O nasChronologiaArtykułyWspółautorzyPocztaZałóż bloga
 -

"Prawo Ulicy" – Blaski i cienie Baltimore - Seriale

Rok 2002. Stacja HBO wyświetla w USA pierwszy z 13 odcinków serialu „The Wire”. Jego twórca – David Simon, były reporter policyjny, nie spodziewa się aż tak pozytywnej reakcji krytyków. Pisze więc scenariusze do kolejnych sezonów. I czyta jeszcze więcej pochwał. Produkcja jest bowiem porównywana do książkowych dzieł Dostojewskiego czy Dickensa, określana jako niezwykle głęboka, ambitna, smakowana przez nielicznych, jedyna w swoim rodzaju. Mało tego, większość jest zgodna – to najlepszy serial kryminalny w historii telewizji.

Wstęp
Treść artykułu
Galeria zdjęć
Opinie
Polecane artykuły
aragorn136 (20841 pkt)Strona WWW Autora
Ilość odwiedzin:
6 055
Czas czytania:
7 785 min.
Kategoria:
Seriale
Autor:
aragorn136 (20841 pkt)
Dodano:
1242 dni temu

Data dodania:
2020-10-25 09:33:51

Rok 2020. Przemysław Jankowski – recenzent publikujący na łamach portalu Altao.pl, postanawia zweryfikować te ultra pozytywne opinie i zrozumieć pewien paradoks: skoro „Prawo ulicy” (taki tytuł wymyślono w Polsce, dosłownie „The Wire” oznacza „Podsłuch”) to majstersztyk przez wielkie M i jedno z najważniejszych dokonań małego ekranu, to dlaczego nie ma na koncie ważnej nagrody?

 

Poster z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)

 

No więc oglądam po wielu latach (trochę wstyd, że tak późno). I ciekawość mnie zżera. Pokona genialną „Rodzinę Soprano”, czy nie pokona? Jest przereklamowany, a może panowie krytycy mają rację. Pierwszy epizod pt. „The Target” trwa 60 minut. Długo, zważywszy, że długość dzisiejszych seriali często nie przekracza nawet pół godziny (i nie są to sitcomy). Jakiegoś trupa pakują do worka. Jakiś gliniarz w skórzanej kurtce dosiada się na schodach do czarnoskórego typa. Rozmawiają. Odcinek się kończy. Nic się w sumie nie dzieje, abym został przykuty do ekranu laptopa. Nuda panie niczym w polskim filmie. Nie wiem, czy nie zrezygnować. To śledztwo przeciwko Avonowi Barksdale'owi – bossowi narkotykowemu, trzęsącemu częścią Baltimore, będzie chyba niemrawe, ciągnące się jak flaki z olejem.

 

źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)

 

A tymczasem po dwóch miesiącach…

 

Właśnie „połykam” finał piątej serii (epizod nr 60, licząc od samego początku). Shieeeeeeeeeeeeeeeeeeet! (skorumpowany senator Clay potrafi tym zaakcentowanym bluzgiem zarażać), czuje się, jakbym wziął kilka pigułek najmocniejszego narkotyku. Jeszcze chwila, a bym przedawkował. To była cholernie dobra decyzja, że jednak zaufałem Simonowi. „The Wire” jest serialem, w który trudno się wsiąka, ale kiedy już się to zrobi, nie można poruszyć się na swoim krześle (tudzież fotelu). Całość to hipnotyczna opowieść, nie tylko o wojnie policjantów z nielegalnym handlem narkotykami. Pokazano tu więcej problemów. Od funkcjonowania portu morskiego i brudnej politykę samorządowej po stojący na krzywych nogach system oświaty oraz upadek tradycyjnych mediów. Tak. Nie ma żadnych pościgów. Strzelanin też za wiele nie znajdziemy. Wartkiej akcji jak na lekarstwo. Nie spodziewajcie się „Miami Vice” ani serialu typu „Starsky i Hutch”. Podobnie jak gangsterska, wspomniana wyżej „Rodzina Soprano” czy niedawny „Mindhunter” opiera się bowiem na realistycznych lokacjach, dialogach (uliczny slang robi robotę!), klimacie i doskonale nakreślonej psychologii postaci. I najważniejsze – na aktorstwie.

