1 917
2 114 min.
Recenzje filmów
aragorn136 (20841 pkt)
1322 dni temu
2020-08-05 12:31:54
W zalewie kina made in America, co jakiś czas przeciskają się „perły” z krainy kangurów. I dobrze. Jaki nie byłby to gatunek, taki obraz jest zawsze na swój sposób oryginalny, inny niż typowe hollywoodzkie produkcje. Podobnie jest z „Babyteeth”. Okej. Nakręcono już amerykański film, zarówno tematycznie zbliżony, jaki przefiltrowany przez reżyserską wrażliwość. „Earl, ja i umierająca dziewczyna” (jego recenzję znajdziecie także na portalu Altao.pl) też wyciskał łzy, ale bez emocjonalnego szantażu (choć się o niego ocierał). I także próbował zrewolucjonizować gatunek nastoletnich dramatów ze śmiertelną chorobą na pierwszym planie. A jednak „Zęby mleczne” to historia, która jeszcze bardziej zaskakuje podejściem do tak trudnej tematyki.
Symboliczny tytuł i pierwsze ujęcie nie są przypadkowe. Również wpleciony w obraz słynny utwór „Golden Brown” brytyjskiego zespołu The Stranglers w pięknej wersji smyczkowej. Już wiadomo, że film będzie daleki od banału. To prawda. Australijska reżyserka Shannon Murphy (wcześniej pracowała przy serialach, m.in. „Obsesji Eve”) oraz scenarzystka Rita Kalnejais (kiedyś zagrała epizod w „Ghost Rider”!) opowiadają w taki sposób, że w trakcie seansu czuję się, jakbym dostał morfinę. Szczepionkę, której zawartość rozpływa się po moim organizmie. Już się nie boję, nie odczuwam lęku związanego z chorobą mojego ojca. Ten film oczyszcza duszę i ciało z zalegających toksyn i sprawia, że na życie zaczynamy patrzeć w jaśniejszych barwach.
Kadr z filmu "Babyteeth" (źródło: materiały prasowe)
Fabuła jest prosta: śmiertelnie chora nastolatka Milla poznaje przypadkiem starszego od siebie Mosesa – niegrzecznego chłopaka z problemami, wytatuowanego dilera narkotyków. Jej życie zmienia się o 180 stopni. Wreszcie nie będzie odliczać dni do nieuniknionego końca. Wreszcie odkryje, czym jest pierwsza miłość. A jej rodzice odzyskają nieco nadziei, widząc uśmiechniętą córkę. Mimo że Mojżesz (pozwólcie, że użyje spolszczonego imienia) początkowo nie daje się lubić. Jest niczym taran, bomba z opóźnionym zapłonem. Nie „otwiera morza”, prędzej może zalać mieszkanie i je okraść. Kto wie, co takiemu jeszcze uderzy do głowy… Ten opis sugeruje, że przekroczenie granicy sztampy było prawdopodobne, jednak Shannon Murphy jest wierna swojej wizji. Uff… Ulga.
Jest tak, jak mówił Tomasz Raczek w swojej recenzji. „Babyteeth” należy oglądać przez metaforyczne szkła progresywne. To, co dostrzega się z bliska, to jedynie zwykły film o chorej dziewczynie, jakich wiele. Ale już poszerzając kąt widzenia, można ujrzeć więcej. Na przykład Henry’ego, Annę i ich relacje. On – psychiatra. Wydaje się więc, że łatwo pogodzi się z tym, co spotkało Millę. Ona – uzdolniona pianistka i skrzypaczka. Jednak muzyka nie sprawia jej radości. Czy jeszcze zagra z córką? Jest też przyjaciel rodziny, nauczyciel Milli, który stara się dźwiękiem skrzypiec podarować jej jakiś cel i uśmiech, mimo że nie wie (podobnie jak widzowie), ile dni i godzin tej nastolatce zostało. Co ciekawe, reżyserka i scenarzystka nie zdradzają nawet, jaki dokładnie nowotwór zaatakował bohaterkę filmu. Nie ma scen szpitalnych. Nie to jest tutaj najważniejsze.
