów. Chyba że twórca nie pozwoli na żadne przestoje, mało znaczące sceny, nudne dialogi. Problem tylko w tym, że dorastający Spielberg nie miał aż tak ciekawego życia, jak przywołany do tablicy Vega. Nie kombinował na lewo i prawo, nie wchodził w kontakty z ludźmi z kryminalnego półświatka, nie wychowywał się od maleńkości bez ojcowskiej, wspierającej ręki. Ale i tak zrobił o wiele bardziej interesujący film – ot paradoks, który łatwo da się wytłumaczyć. Nie chodzi o to, że żydowskie korzenie wygrywają głośniejszą codzienność. Po prostu talent i doświadczenie Stevena to elementy, których Patryk nigdy nie osiągnie. Sorry.
Kadr z filmu "Fabelmanowie" (źródło: materiały prasowe)
Kadr z filmu "Fabelmanowie" (źródło: materiały prasowe)
Siedem nominacji do Oscara, Złoty Glob dla najlepszego filmu roku, porywający zwiastun. A jednak mam wrażenie, że oglądam slajdy z wakacji, pocztówkę z minionych lat. Niestety. Środkowy akt, choć sfilmowany przez Janusza Kamińskiego z typową dla niego poświatą, zbudowany ze scenografii dbającej o szczegóły epoki (szacun za oddanie jeden do jednego Spielbergowskiej rzeczywistości: wyposażenia mieszkania, ubrań i wyglądu postaci), jest typową obyczajową historią o zwykłych ludziach i ich relacjach, tudzież rodzinnych przepychankach. Bardzo przekonującą aktorsko, bo Paul Dano w roli opanowanego ojca – Burta i kradnąca ekran, miotająca się w klatce jak „Kobieta pod presją”, Michelle Williams jako mama i niespełniona pianistka Mitzi Fabelman to przemyślany, słuszny casting. Michelle przypomina trochę bohaterkę Genę Rowlands ze swoimi psychicznymi problemami, a Paul (jakimś cudem wygląda cały czas młodo na przestrzeni upływających w opowieści lat) to przeciwieństwo filmowej żony, tata inżynier, który nie buja w obłokach. Różnicę między nimi widać już w pierwszej scenie wspólnego seansu w kinie, kiedy to Sammy otrzymuje garść informacji na temat tego, czym właściwie jest kino. Skomplikowaną technologią, a może bardziej czymś na pograniczu jawy i snu. Dla małego chłopca jest to przede wszystkim straszne doświadczenie. Wykolejony pociąg z „Największego widowiska świata” będzie powodował nocne koszmary. Jak zatem przepracować traumę? Wystarczy zacząć ją kontrolować i samemu doprowadzić do zderzenie lokomotyw pędzących na siebie z zawrotną prędkością. Zabawki rozstawione na torach. Kamera w dłoń. Jedziemy! Nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Żaden rodziny piknik z udziałem przyjaciela taty i przekomarzanie się z siostrami nie dadzą tyle niesamowitości, co pasja tworzenia.
I właśnie te części, poświęcone kreowaniu filmowej rzeczywistości, gdy świetnie wcielający się w nastoletniego już Sammy’ego Fabelmana, Gabriel LaBelle ma w oczach wykutą fascynację kinem, nie pozwalają mi zamknąć powiek. Siedzę niczym zahipnotyzowany. Gdzieś burzona jest czwarta ściana. Reakcja widowni wewnątrz jest moją własną. Sammy się na mnie patrzy, gdy oglądam jego szkolne, letnie wspomnienia, film o mamie oraz krótki, amatorski, wojenny metraż. Jest w tym stos kreatywności, szaleństwa, wzruszenie i energii, która znajduje ujście w ostatnich minutach, kiedy to inspirator bohatera – słynny reżyser bawi się rolą dawnego sławnego reżysera, tłumacząc jak należy obserwować i ubierać w metaforę filmowy horyzont. Ech gdyby było tam takich momentów znacznie więcej, to można by „The Fabelmans” pokochać prawie tak mocno jak „Cinema Paradiso”. Niby są tu warstwy, wyrazisty charakter, dystans do siebie i nie grozi nam przesłodzenie, ale scenariusz współtworzony przez Tony’ego Kushnera wpada na mielizny nijakości – high school drama poza tekstem o przystojnym Jezusie, nie wybija się na tle innych wątków o młodym protagoniście wrzuconym do nowego, początkowo wrogo nastawionego miejsca. Rodzinne konflikty nie wybrzmiewają na tyle, abym przejął się losem poszczególnych osób. Stryjek Spielberg nie czaruje już tak bardzo, jak wcześniej (może wina w tym nie tyle wieku, co również stonowanej, nie zostającej w pamięci muzyki Johna Williamsa?). Na szczęście wujek Boris (Judd Hirsch, czyli drugi, najstarszy mężczyzna nominowany do Oscara) strzela takim kluczowym monologiem, że czapki z głów, a wyłapywanie meta nawiązań do lubianych dzieł twórcy jest niczym łowienie złotych rybek w oczku wodnym.
Kadr z filmu "Fabelmanowie" (źródło: materiały prasowe)
Kadr z filmu "Fabelmanowie" (źródło: materiały prasowe)
PS Na przestrzeni dekad toczy się spór, czy Spielberg to wielki artysta czy tylko bardzo sprawny rzemieślnik. Jeśli po tym bliskim spotkaniu spotkaniu trzeciego stopnia z jego autobiograficznym filmem ktoś ma wątpliwości, to niech się porządnie wyśpi. Wtedy może przyśni mu się sen o tym, jak życie i sztuka splatają się ze sobą nierozerwalnie, tworząc opowieści, mimo że czasem bajkowe i nieidealne w każdym calu, to dające tyle emocji, frajdy i piękna, że ach!
Ocena: 6/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Fabelmanowie" – O pasji tworzenia, o rodzinnych korzeniach
Więcej artykułów od autora aragorn136
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.282