 

Czasem od nadmiaru wątków i bohaterów oraz kojarzenia faktów może zakręcić się w głowie. Tempo jest powolne. Kolorystyczny filtr momentami przypomina film dokumentalny. I nie dziwię się, jeżeli niektórzy widzowie nie zdają egzaminu polegającego na seansie pierwszej serii. To próba dla cierpliwych. U mnie na twarzy pojawiały się łzy, uśmiech, zaskoczenie. Zżyłem się z niemal wszystkimi postaciami – także tymi na dalszym planie i niekoniecznie pozytywnymi. Kibicowałem im. Może w scenariuszu parę razy znalazły się pewne zgrzyty (gliniarz Sydnor wraca niewiadomo skąd), nieco naciągane sceny, ale gdy ma się przed sobą tak wartościową, dopracowaną i przemyślaną produkcję, to owe wady znikają. Serial jest niby poważny i brutalny, a jednak nakręcony z lekkością i kilogramami humoru (patrz: Delaney Williams jako przygryzający kumplom Landsman).

 

Kadr z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)

 

Kadr z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)

 

David Simon to mistrz. Jak sam stwierdził, ta historia jest o instytucjach i ich wpływie na jednostki. Nieważne, czy ktoś jest policjantem, dokerem, dilerem narkotyków, politykiem, sędzią czy prawnikiem; musi godzić się na kompromisy i zmagać się z tym, czego chcą instytucje”. Tu nie ma bohaterów bez skazy. Każdy ma coś za uszami. Obojętnie, z jakiej perspektywy patrzy się na Baltimore, nie jest to barwne miejsce dla prawych i sprawiedliwych. Ale jedna z jego dzielnic, dzięki majorowi Colvinowi może stać się rajem – Hamsterdamem (najlepszy sezon 3 i jego socjologiczny eksperyment) dla chłopaków, którzy budzą się rano tylko w jednym celu. Idą „na róg”, będąc pracownikami lokalnych gangsterów, i handlują uzależniającym staffem. Im więcej towaru sprzedadzą, tym lepiej. Z kolei robotnicze doki zarządzane przez Polaka Franka Sobotkę nie przynosiłyby takich zysków, gdyby nie współpraca z Grekami (typami spod bardzo ciemnej gwiazdy; Spiros to jeden z ciekawszych czarnych charakterów). Krótko mówiąc, w Baltimore rządzą układy, a policja zmaga się nawet z brakiem podstawowego sprzętu.

 

O stronie fabularnej i wnioskach, które płyną w trakcie seansu, jeszcze Wam trochę opowiem. Pozwólcie jednak, że najpierw pozachwycam się nad obsadą. Tu nie ma słabego ogniwa. Same celne strzały! Co ważne, większość osób z aktorskiej ekipy, przystępując do pracy na planie, nie miała jeszcze „problemów” związanych z zaczepianiem na ulicy przez natrętnych fanów. Nieopatrzone twarze to więc ogromny plus „The Wire”. Najbardziej podoba mi się relacja na linii Jimmy McNulty – Bunk Moreland. Jakże piękne połączenie bromance’u i buddy movie. Da się to odczuć szczególnie w kolejnych sezonach. Dominic West przekonująco gra gliniarza (no tego gościa w skórzanej kurtce z pierwszej sceny), któremu daleko do ideału. McNulty pije, jest narwany, ma w głębokim poważaniu rozkazy przełożonych i lubi seks na masce policyjnego auta. Nic dziwnego, że żona wystawiła mu walizki za drzwi. Lecz z drugiej strony Jimmy ma dobry kontakt z dorastającymi synami i nosa do rozwiązywania skomplikowanych kryminalnych spraw. Od robienia zdjęć z ukrycia i podsłuchiwania, woli działać w terenie na ostro. No jak tu go nie uwielbiać? Bunk też jest gościem, z którym chętnie bym spędził czas w barze albo przy torach, rzucając butelkami. Wendell Pierce jest w tej roli perfekcyjny, szczególnie kiedy wygłasza swoje monologi, pali cygaro i stopuje zapędy Jimmy’ego.

 

Kadr z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)

 

Ten jeden artykuł to za mało, aby napisać o tych panach. A co dopiero o reszcie obsady. Każdy jest w swojej kreacji w stu procentach wiarygodny. Lance Reddick (tej twarzy się nie zapomina mr. Wick) jako Cedric Daniels wzbudza respekt. John Doman, czyli Rawls to z kolei kawał skurczybyka, któremu lepiej nie podskakiwać. W wydziale zabójstw są także: lubiana przez kumpli Kima Greggs grana przez świetną Sonję Sohn (jej wątek lesbijskiego związku przynudza, ale pod koniec pierwszego sezonu pewna scena z jej udziałem podniosła mi ciśnienie); wzorcowy Carver (Seth Gilliam) i nieco irytujący, średnio inteligentny Herc (Domenick Lombardozzi). Jest także… Morgan Freeman. Okej. Lester Freamon kreowany przez Clarke’a Petersa. Człowiek, dla którego najważniejsze jest porządna policyjna robota i lepienie zabawek z drewna. Peters nie dość, że jest fizycznie podobny do Freemana, to jeszcze jego postać przypomina te kreowane przez słynnego aktora.

 

Kadr z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)

 

Kadr z serialu "The Wire" (źródło: materiały prasowe)


Polubiłem również Rolanda Pryzbylewskiego (Jim True-Frost). Początkowo wydaje się, że będzie kulą u nogi dla drużyny „The Wire”. Później dowodzi swojej wartości i tego, że ma bardzo analityczny umysł. W duecie z Lesterem bez problemu łamie szyfry i hasła. W ogóle zarówno on czy w jeszcze silniejszym stopniu postacie Sobotków (Ziggy, ty szaleńcu!) oraz komisarz Valchek w drugim, trzymającym w napięciu, sezonie (scena ze znaleziskiem w kontenerze – ciary!) faktycznie mogą stanowić przykład naśmiewania się z cwanych Polaczków. Ale czy to aż tak bardzo przeszkadza?

 

źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)

 

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję

Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:




Galeria zdjęć - "Prawo Ulicy" – Blaski i cienie Baltimore

Temat / Nick / URL:

Treść komentarza:

0 (0)

FanSeriali
1242 dni temu

Absolutne top 3 najlepszych seriali w historii!
Dodaj opinię do tego komentarza

0 (0)

Stringer
1239 dni temu

Czarnoskóry gej i do tego kryminalista. To było zaskoczenie.
Dodaj opinię do tego komentarza

0 (0)

Aragorn136
881 dni temu

"Prawo ulicy" najlepszym serialem XXI wieku wg BBC Culture! Wygrał w głosowaniu 206 osób, wśród których znaleźli się pochodzący z 43 krajów krytycy, naukowcy i pracownicy przemysłu rozrywkowego. Łącznie wybrali oni 100 najbardziej udanych produkcji.

Oto pierwsza dziesiątka:

1. "Prawo ulicy"
2. "Mad Men"
3. "Breaking Bad"
4. "Fleabag"
5. "Gra o tron"
6. "Mogę cię zniszczyć"
7. "Pozostawieni"
8. "Zawód: Amerykanin"
9. "Biuro" (wersja brytyjska)
10. "Sukcesja"
Dodaj opinię do tego komentarza

Więcej artykułów od autora aragorn136

"Dziki Kamieńczyk" – To nie jest moje pueblo! - Recenzje książek

Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma przestępstw, podziału na biednych i bogatych. Gdzie nikt nie chodzi smutny i jeździ elektrykami. Nikt nie pije alkoholu i nie uzależnia się od papierosów. Pisarz Marek Czestkowski przedstawia właśnie tego rodzaju „odgrodzone” miejsce w… Polsce. Ale już sam tytuł jego powieści: „Dziki Kamieńczyk” sugeruje, że ta utopijna wioska zachwieje się w posadach, przeobrażając się w strefę dla prawdziwych desperados. Czego świadkiem będzie, zahibernowany przez 100 lat, główny bohater. To znany niegdyś strażnik pogranicza wyznający jedną zasadę: w ściganiu złoli wszystkie chwyty dozwolone. Czytelnik jest jak ten Habanero. Popiera go i zderza się z idyllą, która wcale taka słodka nie jest. Oj nie!

"Bestiariusz Jeleniogórski Tom V" – Magia, strach i piękno. Chcę więcej! - Recenzje książek

Tomasz Szyrwiel od lat, jako pasjonat górskich wycieczek, rysownik, fotograf i pisarz, poszukuje karkonoskich bestii. Znalazł już ich tak wiele, że wyobraźnia nakazała mu stworzenie opisów na ich temat. W ten sposób narodziły się książki – połączenie jeleniogórskiej sagi fantasy z albumem kuszącym tak bardzo, że czarownica z bajki o „Jasiu i Małgosi” powinna się uczyć. W wersji kolekcjonerskiej, z kilku tomów złożone, wyglądające jak drogocenne i rzadkie księgi, jeszcze mocniej otulały magiczną mgłą. Ten ostatni – V miał być zakończeniem skrzyżowanych losów pewnej ludzkiej wojowniczki i miejscowej jelarskiej dziewczynki, i jednocześnie miał dostarczyć informacji o nowych, czających się w leśnych ostępach i wśród wysokich szczytów mamidłach. O ile jednak jego wydanie jest dziełem sztuki przez wielkie SZ, tak już historia powoduje niestety lekki niedosyt. Ale jest coś, co ciągle pozostaje identyczne – klimat tak niezwykły, że zapominam o realnym świecie.

 -

Odwiedzin: 445

Autor: aragorn136Recenzje filmów

Komentarze: 2

"Diuna: Część druga" – Woda życia, religia zniszczenia - Recenzje filmów

„Mając władzę nad przyprawą, masz władzę na wszystkimi” – zniekształcony, brzmiący złowieszczo głos oznajmia takową prawdę na tle czarnego tła, a mi już po całym ciele „przebiegają mrówki”. Jestem wręcz obezwładniony, zahipnotyzowany. A przecież to nawet nie pierwsza scena. Później jest jeszcze lepiej/gorzej. Jakie tam później, tak jest przez 80% seansu, niemal do napisów końcowych. Oni (czyt. krytycy mający zaszczyt uczestniczyć w pokazie prasowym) nie kłamali. „Diuna: Część druga” to film monumentalny (kto napisze fatalny, ten niechaj zostanie strawiony przez czerwia). Atakujący wszystkie zmysły. Piękny. Na poziomie audiowizualnym rzecz jasna, bo z warstwą scenariuszową bywa różnie… Są jednak aktorzy, którzy windują tę opowieść do granic kosmosu.

"100N" – Jego refleksja i wrażliwość w całej tej muzyce! - Recenzje płyt

Słuchacze! Osoby poszukujące muzycznych nowości, które powstają w czterech ścianach domowego studia. Chłopaki i dziewczyny lubiący subtelność wokalu połączoną z dzikością dźwięku. Odkryłem coś dla Was. Coś, co zrobiło mi dobrze na serduchu i w głowie. Co uspokoiło rozbiegane myśli. Mowa o dostępnym na Spotify albumie pt. „100N”, nagranym przez Lucasa Flinta. Stali czytelnicy Altao.pl, zaglądający do kategorii Muzyka mieli już okazję się zapoznać z tym utalentowanym chłopakiem (prezentowane były dwa jego polskojęzyczne single: „Zostań” oraz „Wieczór Filmowy). „100N” jest w całości po angielsku, co nie znaczy, że nie będą go w stanie docenić ludzie na co dzień słuchający tylko w rodzimym języku.

"Detektyw: Kraina nocy" – Coś za ciepło na tym mrozie… - Seriale

„Jodie Foster jako policjantka gdzieś w małym, fikcyjnym, odciętym od świata, miasteczku na Alasce mierzy się z traumą i najtrudniejszym śledztwem w całej karierze”. Wystarczy takie zdanie, aby fani „Milczenia Owiec” zacierali rączki. Ale „Kraina nocy” to nie sequel rzeczonego thrillera, a kolejny miniserial osadzony w uniwersum „Detektywa”. Po wszystkich, sześciu odcinkach można dojść tylko do jednego wniosku: niepotrzebnie osadzony. Bo o ile prolog zapowiada prawie wybitny kawał telewizji, tak już finał sprawia, że wszystko odmarza…

Polecamy podobne artykuły

 -

Odwiedzin: 1466

Autor: GieHaSeriale

Komentarze: 1

"Mare z Easttown" – Ogród Pamięci - Seriale

HBO ma już dawno za sobą złoty wiek, kiedy to w zasadzie każdy widz winien był odbierać w odpowiednio wielkim zachwycie każdą produkcję spod tego szyldu. Z kolei współczesny okres, w którym wydalane są rzeczy typu: „Watchmen”, „Kraina Lovecrafta” czy ostatnie dwa sezony „Gry o Tron”, nie może być uznany (mówiąc delikatnie) za nieskazitelny. Na szczęście, raz na jakiś czas HBO potrafi jeszcze przypomnieć sobie, jak stworzyć produkt pierwszej klasy. Zapraszam do Easttown.

 -

"Mindhunter: sezon 2" – M jak morderca - Seriale

Zapowiadany jako mroczny kryminał połączony z thrillerem psychologicznym pierwszy sezon serialu „Mindhunter” od Netflixa miał być tym dla świata telewizji, tudzież platformy streamingowej, tym, czym był „Siedem” dla świata kina. Nic dziwnego. Za obydwa tytuły odpowiadał David Fincher – reżyser i scenarzysta, który umysł psychopaty zna jak własną kieszeń. I faktycznie. W postaci „Mindhuntera” otrzymaliśmy ostatecznie produkt solidny i intrygujący (zdaniem niżej podpisanego – ocena subiektywna), ale bardziej zbliżony do mniej emocjonującego, acz klimatycznego „Zodiaka” niż porywającego, przeszywającego filmu z Pittem i Freemanem. A jak wypada „Mindhunter 2”?

Teraz czytane artykuły

 -

Odwiedzin: 6055

Autor: aragorn136Seriale

Komentarze: 3

"Prawo Ulicy" – Blaski i cienie Baltimore - Seriale

Rok 2002. Stacja HBO wyświetla w USA pierwszy z 13 odcinków serialu „The Wire”. Jego twórca – David Simon, były reporter policyjny, nie spodziewa się aż tak pozytywnej reakcji krytyków. Pisze więc scenariusze do kolejnych sezonów. I czyta jeszcze więcej pochwał. Produkcja jest bowiem porównywana do książkowych dzieł Dostojewskiego czy Dickensa, określana jako niezwykle głęboka, ambitna, smakowana przez nielicznych, jedyna w swoim rodzaju. Mało tego, większość jest zgodna – to najlepszy serial kryminalny w historii telewizji.

"Dwie strony lustra" – razem, a jednak osobno - Autorzy/pisarze

Oto wiersz o dwojgu ludzi – kobiecie i mężczyźnie, którzy chcieliby być ze sobą, kochać się, ale dzieli ich zbyt wiele. Są jak dwie strony lustra...

 -

Odwiedzin: 4122

Autor: aragorn136Seriale

Komentarze: 3

"Król" – 8 na 10 syneczku, a jak! - Seriale

„Zachwyca”, „Najlepszy serial 2020 roku” – takie między innymi nagłówki pojawiły się w internecie na początku listopada. I – o dziwo – dotyczyły polskiej produkcji. Mowa o adaptacji bestsellerowej powieści Twardocha sprzed kilku lat, która rozeszła się w nakładzie ponad 100 tys. egzemplarzy. Czy „Król” faktycznie jest na na tyle królewski, że nie pozostaje nic, jak uścisnąć dłoń Janowi P. Matuszyńskiemu? Na to pytanie postanowiłem opowiedzieć dopiero po premierze finałowego odcinka, bowiem nie ma co oceniać dania tylko po talerzu, na którym jest podany. Trzeba zjeść wszystko, a na koniec popić piwem, porządnie beknąć i podziękować.

 -

Odwiedzin: 4245

Autor: aragorn136Recenzje filmów

Komentarze: 1

"Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" – Figurki rozstawione, zaczynamy bitwę! - Recenzje filmów

Teraz już jestem pewny, że w żyłach braci Russo płynie poza krwią „komiksowa substancja”, dzięki której tak dobrze czują i bez problemu wchodzą w świat Marvela, przenosząc go na wielki ekran. Anthony i Joe już przy „Zimowym żołnierzu” pokazali, na co ich stać. Tak, jakby filmowcy – fani komiksów nakręcili film dla widzów – także fanów. I choć fabularnie „Wojna bohaterów” nieco siada, sama niepozbawiona klisz intryga nie wciąga, jak należy, to w kategorii widowiska i scen akcji to najwyższa półka.

"Ant-Man" – Z mrówkami za pan brat - Recenzje filmów

Będę z Wami szczery. Filmy z uniwersum Marvela zaczynają mnie męczyć. Corocznie pojawia się jakiś bohater lub bohaterowie w przyciasnych kostiumach, a to jeszcze nie koniec. W przygotowaniu są bowiem kolejne komiksowe adaptacje, na które czekają chyba najwytrwalsi wielbiciele takiego kina (śpiący na łóżku wymalowanym w inicjały Kapitana Ameryki). Po „Ant-Manie” nie spodziewałem się zbyt wiele, a już na pewno nie tego, że produkcja dostarczy niezłej rozrywki.

Nowości

"Dziki Kamieńczyk" – To nie jest moje pueblo! - Recenzje książek

Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma przestępstw, podziału na biednych i bogatych. Gdzie nikt nie chodzi smutny i jeździ elektrykami. Nikt nie pije alkoholu i nie uzależnia się od papierosów. Pisarz Marek Czestkowski przedstawia właśnie tego rodzaju „odgrodzone” miejsce w… Polsce. Ale już sam tytuł jego powieści: „Dziki Kamieńczyk” sugeruje, że ta utopijna wioska zachwieje się w posadach, przeobrażając się w strefę dla prawdziwych desperados. Czego świadkiem będzie, zahibernowany przez 100 lat, główny bohater. To znany niegdyś strażnik pogranicza wyznający jedną zasadę: w ściganiu złoli wszystkie chwyty dozwolone. Czytelnik jest jak ten Habanero. Popiera go i zderza się z idyllą, która wcale taka słodka nie jest. Oj nie!

 -

Foodlosslla atakuje, bo jedzenie się marnuje! Spot od twórcy nowej "Godzilli" - Intrygujące

Jak zwrócić uwagę na problem związany z marnotrawstwem żywności? Jak ostrzec przed konsekwencjami takiego postępowania/zjawiska? Odpowiedź brzmi: zrobić sugestywny, krótkometrażowy klip, który jest jednocześnie reklamą o charakterze społecznym. I dalej: w centrum umieścić mszczącego się kaiju o wyglądzie przerośniętego ślimaka, zbudowanego z odpadów spożywczych. Taki właśnie materiał przygotował Takashi Yamazaki – reżyser filmu „Godzilla Minus One”!

Jakub Hovitz i jego pełne wyobrażeń o pierwszym spotkaniu "VHS" - Zespoły i Artyści

Zanurzony w klimacie przebojów z lat 70., bogaty w analogowe dźwięki, z ciekawie opowiedzianą historią – taki jest najnowszy singiel Jakuba Hovitza zatytułowany „VHS”. Gościnnie zaśpiewał w nim Felix Piątek. Premierowego nagrania tej dwójki pozytywnych artystów z Wrocławia można posłuchać w serwisach streamingowych.

"Bestiariusz Jeleniogórski Tom V" – Magia, strach i piękno. Chcę więcej! - Recenzje książek

Tomasz Szyrwiel od lat, jako pasjonat górskich wycieczek, rysownik, fotograf i pisarz, poszukuje karkonoskich bestii. Znalazł już ich tak wiele, że wyobraźnia nakazała mu stworzenie opisów na ich temat. W ten sposób narodziły się książki – połączenie jeleniogórskiej sagi fantasy z albumem kuszącym tak bardzo, że czarownica z bajki o „Jasiu i Małgosi” powinna się uczyć. W wersji kolekcjonerskiej, z kilku tomów złożone, wyglądające jak drogocenne i rzadkie księgi, jeszcze mocniej otulały magiczną mgłą. Ten ostatni – V miał być zakończeniem skrzyżowanych losów pewnej ludzkiej wojowniczki i miejscowej jelarskiej dziewczynki, i jednocześnie miał dostarczyć informacji o nowych, czających się w leśnych ostępach i wśród wysokich szczytów mamidłach. O ile jednak jego wydanie jest dziełem sztuki przez wielkie SZ, tak już historia powoduje niestety lekki niedosyt. Ale jest coś, co ciągle pozostaje identyczne – klimat tak niezwykły, że zapominam o realnym świecie.