Kadr z filmu "Babyteeth" (źródło: materiały prasowe)
Najważniejsze to zdążyć poznać piękno, szczęście i sens życia. Teraz, na skróty. Bo może nie być już okazji. Milla nie jest jeszcze dorosła, ale dzieckiem też nie – straciła swój mleczny ząb. I chyba „Babyteeth” nie byłby tak ciepłym i godnym uwagi filmem, gdyby nie kreacja Elizy Scanlen. Młodziutka aktorka, która oczarowała niedawno w „Małych kobietkach”, ponownie to robi. Ten jej urok i delikatność w połączeniu z energią, odwagą i siłą charakteru – coś fantastycznego! Toby Wallace (serial „The Society”) to z kolei moje tegoroczne aktorskie odkrycie. Jak on wciela się w Mojżesza! Hipnotyzuje i odpycha jednocześnie. Między nim a Elizą jest taka chemia, że niemal czuć jej „zapach” przez ekran. Nie dziwi mnie nagroda im. Marcello Mastroianniego w kategorii najlepszy debiut, jaką Toby otrzymał na festiwal w Wenecji. Przekonujący są także Ben Mendelsohn i Essie Davis. Jego do tej pory większość widzów kojarzyła z ról przebiegłych antagonistów w „Player One” i „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”. Tutaj pokazuje się z zupełnie innej strony. Jako mąż i ojciec musi jednocześnie pocieszać córkę oraz przepisywać stos tabletek żonie. Nie da się mu nie kibicować w jego codziennej wewnętrznej walce. Davis, znana z psychologicznego horroru „Babadook”, w tym filmie też przechodzi totalny kryzys. Z otumanioną lekami Anną widz utożsamia się równie mocno.
Kadr z filmu "Babyteeth" (źródło: materiały prasowe)
„Będę twardy, dam radę”. Tak powtarzałem sobie w myślach. Nie ma tu przecież wielkich i tanich melodramatycznych chwytów w stylu Hollywood. A jednak się wzruszyłem, a po moim policzku spływały łzy – jedna za drugą. Aktorzy to sprawili, a konkretniej to, co dzieje się na ich twarzach w finale. Podobała mi się też budowa narracyjna filmu w formie prowadzonego pamiętnika (inne tytuły dla poszczególnych rozdziałów/dni). Może i ociera się o groteskę i przerysowanie (patrz: np. postać sąsiadki), ale i tak działa lepiej niż niejedna, znieczulająca miejscowo, pastylka. „Babyteeh” to obraz nieoczywisty, rozmywający podział na czarne i białe, złe i dobre. Autentyczny. Starający się odczarować śmierć. I do tego mający świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową, ze wspomnianym „Golden Brown”, a także „Diamond Day” i innymi wpadającymi w ucho kompozycjami (także klasycznymi).
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
PS. Zamiast łykać tabletkę na nerwicę i stres, lepiej obejrzeć ten film. Polecam. Przetestowałem i działa naprawdę dobrze! Powikłań brak.
Ocena: 8/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Babyteeth" – Australijska szczepionka
Więcej artykułów od autora aragorn136
"Dziki Kamieńczyk" – To nie jest moje pueblo! - Recenzje książek
Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma przestępstw, podziału na biednych i bogatych. Gdzie nikt nie chodzi smutny i jeździ elektrykami. Nikt nie pije alkoholu i nie uzależnia się od papierosów. Pisarz Marek Czestkowski przedstawia właśnie tego rodzaju „odgrodzone” miejsce w… Polsce. Ale już sam tytuł jego powieści: „Dziki Kamieńczyk” sugeruje, że ta utopijna wioska zachwieje się w posadach, przeobrażając się w strefę dla prawdziwych desperados. Czego świadkiem będzie, zahibernowany przez 100 lat, główny bohater. To znany niegdyś strażnik pogranicza wyznający jedną zasadę: w ściganiu złoli wszystkie chwyty dozwolone. Czytelnik jest jak ten Habanero. Popiera go i zderza się z idyllą, która wcale taka słodka nie jest. Oj nie!
"Bestiariusz Jeleniogórski Tom V" – Magia, strach i piękno. Chcę więcej! - Recenzje książek
Tomasz Szyrwiel od lat, jako pasjonat górskich wycieczek, rysownik, fotograf i pisarz, poszukuje karkonoskich bestii. Znalazł już ich tak wiele, że wyobraźnia nakazała mu stworzenie opisów na ich temat. W ten sposób narodziły się książki – połączenie jeleniogórskiej sagi fantasy z albumem kuszącym tak bardzo, że czarownica z bajki o „Jasiu i Małgosi” powinna się uczyć. W wersji kolekcjonerskiej, z kilku tomów złożone, wyglądające jak drogocenne i rzadkie księgi, jeszcze mocniej otulały magiczną mgłą. Ten ostatni – V miał być zakończeniem skrzyżowanych losów pewnej ludzkiej wojowniczki i miejscowej jelarskiej dziewczynki, i jednocześnie miał dostarczyć informacji o nowych, czających się w leśnych ostępach i wśród wysokich szczytów mamidłach. O ile jednak jego wydanie jest dziełem sztuki przez wielkie SZ, tak już historia powoduje niestety lekki niedosyt. Ale jest coś, co ciągle pozostaje identyczne – klimat tak niezwykły, że zapominam o realnym świecie.
"Diuna: Część druga" – Woda życia, religia zniszczenia - Recenzje filmów
„Mając władzę nad przyprawą, masz władzę na wszystkimi” – zniekształcony, brzmiący złowieszczo głos oznajmia takową prawdę na tle czarnego tła, a mi już po całym ciele „przebiegają mrówki”. Jestem wręcz obezwładniony, zahipnotyzowany. A przecież to nawet nie pierwsza scena. Później jest jeszcze lepiej/gorzej. Jakie tam później, tak jest przez 80% seansu, niemal do napisów końcowych. Oni (czyt. krytycy mający zaszczyt uczestniczyć w pokazie prasowym) nie kłamali. „Diuna: Część druga” to film monumentalny (kto napisze fatalny, ten niechaj zostanie strawiony przez czerwia). Atakujący wszystkie zmysły. Piękny. Na poziomie audiowizualnym rzecz jasna, bo z warstwą scenariuszową bywa różnie… Są jednak aktorzy, którzy windują tę opowieść do granic kosmosu.
"100N" – Jego refleksja i wrażliwość w całej tej muzyce! - Recenzje płyt
Słuchacze! Osoby poszukujące muzycznych nowości, które powstają w czterech ścianach domowego studia. Chłopaki i dziewczyny lubiący subtelność wokalu połączoną z dzikością dźwięku. Odkryłem coś dla Was. Coś, co zrobiło mi dobrze na serduchu i w głowie. Co uspokoiło rozbiegane myśli. Mowa o dostępnym na Spotify albumie pt. „100N”, nagranym przez Lucasa Flinta. Stali czytelnicy Altao.pl, zaglądający do kategorii Muzyka mieli już okazję się zapoznać z tym utalentowanym chłopakiem (prezentowane były dwa jego polskojęzyczne single: „Zostań” oraz „Wieczór Filmowy). „100N” jest w całości po angielsku, co nie znaczy, że nie będą go w stanie docenić ludzie na co dzień słuchający tylko w rodzimym języku.
"Detektyw: Kraina nocy" – Coś za ciepło na tym mrozie… - Seriale
„Jodie Foster jako policjantka gdzieś w małym, fikcyjnym, odciętym od świata, miasteczku na Alasce mierzy się z traumą i najtrudniejszym śledztwem w całej karierze”. Wystarczy takie zdanie, aby fani „Milczenia Owiec” zacierali rączki. Ale „Kraina nocy” to nie sequel rzeczonego thrillera, a kolejny miniserial osadzony w uniwersum „Detektywa”. Po wszystkich, sześciu odcinkach można dojść tylko do jednego wniosku: niepotrzebnie osadzony. Bo o ile prolog zapowiada prawie wybitny kawał telewizji, tak już finał sprawia, że wszystko odmarza…
Polecamy podobne artykuły
"Earl i ja, i umierająca dziewczyna" – Rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać - Recenzje filmów
Na co dzień raczej unikamy tematu śmierci. Po co zawracać sobie nim głowę? Wiadomo, że kiedyś nadejdzie nieunikniony koniec. Nikt nie mówił, że świat jest sprawiedliwy. „Earl i ja, i umierająca dziewczyna” to opowieść o olbrzymiej niesprawiedliwości. Choć dzieło Gomeza-Rejona wydaje się z pozoru lekką i przyjemną historyjką, z czasem nietrudno dostrzec, że jej wydźwięk niekoniecznie jest tak pozytywny, jak moglibyśmy się spodziewać.
