
10 754
12 843 min.
Recenzje filmów
bartoszkeprowski (3502 pkt)
3861 dni temu
2015-01-03 13:21:52
Cały obraz napędza zażyła relacja pomiędzy Mojżeszem i faraonem, która stopniowo przeobraża się w narastający konflikt. O dziwo ma on bardzo ludzki wymiar, ponieważ udział Boga został w tym aspekcie ograniczony do minimum. Był jedynie narzędziem do osiągnięcia celu. Nie on odpowiadał za niepotrzebny rozlew krwi, tylko nieprzemyślane decyzje Mojżesza oraz faraona. One były przyczyną opłakanych w skutkach plag, które doprowadziły kraj Ramzesa na skraju upadku, zaś niego samego niemal do śmierci. Na niewątpliwą uwagę zasługują również ciekawe pomysły inscenizacyjne – między innymi obraz Boga jako małego chłopca.
Domeną „Exodus: Bogowie i królowie” jest znakomita oprawa audiowizualna. Już początkowa scena batalistyczna daje nam przedsmak tego, co czeka nas w drugiej połowie produkcji. Ridley Scott filmuje plagi egipskie z niezwykłym rozmachem – zapomnijcie o półśrodkach, symbolice i innych tego typu zabiegach. Reżyser przedstawia upadek cywilizacji egipskiej w bardzo dosadny sposób. Niektóre sceny są dość brutalne i wzbudzają skrajne emocje, pomimo narzuconych przez producentów wymagań wiekowych (PG-13). Dzięki ograniczeniom Scott znalazł się w niezłym impasie. Szczęśliwie doświadczony reżyser poradził sobie z nimi wzorowo, dzięki czemu „Exodus...” nie jest kolejną ugrzecznioną bajeczką dla dzieci. W produkcji mamy do czynienia z obrazem Boga okrutnika, który może szokować i przerażać. Wracając jednak do efektów... Robią piorunujące wrażenie. W połączeniu z dobrym udźwiękowieniem podnoszą napięcie oraz zapewniają nie lada rozrywkę – nikt nie powinien poczuć się pod tym względem rozczarowany.
W obrazie Scotta występuje plejada gwiazd Hollywoodu, lecz aktorstwo jest tylko poprawne. Nie żebym zarzucał im brak umiejętności, cała obsada to z pewności utalentowani aktorzy, jednak film nie pozwala im zabłysnąć, rozwinąć skrzydeł. Winą należy obarczyć archetypiczne portrety pierwszo – oraz drugoplanowych bohaterów. Same proste schematy. Główny czarny charakter obrazu – Ramzes – opisany jest przez scenarzystów na podstawie połączenia w zasadzie dwóch cech: impulsywności i lekkomyślności. Mojżesz z kolei to typowy twardziel, który nadawałby się do kina akcji. U wykreowanego przez Bale’a bohatera znajdziemy cechy z wcześniejszych odgrywanych przez niego postaci. To kolejny John Connor, Bruce Wayne – nie wierzycie? Mojżesz w „Exodus…” jest lepszym strategiem niż Aleksander Macedoński – w mgnieniu oka potrafi ocenić sytuację na polu bitwy. Ponadto mógłby stanąć w szranki z filmowym Maximusem i nawet wygrać pojedynek, tak więc naprawdę pomoc Boga nie jest mu do niczego potrzebna. Jednak to nie wina Bale’a, że dostał do odegrania klasycznego superbohatera, sam aktor wywiązuje się ze swojej roli poprawnie – wykreowany przez niego protagonista to dobra rzemieślnicza robota. Z drugoplanowych bohaterów na wyróżnienie zasługuje jedynie John Turturro, filmowy Seti, będący wzorcem ojca dla Mojżesza. Może nie dostał do odegrania zbyt wymagającej postaci, lecz dzięki temu, że zagrał bardzo przekonująco i gościł na ekranie więcej niż kilka minut, wykreował bohatera zapadającego w pamięć. Na dalszym planie znalazła się Sigourney Weaver jako mściwa oraz bezduszna matka Ramzesa, Ben Kingsley w roli Nun, którego bohater w zasadzie nic nie wnosi do filmu, oprócz ujawnienia pewniej tajemnicy, i Aaron Paul – praktycznie epizodyczny występ.
Trudno jednoznacznie ocenić najnowszą produkcję Ridley'a Scotta. Wszystko zależy od osobistych wymagań i oczekiwań poszczególnych kinomanów, jak również ich podejścia do podjętego przez „Exodus…” tematu. Końcowy werdykt pozostawiam więc Wam, drodzy widzowie.
Ocena 5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Autor publikuje też na portalu Filmweb.pl pod nickiem bartez13_17
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję