Zanim jednak pojawi się długobrody pirat, przyjdzie nam poczekać całe 3 odcinki. Nie jest to ekstremalnie długi czas oczekiwania, bo epizody trwają po jakieś pół godziny. Poznamy innego ziomeczka – Stede'a Bonneta razem ze swoją niesforną kompanią. Cóż, z postrachem mórz to ma tyle wspólnego, co ponton z Titanicem. Mężczyzna jest można powiedzieć „początkującym piratem” – to arystokrata, który z dnia na dzień opuścił swoją żonę, dzieci i postanowił zostać korsarzem. Tak jakbym ja chciał z dnia na dzień przebranżowić się z kinooperatora na zawodnika wrestlingu, który musi stoczyć pierwsze starcie z Dwaynem Johnsonem. Można sobie wyobrazić jak niektóre marzenia trudno zrealizować w pełni – szczególnie, że nasz bohater do najodważniejszych mężów na świecie nie należy. Gdzieś ma konwenanse, obiera ciekawą drogę – chce się stać „piratem gentelmenem”, co za tym idzie nie mordować, nie torturować, nie wyrzucać ofiar do oceanu, tylko grabić z klasą, sprawiając przy tym jak najmniej przykrości. Jak można łatwo się domyśleć załoga Stede'a nie zawsze pochwala te zachowania. Kiedy już ma dojść do buntu i obalenia rządów tej miękkiej fai dojdzie do jednego przypadkowego wypadku oraz spotkania z samym Czarnobrodym. I właśnie w tym momencie serial obiera dobry kurs, bo na samym początku wiatr nieco nie sprzyjał i osiadał na mieliźnie „bylejakości”.
Kadr z serialu "Nasza bandera znaczy śmierć" (materiały prasowe)
Kadr z serialu "Nasza bandera znaczy śmierć" (materiały prasowe)
Z perspektywy oceniania całego sezonu ten wstęp był potrzebny, aby uzmysłowić widzowi z jakim produktem będzie miał do czynienia. Poza standardowym origin story głównego bohatera i przedstawieniem specyficznych członków załogi, mamy serwowane żarty na różnym poziomie humorystycznym. Czasem mają charakter bardziej skeczowy i wydają się urwane, a czasem swoją absurdalnością trafiają w sedno i abstrakcyjność sytuacji niesamowicie bawi. W pirackiej tematyce było parę mniej poważnych produkcji, jak chociażby „Piraci” Romana Polańskiego, plastusiowi „Piraci!” Petera Lorda (twórca „Wallace'a i Gromita” i „Uciekających kurczaków”) czy „Żółtobrody” z członkami grupy Monthy Pytona w rolach głównych. „Nasza bandera znaczy śmierć” to kolejny obraz, w którym nieustraszeni korsarze wcale nie są tacy straszni. To dekonstrukcja gatunku – to serial zrobiony w totalnie luźnym stylu – sporo tutaj slapsticku, żartu sytuacyjnego i obśmiania szablonowych władców mórz i oceanów. Kto powiedział, że pirat na dobry sen nie potrzebuje bajeczki o Pinokiu?
Co ciekawe, nie tylko Czarnobrody jest postacią historyczną, ale również Stede Bonnet i wiele faktów z ich życia się zgadza. Podobnie – jeden był arystokratą, któremu znudziło się życie obok żony i ruszył ku przygodzie, a drugi – turbo-groźnym hersztem piratów – no, a przynajmniej taką miał opinię. Ich spotkanie również miało miejsce. Tutaj podejrzewam, że już pojawiają się różnice, bo owszem, ziomki spędzali razem czas na statku, ale raczej nie rozmawiali o tym jakiego widelczyka używać do krewetek, aby dobrze wypaść na miejskim dworze. Wykorzystanie pewnych faktów historycznych na potrzeby komedii jest użyte bardzo sprawnie – nie wszystko się zgadza, ale pewne sytuacje mają miejsce, tylko są przeinaczane dla walorów fabularnych i gatunkowych. Z jednej strony twórcy mają szacunek do materiału źródłowego, a z drugiej fundują nam piracką satyrę, wzbogaconą o opowieść o przemijaniu, i kryzysie wieku średniego.