Teraz czytane artykuły
"Babyteeth" – Australijska szczepionka - Recenzje filmów
Kiedy na stronie internetowej Multikina pojawiła się informacja, że od 7 sierpnia w jego repertuarze nie zabraknie skromnej, docenionej na festiwalu w Wenecji, produkcji z dalekiej Australii, aż serducho zabiło szybciej. Nie dość, że duże sieci wreszcie ruszyły, to nie obawiają się wyświetlać filmów ambitnych. Choć z drugiej strony zastanawiam się, czy „Babyteeth” nie lepiej sprawdziłby się tylko w kinach studyjnych. Dlaczego? Bo mimo lekkiej formy, to dość wymagająca opowieść. Skierowana do widzów dostrzegających to, co pod „powierzchnią”.
Wywiad z Łukaszem Kulakiem – badaczem tajemnic świata i wszechświata - Niewiarygodne, niewyjaśnione
Przedstawiamy sylwetkę Łukasza Kulaka. Internauci, którzy często zaglądają na portal Altao.pl i klikają na zakładkę Niewiarygodne, niewyjaśnione, niesamowite oraz Ciekawostki mogli zapoznać się z artykułami jego autorstwa. Ten młody pasjonat wszelakich tematów z pogranicza nauki niedawno napisał książkę pt. „Zatajona prawda”. Prowadzi też blog: „Tajemnice Ziemi, Życia i Kosmosu”.
Clödie prezentuje klip do nowego singla "Hold On" - Zespoły i Artyści
13 października 2021 roku, zespół rockowy Clödie wydał nowy singiel wraz z utrzymanym w czerni i bieli teledyskiem. „Hold On” to spokojny utwór o kimś zagubionym, nieszczęśliwym, przygnębionym. Warto go posłuchać, warto obejrzeć klip. Tym bardziej, że mądry tekst śpiewany jest przez utalentowaną wokalistkę Klaudię Trzepizur, która niczym współczesna, samotna amazonka hipnotyzuje, galopując na koniu wzdłuż plaży!
Corden i Craig parodiują sceny z popularnych filmów! - Zabawne
James Corden to aktor, komik, scenarzysta, piosenkarz oraz producent filmowy. A przede wszystkim gospodarz amerykańskiego talk-show „The Late Late Show with James Corden”. Ostatnio mogliśmy oglądać m.in. jako śpiewającego jegomościa, ukrytego pod warstwą kociego „komputerowego” futra w kiepsko przyjętym musicalu. Nie był to udany występ, ale to nie znaczy, że James nie ma talentu. Kiedy popisuje się zdolnościami komediowymi, to można się uśmiechnąć. Brytyjczyk jest także prawdziwym fanem i znawcą kina. Na początku października z pomocą swojego krajana – Daniel Craiga postanowił połączyć te dwie pasje. Zadanie, jakie razem wykonali, bawi i budzi podziw. W ciągu 10 minut, bez przerwy, wcielili się w postacie z 24 słynnych filmów. Wystarczyły proste przebranie i scenografia, aby sparodiować m.in.: „Gladiatora”, „Godfather”, „Powrót do przyszłości”, a także ostatnie części Bonda. Jako cameo pojawili się nawet Christopher Lloyd oraz Geena Davis. Szkoda tylko, że każda ze scen została podpisana. W ten sposób Corden zabrał widzom możliwość zgadywania tytułu.
Koronawirus: COVID19 - SARS – Wykład profesora Krzysztofa Pyrcia - Genetyka i Biologia
Godzinny wykład profesora Krzysztofa Pyrcia na temat koronawirusa. Profesor Pyrć bardzo ciekawie przedstawia wszystkie cechy koronawirusów. Zapraszamy do oglądania!
Nowości
"Dziki Kamieńczyk" – To nie jest moje pueblo! - Recenzje książek
Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma przestępstw, podziału na biednych i bogatych. Gdzie nikt nie chodzi smutny i jeździ elektrykami. Nikt nie pije alkoholu i nie uzależnia się od papierosów. Pisarz Marek Czestkowski przedstawia właśnie tego rodzaju „odgrodzone” miejsce w… Polsce. Ale już sam tytuł jego powieści: „Dziki Kamieńczyk” sugeruje, że ta utopijna wioska zachwieje się w posadach, przeobrażając się w strefę dla prawdziwych desperados. Czego świadkiem będzie, zahibernowany przez 100 lat, główny bohater. To znany niegdyś strażnik pogranicza wyznający jedną zasadę: w ściganiu złoli wszystkie chwyty dozwolone. Czytelnik jest jak ten Habanero. Popiera go i zderza się z idyllą, która wcale taka słodka nie jest. Oj nie!
Foodlosslla atakuje, bo jedzenie się marnuje! Spot od twórcy nowej "Godzilli" - Intrygujące
Jak zwrócić uwagę na problem związany z marnotrawstwem żywności? Jak ostrzec przed konsekwencjami takiego postępowania/zjawiska? Odpowiedź brzmi: zrobić sugestywny, krótkometrażowy klip, który jest jednocześnie reklamą o charakterze społecznym. I dalej: w centrum umieścić mszczącego się kaiju o wyglądzie przerośniętego ślimaka, zbudowanego z odpadów spożywczych. Taki właśnie materiał przygotował Takashi Yamazaki – reżyser filmu „Godzilla Minus One”!
Jakub Hovitz i jego pełne wyobrażeń o pierwszym spotkaniu "VHS" - Zespoły i Artyści
Zanurzony w klimacie przebojów z lat 70., bogaty w analogowe dźwięki, z ciekawie opowiedzianą historią – taki jest najnowszy singiel Jakuba Hovitza zatytułowany „VHS”. Gościnnie zaśpiewał w nim Felix Piątek. Premierowego nagrania tej dwójki pozytywnych artystów z Wrocławia można posłuchać w serwisach streamingowych.
"Bestiariusz Jeleniogórski Tom V" – Magia, strach i piękno. Chcę więcej! - Recenzje książek
Tomasz Szyrwiel od lat, jako pasjonat górskich wycieczek, rysownik, fotograf i pisarz, poszukuje karkonoskich bestii. Znalazł już ich tak wiele, że wyobraźnia nakazała mu stworzenie opisów na ich temat. W ten sposób narodziły się książki – połączenie jeleniogórskiej sagi fantasy z albumem kuszącym tak bardzo, że czarownica z bajki o „Jasiu i Małgosi” powinna się uczyć. W wersji kolekcjonerskiej, z kilku tomów złożone, wyglądające jak drogocenne i rzadkie księgi, jeszcze mocniej otulały magiczną mgłą. Ten ostatni – V miał być zakończeniem skrzyżowanych losów pewnej ludzkiej wojowniczki i miejscowej jelarskiej dziewczynki, i jednocześnie miał dostarczyć informacji o nowych, czających się w leśnych ostępach i wśród wysokich szczytów mamidłach. O ile jednak jego wydanie jest dziełem sztuki przez wielkie SZ, tak już historia powoduje niestety lekki niedosyt. Ale jest coś, co ciągle pozostaje identyczne – klimat tak niezwykły, że zapominam o realnym świecie.
Singiel "Anima Libera", czyli głośny powrót klubowej legendy! - Muzyczne Style
Ej, ludzie! Fani muzyki disco! Max Farenthide i Vamero (duet, którego brzmienia już słyszeliście w hicie „In My Bed”) wydali wspólny numer! „Anima Libera” to energetyczna propozycja z bardzo wyrazistym beatem. Utwór z pewnością ucieszy fanów Maxa! Artysta powraca bowiem na sceny klubowe po... 12 latach nieobecności!
Oscary 1983. Ten wieczór Zbigniew R. zapamiętał na zawsze – poszedł w "Tango"! - Ludzie kina
Nie od dzisiaj wiadomo, że nawet kieliszek mocniejszego trunku pomaga na stres i dodaje odwagi. I choć Yola Czaderska-Hayek, która jako tłumaczka towarzyszyła Zbigniewowi Rybczyńskiemu na scenie, twierdzi, że twórca oscarowego, krótkometrażowego „Tanga” absolutnie nie był pijany, to widząc jego zachowanie trudno w to uwierzyć. Czy to tylko przypływ szczęścia spowodował, że całkiem odwrotnie niż w jego animacji, otoczenie tak bardzo zwróciło na niego uwagę? Można by odpowiedzieć twierdząco, gdyby nie fakt, że bohater niniejszego tekstu, został dość szybko aresztowany…
Artykuły z tej samej kategorii
"Diuna: Część druga" – Woda życia, religia zniszczenia - Recenzje filmów
„Mając władzę nad przyprawą, masz władzę na wszystkimi” – zniekształcony, brzmiący złowieszczo głos oznajmia takową prawdę na tle czarnego tła, a mi już po całym ciele „przebiegają mrówki”. Jestem wręcz obezwładniony, zahipnotyzowany. A przecież to nawet nie pierwsza scena. Później jest jeszcze lepiej/gorzej. Jakie tam później, tak jest przez 80% seansu, niemal do napisów końcowych. Oni (czyt. krytycy mający zaszczyt uczestniczyć w pokazie prasowym) nie kłamali. „Diuna: Część druga” to film monumentalny (kto napisze fatalny, ten niechaj zostanie strawiony przez czerwia). Atakujący wszystkie zmysły. Piękny. Na poziomie audiowizualnym rzecz jasna, bo z warstwą scenariuszową bywa różnie… Są jednak aktorzy, którzy windują tę opowieść do granic kosmosu.