Kadr z serialu "Nasza bandera znaczy śmierć" (materiały prasowe)
Kadr z serialu "Nasza bandera znaczy śmierć" (materiały prasowe)
Przejdę w końcu do sedna – duet Rhys Darby (Bonnet)-Czarnobrody jest rewelacyjny. Czuć chemię między bohaterami, a kibicowanko, aby jeden drugiego nie wystawił/zabił/wrzucił do wody było bardzo mocne. Starcie tchórzliwego, udającego odważnego męża stanu i szczupłego korsarza, mającego napady gniewu i chętnego nauczenia się zasad savoir-vivre jest po prostu urocze i przekomiczne. Dużo ciepełka w tej relacji, a dekonstrukcja Czarnobrodego jako okrutnego typka ma ciekawy wydźwięk uniwersalny. W tej komediowej otoczce przemycony jest komentarz na temat toksycznych, męskich stereotypów i wspomnianego już kryzysu wieku średniego. Dostaje się również osobom z wyższych sfer – ich przedstawiciele pod płaszczem ładnych strojów i maskom dobrego zachowania w towarzystwie skrywają mroczne tajemnice i prawdziwe oblicze, pełne degrengolady i jadu. Na pochwałę zasługuje cały sztab aktorów drugoplanowych – w większości w rolach członków załogi. Fajnie jest zobaczyć rozgadanego Kristiana Nairna (Hodor z „Gry o Tron”), a poza nim talent komediowy pokazują m.in. Joel Fry, którego poznałem w mało znanym serialu „You, Me and the Apocalypse”, Matthew Maher, czy przerysowany Con O'Neil oraz Rory Kinnear w podwójnej roli. Swoje przysłowiowe pięć minut mają również: Carol Pilbasian, Will Arnett, Selenis Leyva, Boris McGiver czy Angus Sampson. Może i nie są to nazwiska (może poza BoJackiem), które występują na czołówkach plakatów, ale twarze jakby znajome.
Dziesięcioodcinkowa podróż nie zmieni waszego życia. Fani tradycyjnego przedstawienia piratów poczują żenadę, a u konserwatystów jest szansa na włączenie się homo-radaru, który może doprowadzić ich do wykrzyczenia hasła „Za burtę!”. Ja nie miałem problemu z wątkiem LGBT – jedynie początkowo, ale nie ze względu na płeć postaci, a ogólny skrót scenariuszowy, jeśli chodzi o pewne zmiany bohaterów. Stopuje on nieco fabułę, serial traci pazur, ale w ogólnym rozrachunku doprowadza to interesującej konkluzji w finale i daje fundament do budowania ciekawego kierunku w drugiej odsłonie. „Nasza bandera znaczy śmierć” to prostu sympatyczny serial na chill po ciężkim dniu w pracy, z idealnym metrażem, fajnymi bohaterami, z którymi chętnie przystępuje się do abordażu na kolejny odcinek. Po seansie człowiek czuje się po prostu dobrze. Może i nie jest to humor najwyższych lotów i nie do każdego trafi, ale ja bawiłem się wyśmienicie. I wiadomo – Taika Waititi to złoto w najczystszej postaci i warto poczekać na jego pojawienie się, bo ilość miłości od tego człowieka, jaka bije, jest nie do opisania. Nawet jeśli gra Czarnobrodego. Pamiętajmy, że nie każdy jest taki jak go malują.
Ocena: 7/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
*Autor Marcin Gontarski publikuje też na swoim facebookowym fanpage'u: Ponton Movie
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Nasza bandera znaczy śmierć" – Fajnie być piratem z Taiką Waititi
Więcej artykułów od autora Ponton

"Barbie" – Na różowej kozetce patriarchatu u Grety Gerwig - Recenzje filmów
Barbie na pierwszym etapie produkcyjnym była filmem, który zupełnie mnie nie interesował. Amy Schumer, której nie trawię, nazwiska scenarzystów, które zupełnie nic mi nie mówiły i ogólna otoczka. Nic wskazywało na to, że produkcja będzie czymś interesującym. Potem buchnęła informacja o castingu idealnym i świetnej ekipie realizacyjnej. To właśnie wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo jestem ciekaw tego projektu. W momencie, kiedy światło dzienne ujrzał pierwszy zwiastun z bezpośrednim nawiązaniem do „Odysei kosmicznej”, to już nie mogłem się doczekać. Warto było doświadczyć takiej dawki różu, jakiej prawdopodobnie nie zobaczę przez resztę swojego życia? Zapraszam do recenzji.

"Kolejne 365 dni" – „Wróciłaś, mała?” - Recenzje filmów
Długo się zastanawiałem, jak zacząć ten tekst. Miałem tu niezłe wstawki, nawiązujące do Laury z Przedwiośnia lub Kordiana. Miałem list powitalny, epitafium do monumentalnego łosia, którego spotkałem przed swoim domem. Ha! Nawet miałem fragment piosenki „Agnieszka” w wykonaniu formacji Łzy. Są recenzje filmów, przy których umysł wędruje w dziwne rojony świadomości. Po seansie „365 dni” obraziłem się na kino, po „Tym dniu” chyliłem czoła jak to możliwe, że porwanie i molestowanie to całkiem niezły podryw, kończący się ślubem. Mam wrażenie, że „Kolejne 365 dni” oglądałem przez 3 miesiące 6 tygodni i 5 dni, bo wynudziłem się jak Ponton na zlocie wydm piaskowych. Co tu począć, co tu zrobić? Obowiązek obowiązkiem jest, piosenka musi posiadać tekst, a Ponton musi napisać tekst. Ponownie zmierzyłem się z kolejnymi marzeniami erotycznymi Blanki Lipińskiej.

"Punkt wrzenia" – Z kamerą wśród kucharzy - Recenzje filmów
„Punkt wrzenia” kipi od emocji, intensywnie gotuje się „tabaką” w kuchni, doprowadza to mniejszych poparzeń, jak i wylewa garnek wrzącej wody prosto na twarz. Nowa pozycja w bibliotece HBO MAX pochłonęła mnie bez reszty. Jest to świetnie zrealizowane kino od strony technicznej. Praca kamery, która sprawia, że mamy wrażenie, że całość jest nakręcona na jednym ujęciu. Totalnie żywe kino – dosłownie i w przenośni jesteśmy świadkami jak wygląda praca w gastronomii „od kuchni”. Jesteśmy cichymi obserwatorami – przyglądamy się wizycie sanepidu, otwarciu restauracji, przyjęciu pierwszych klientów, przyjmowaniu zamówień, tempie wykonywanych posiłków, pierwszym i kolejnym problemom oraz rozmowom między pracownikami, którzy stoją na różnych stopniach w hierarchii restauracyjnej.

"365 dni: Ten dzień" – Fantazje Blanki Lipińskiej vol. 2 - Recenzje filmów
„Ten dzień” nastąpił. Ci umarli, którzy powstali, aby umrzeć przy okazji pierwszej części „365 dni”, tym razem wybrali golfa z samym Szatanem niż z Massimo i Laurą. Cóż po raz kolejny okazuje się, że niektórzy mają ciekawsze zajęcia niż oglądanie filmopodobnych tworów i to na kacu. Gdzie są brawa? No gdzie? Dobra, sam je sobie bije. Okazało się również, że znalazłem całkiem niezły sposób na zażegnanie skutków nocy poprzedniej. Uwierzcie (jeśli jeszcze nie widzieliście, a wydaje mi się, że pół wszechświata jest już po wszystkim) ból głowy, suchoty, poczucie bezsilności to najmniejsze problemy świata przy starciu z erotycznymi fantazjami Blanki Lipińskiej na srebrnym ekranie Netflixa.

"Krzyk" – Z requelowym slasherem ci do twarzy - Recenzje filmów
„Krzyk” powrócił po 10 latach! Zróbmy więc hałas! Nie będę ukrywał, że jest to moja ulubiona slasherowa seria i poza poprzednią, czwartą odsłoną trzyma wysoki poziom. Mając w głowie poprzednią część, nieco się bałem, czy nie będzie powtórki z (nie)rozrywki, ale Matt Bettinelli-Olpin oraz Tyler Gillett pozytywnie mnie zaskoczyli „Zabawą w pochowanego” i pomyślałem sobie, że są to idealni ludzie do tego projektu. „Krzyk” nigdy nie traktował się turbo serio, trochę wyśmiewając poważne, sztywne horrory/thrillery i liczyłem, że ponownie tego doświadczę. Czy się myliłem? Oj, nie, nie, nie.
Polecamy podobne artykuły

Homoseksualizm u… wikingów - Erotyka, towarzyskie
Homoseksualizm to we współczesnym świecie temat budzący ogromne kontrowersje, ale jak na ironię problemu z nim nie mieli starożytni ani ludy niechrześcijańskie. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak osoby homoseksualne postrzegali maskulinistyczni wikingowie – kultura dzielnych wojaków z mroźnej Północy, którzy na kilkaset lat przed Kolumbem dotarli do Ameryki?

"Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara" – Ahoj przygodo… po raz piąty! - Recenzje filmów
Święcący swego czasu triumfy gatunek piracki nie miał szczęścia w latach 90. Już dekadę wcześniej Romanowi Polańskiemu czkawką odbiła się porażka jego wysokobudżetowych „Piratów”, wiele lat później ten rodzaj kina został ostatecznie pogrzebany przez klęskę „Wyspy piratów”. Fani morskich perypetii musieli czekać szmat czasu na resuscytację gatunku, cierpliwość jednak popłaciła.

"Jojo Rabbit" – 50 twarzy Führera - Recenzje filmów
Taika Waititi pojawił się w moim filmowym życiu niespodziewanie. Za sprawą trzeciej części przygód boga piorunów i późniejszego fana Fortnite’a – Thora. Reżyser uczynił z tej wg mnie słabo zapowiadającej się kontynuacji dwóch średnich filmów – interesujące i wciągające widowiska. Nie zabrakło również niezwykle dużej dawki śmiechu. Dzięki tym zabiegom „Thor: Ragnarok” stał się moją ulubioną częścią MCU (zaraz po „Avengers: Endgame” oczywiście). Po tym udanym filmie dowiedziałem się, że Waititi pracuje nad produkcją, która swoją tematyką zadziwi cały świat. Myślałem, że będzie to dzieło tylko prześmiewczo-kontrowersyjne. Jednak ostatecznie dostałem coś więcej.

"Thor: Ragnarok" – Jesteś bogiem młotków? - Recenzje filmów
Cały świat zamarł w bezruchu. Marvel Studios wyprodukowało kolejny film, który okazał się hitem! Wszystkim się podoba, każdy krytyk jest zachwycony, a Box Office aż pęka od wpływających do kas biletowych zysków! Cóż za zaskoczenie, nikt się tego nie spodziewał… Zejdźmy na chwilę na ziemię.
Teraz czytane artykuły

"Nasza bandera znaczy śmierć" – Fajnie być piratem z Taiką Waititi - Seriale
Czarnobrody wielkim piratem był. A przynajmniej tak podaje większość źródeł. Po szybkim researchu dowiedziałem się, że są tacy, którzy twierdzą, że nie był aż tak okrutnym typem, ale ksywka ładnie weszła, a legendy odpalania armat z jego brody stały się całkiem fajną opowiastką. Popkultura często wykorzystywała jego postać w pirackich produkcjach – moim ulubieńcem jest Ray Stevenson z serialu FX – „Piraci”, ale Ian McShane z „Piratów z Karaibów” też dawał radę. Jednak teraz czas na kolejne przedstawienie tego jegomościa. Panie i Panowie na pokład statku zgrabnym krokiem wbija sam Taika Waititi, a Ponton szybko pisze telegram jak reżyser/aktor/scenarzysta/producent/najwspanialszy człowiek na świecie wypadł w nowym serialu HBO MAX – „Nasza bandera oznacza śmierć”.

"Dead Space Remake" – Dynamika Rozświetlającej Mrok Gwiazdy - Recenzje gier
Wydana jesienią 2008 roku gra „Dead Space” zrobiła dla horroru science-fiction w gamingu dokładnie tyle samo co „Ósmy Pasażer Nostromo” dla tegoż gatunku w kinematografii. Tak właściwie, to po latach przemyśleń, obserwacji i znajdywania punktów odniesienia, mogę z czystym sercem zestawiać ten tytuł z każdym wiekopomnym dziełem fantastyki naukowej, bez względu na przypisane mu medium.

"Star Wars The Force Unleashed" – Nowa nadzieja dla gier w uniwersum Star Wars - Recenzje gier
Zacznijmy od tego, że mająca swoją premierę w roku 2008 gra pt. „Star Wars The Force Unleashed” jest, jak już sam tytuł oryginalny wskazuje, obsadzona w kanonie „Gwiezdnych wojen”. Na podstawie owych filmów zostało stworzone mnóstwo gier, gorszych lub lepszych, jednak przedstawioną w tej recenzji na pewno można zaliczyć do jednej z najlepszych w tym uniwersum.

"Wrednoczas" – Buntownicy, growl i gitary! - Recenzje płyt
Kiedyś mój znajomy stwierdził, że ciężki rock, metalcore oraz death metal to gatunki muzyczne, których nie jest w stanie słuchać na trzeźwo. Wystarczy, że raz spojrzał na „szatańskie” tytuły utworów Behemotha, aby twardo trzymać się swoich poglądów. I to kręcenie włosami, pogo pod sceną i ryki spoconych facetów, którym nie wiadomo, o co chodzi. Nie, to zbyt wiele jak na fana popu. Mam nadzieję, że po zapoznaniu się ze śląskim zespołem Moleskin i ich debiutanckim krążkiem pt. „Wrednoczas” Tomek zmieni swoje zdanie. Niekoniecznie stanie się nagle miłośnikiem growlu i ostrych jak żyleta gitarowych brzmień, ale już same teksty (tysiąckrotnie ciekawsze od popowej nijakości) trafią w niego i przeszyją na wylot spokojną, wrażliwą duszę!

Odszedł Roger Moore – słynny „Święty”, niezapomniany James Bond - Ludzie kina
We wtorek 23 maja 2017 roku dotarła do nas smutna wieść o śmierci Rogera Moora – brytyjskiego aktora wcielającego się niegdyś w agenta Jamesa Bonda. Moor zmarł w Szwajcarii w wieku 89 lat. Chorował na raka. Dla wielu widzów był nie tylko bohaterem na ekranie. Również w życiu prywatnym często poświęcał się działalności charytatywnej. Cześć jego pamięci!
Nowości

"Niebieskooki samuraj" – Zemsta rysowana mieczem - Seriale
Słyszycie Netflix, myślicie „kolejny serial bez ikry, średniak, jakich wiele, z poprawnością polityczną wylewającą się z ekranu niczym woda po pęknięciu tamy na rzece”. Z produkcjami aktorskimi faktycznie tak się często mają sprawy, ale w przypadku animacji jest zgoła inaczej. Był już dowód w postaci „Arcane” (historii dziejącej się w świecie gier z serii „League of Legends”) i „Cyberpunk: Edgerunners” (opowieść z uniwersum „Cyberpunka 2077”). W 2023 roku dołączą do tych tytułów „Niebieskooki samuraj”. I jest najlepszy! Ma taki klimat XVII-wiecznej Japonii (ach ta muzyka!), tak brutalne walki i taką głębię psychologiczną głównego bohatera, że nic, tylko bić pokłony!

Poznajcie OBYWATELI DT i zatęsknijcie za Krakowem... - Zespoły i Artyści
Pewien kwartet i jego pewna piosenka sprawiają, że każdy zauroczy się w stolicy Małopolski, choć miłość to będzie niełatwa. Bo „Kraków” ma swoje wady i zalety. Wszak jak pięknie i szczerze śpiewa Norbert Giza: „To miasto turystów, żebraków. Miejskiej inteligencji, studentów i cwaniaków. Kraków kocham, lubię, nienawidzę. Zawsze tęsknię... gdy długo nie widzę”. Jakże prawdziwe słowa, szczególnie dla kogoś, kto – tak jak wspomniany wokalista – żyje tam od 10 lat. Zatem nie ma co się zastanawiać – pakujcie walizki, czas ruszyć do krainy Smoka Wawelskiego, jednak najpierw warto odwiedzić Dąbrowę Tarnowską. Dlaczego? W tym mieście narodzili się bowiem Obywatele DT.

"Na mały palec": najnowszy singiel IGI robi furorę w sieci - Zespoły i Artyści
Poznajcie najnowszą muzyczną propozycję od IGI. "Na mały palec" to poetycka opowieść o niedokończonych historiach, które trwają w naszych sercach!

Olbrychski, Komorowska i Zanussi o Janku Nowickim, czyli piękny wieczór wspomnień! - Fotorelacje
Giganci kina – tak o nich mówi burmistrz Eugeniusz Gołembiewski (trudno się z nim nie zgodzić). I jest niezwykle dumny i szczęśliwy, że tych troje wspaniałych ludzi odwiedziło Kowal na Kujawach. Wszak Daniel Olbrychski, Maja Komorowska i Krzysztof Zanussi to faktycznie legendarne osobistości polskiej kultury. To właśnie tych troje spotkało się w dużej sali OSP z mieszkańcami miasteczka i jego okolic, aby w ramach festiwalu „Białe walce” powspominać, zmarłego w grudniu 2022 roku, Jana Nowickiego. Poniedziałkowy wieczór 27 listopada przejdzie do historii jako pełna anegdot z życia i twórczości Mistrza podróż w czasie.

Igor Jaszczuk powraca po 24 latach! Prawdziwe "Dzikie zwierzę"! - Zespoły i Artyści
24 listopada 2023 roku stała się rzecz niesłychana! Igor Jaszczuk przypomniał się światu i wypuścił na wolność „Dzikie zwierzę”. Bez obaw, on tylko zaprezentował solowy utwór pod takim tytułem. Jako autor tekstu, jako kompozytor, który chce być po prostu sobą!

Comedy Wildlife Awards 2023: "Polskie" kłótliwe dzwońce i kangur z "gitarą" - Fotografia/Malarstwo
Zwierzęta są jak ludzie. Nie wierzycie? Wystarczy spojrzeć na nagrodzone zdjęcia w konkursie Comedy Wildlife Photography Awards. Na jednym z nich, tym głównym, pewien kangur zachowuje się tak, jakby grał na niewidzialnej gitarze. Na drugim, też zwycięskim, ale w kategorii Junior Award, młody dzwoniec (mały ptak z rodziny łuszczakowatych) „strzela focha”, bo chyba jedzonko dostarczone przez rodziców nie było smaczne. A więc „ludzkie zachowania”, przez co też tak prawdziwe, emocjonalne, ale i bardzo zabawne! W tym drugim przypadku mowa nawet o ptakach sfotografowanych przez Polaka – Jacka Stankiewicza!
Artykuły z tej samej kategorii

"Peaky Blinders: Sezon 5" – Tommy Shelby: żywioł silniejszy niż faszyzm - Seriale
Według zapewnień Stevena Knighta, twórcy serialu pt. „Peaky Blinders”, opowieści o pewnej – faktycznie żyjącej i działającej w latach 20. XX wieku, rodzinie z Birmingham; jego piąty, mający niedawno premierę, sezon ma być tym najlepszym. I czy tak jest? Nie. Ale jako kibic gangsterskiej drużyny Thomasa Shelby’ego, jestem na tyle usatysfakcjonowany tym, co dostałem, że postawię go na równi z pierwszym, drugim i czwartym.

Dexter Morgan – seryjny morderca, którego podziwiamy! - Seriale
Przeczytaliście tytuł i zastanawiacie się zapewne jak to możliwe, by kibicować komuś, kto z zimną krwią zabija innych? Wystarczy zrozumieć i poznać fenomen amerykańskiego serialu, który obiegł cały świat. Oryginalność, ciekawy scenariusz, nagłe zwroty akcji i On – Dexter!

10 seriali anime z sezonu letniego 2019, na które warto zwrócić uwagę - Seriale
Tegoroczne lato przyniosło kilkadziesiąt premier nowych seriali anime – kontynuacji znanych tytułów, serii opartych na znanych mangach i lekkich powieściach, a także dzieł opartych na oryginalnych scenariuszach. Po które z nich warto sięgnąć? W rozwinięciu artykułu znajdziecie dziesięć seriali anime, które do tej pory zgromadziły wokół siebie dużą widownię, uzyskując przy tym bardzo wysokie noty po emisji pierwszych odcinków.

"Mindhunter: sezon 2" – M jak morderca - Seriale
Zapowiadany jako mroczny kryminał połączony z thrillerem psychologicznym pierwszy sezon serialu „Mindhunter” od Netflixa miał być tym dla świata telewizji, tudzież platformy streamingowej, tym, czym był „Siedem” dla świata kina. Nic dziwnego. Za obydwa tytuły odpowiadał David Fincher – reżyser i scenarzysta, który umysł psychopaty zna jak własną kieszeń. I faktycznie. W postaci „Mindhuntera” otrzymaliśmy ostatecznie produkt solidny i intrygujący (zdaniem niżej podpisanego – ocena subiektywna), ale bardziej zbliżony do mniej emocjonującego, acz klimatycznego „Zodiaka” niż porywającego, przeszywającego filmu z Pittem i Freemanem. A jak wypada „Mindhunter 2”?

"Cobra Kai" – Nostalgia kopie aż miło! - Seriale
Czy w serialu nie będącym typowym sitcomem, a którego odcinki trwają po 20-30 minut da się opowiedzieć spójną, wciągającą historię? Oczywiście! Wystarczy tu wymienić chociażby: „The End of the F***ing World” czy „Fleabag”, a ostatnio wyprodukowane przez Sony Pictures Television dwa sezony „Cobra Kai”, które prosto z YouTube Premium trafiają na platformę Netflix. Nie jest to w pełni oryginalna opowieść jak wymienione wcześniej, ale uczucie nostalgii w niej silne jest młody padawanie!
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2023 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.703