"Kos" – Gdzie generał, co chłopa szanował? O tu! - Recenzje filmów
„Pierwszy krok do zrzucenia niewoli to odważyć się być wolnym, pierwszy krok do zwycięstwa – poznać się na własnej sile” – przekonywał głośno Tadeusz Kościuszko. Pewni twórcy wzięli sobie drugą część tego cytatu mocno do serca. Jako pierwsi zdecydowali się zrealizować w Polsce film o wielkim bohaterze narodowym bez grama martyrologii, za to z wyraźnymi inspiracjami kinem Quentina Tarantino. Czy aby owa sztuka ich nie przerosła? Jaki jest „Kos”?
"Godzilla Minus One" – Uciekać czy się pokłonić? - Recenzje filmów
Mówili: idź do kina na „Napoleona”. Nie posłuchałem. Zamiast cesarza Francji, wybrałem króla potworów. W niedalekiej przyszłości nadejdzie jeszcze sposobność, aby w dłuższej, 4-godzinnej wersji zmierzyć się z wielkością i kontrowersyjnością Bonapartego, i ostatecznie ocenić jakość filmu i aktorski popis (?) J. Phoenixa. Tymczasem na arenę wchodzi On – Godzilla. W 37 obrazie z ze słynnej japońskiej serii wygląda tak przerażająco i jednocześnie dostojnie, że nic tylko bić brawa albo strzelać z największych dział (cel: zabicie bestii lub oddanie hołdu). „Godzilla Minus One” to bowiem produkcja za skromne 15 mln dolarów, która zawstydza hollywoodzkie blockbustery o tej samej legendzie i ikonie japońskiej kultury. Widowisko kameralne, gdzie ważniejszy jest czynnik ludzki i metafora powojennych traum.
"Chłopi" – Wsi anielska, wsi diabelska - Recenzje filmów
„Cepelia, w której maczała swoje paluchy Sztuczna Inteligencja, malując każdą scenę w męczące oczy barwy”. Mniej więcej to sądzi o nowej adaptacji „Chłopów” Władysław Reymonta pewien znany krytyk filmowy. Powinien on uderzyć się w pierś i obejrzeć tę animację raz jeszcze. Tak, to ludowe rękodzieło, ale o dużej wartości artystycznej – choć bliskie książkowym opisom, to jednak na swój sposób uwspółcześnione, pozbawione kurzu osiadłego na dawnej księdze. Gdy kilka lat temu ponad 100 malarzy zabrało się do skrupulatnej pracy z pędzlem w dłoniach, to jeszcze nikt nie wiedział, że AI aż tak rozwinie się w roku 2023. Można zapytać po co? Czyż nie lepiej, aby powstał „zwykły” film fabularny bez tej otoczki? Nie, bo taki już nakręcono, a owa forma tylko dodała magii i innej, niepokojącej namacalności.
"Resident Evil: Witajcie w Raccoon City" – Shitty, Pasty - Recenzje filmów
Są takie dni w życiu, gdy od samego już przebudzenia wiemy, że nie będą to dobre dni: za oknem paskudna poniedziałkowa pogoda z zacinającym deszczem, głowa trochę pobolewa, ponieważ poprzedniego wieczoru przyszło nam wychylić o jeden kieliszek za dużo na spotkaniu ze znajomymi, woda w czajniczku gotuje się tyle czasu, że aż sprawdzamy czy się przypadkiem nie przypala, woda pod prysznicem z kolei, w zależności od regulacji, albo parzy nasze plecy niczym iskry z kuźni Hefajstosa, albo zamraża naszą skórę niczym cios od Sub-Zero. Mimo to, przygotowujemy się dzielnie do wyjścia, choć wiemy doskonale, że w pracy już ostrzą sobie na nas kły kierownicy wyższego szczebla czy brygadziści...
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.737