Singiel "Anima Libera", czyli głośny powrót klubowej legendy! - Muzyczne Style

Ej, ludzie! Fani muzyki disco! Max Farenthide i Vamero (duet, którego brzmienia już słyszeliście w hicie „In My Bed”) wydali wspólny numer! „Anima Libera” to energetyczna propozycja z bardzo wyrazistym beatem. Utwór z pewnością ucieszy fanów Maxa! Artysta powraca bowiem na sceny klubowe po... 12 latach nieobecności!

 -

Odwiedzin: 193

Autor: pjLudzie kina

Komentarze: 1

Oscary 1983. Ten wieczór Zbigniew R. zapamiętał na zawsze – poszedł w "Tango"! - Ludzie kina

Nie od dzisiaj wiadomo, że nawet kieliszek mocniejszego trunku pomaga na stres i dodaje odwagi. I choć Yola Czaderska-Hayek, która jako tłumaczka towarzyszyła Zbigniewowi Rybczyńskiemu na scenie, twierdzi, że twórca oscarowego, krótkometrażowego „Tanga” absolutnie nie był pijany, to widząc jego zachowanie trudno w to uwierzyć. Czy to tylko przypływ szczęścia spowodował, że całkiem odwrotnie niż w jego animacji, otoczenie tak bardzo zwróciło na niego uwagę? Można by odpowiedzieć twierdząco, gdyby nie fakt, że bohater niniejszego tekstu, został dość szybko aresztowany…

Artykuły z tej samej kategorii

"Niebieskooki samuraj" – Zemsta rysowana mieczem - Seriale

Słyszycie Netflix, myślicie „kolejny serial bez ikry, średniak, jakich wiele, z poprawnością polityczną wylewającą się z ekranu niczym woda po pęknięciu tamy na rzece”. Z produkcjami aktorskimi faktycznie tak się często mają sprawy, ale w przypadku animacji jest zgoła inaczej. Był już dowód w postaci „Arcane” (historii dziejącej się w świecie gier z serii „League of Legends”) i „Cyberpunk: Edgerunners” (opowieść z uniwersum „Cyberpunka 2077”). W 2023 roku dołączą do tych tytułów „Niebieskooki samuraj”. I jest najlepszy! Ma taki klimat XVII-wiecznej Japonii (ach ta muzyka!), tak brutalne walki i taką głębię psychologiczną głównego bohatera, że nic, tylko bić pokłony!

 -

Odwiedzin: 878

Autor: aragorn136Seriale

Komentarze: 1

"1670" – To jest mój chłop, mój serial i mój rok! - Seriale

Takiego serialu jeszcze nie było! W Polsce rzecz jasna. No bo wiecie – mieszanka to iście wybuchowa. Kostiumowe danie główne z satyrycznym mięchem, szczyptą ostrej przyprawy i żyd… żytem. A w tym kotle chłopów szlachcice gotują i tą chochlą w lewo i prawo, pod nosem wąsy poprawiając i się szczerze uśmiechając. Bo „1670” to czas, gdy Rzeczpospolita była terytorialną potęgą, a panowie na włościach musieli bardzo ciężko nie pracować, by godnie żyć.

 -

"Peaky Blinders: Sezon 5" – Tommy Shelby: żywioł silniejszy niż faszyzm - Seriale

Według zapewnień Stevena Knighta, twórcy serialu pt. „Peaky Blinders”, opowieści o pewnej – faktycznie żyjącej i działającej w latach 20. XX wieku, rodzinie z Birmingham; jego piąty, mający niedawno premierę, sezon ma być tym najlepszym. I czy tak jest? Nie. Ale jako kibic gangsterskiej drużyny Thomasa Shelby’ego, jestem na tyle usatysfakcjonowany tym, co dostałem, że postawię go na równi z pierwszym, drugim i czwartym.

 -

Odwiedzin: 8878

Autor: aragorn136Seriale

Komentarze: 1

Dexter Morgan – seryjny morderca, którego podziwiamy! - Seriale

Przeczytaliście tytuł i zastanawiacie się zapewne jak to możliwe, by kibicować komuś, kto z zimną krwią zabija innych? Wystarczy zrozumieć i poznać fenomen amerykańskiego serialu, który obiegł cały świat. Oryginalność, ciekawy scenariusz, nagłe zwroty akcji i On – Dexter!

"Detektyw: Kraina nocy" – Coś za ciepło na tym mrozie… - Seriale

„Jodie Foster jako policjantka gdzieś w małym, fikcyjnym, odciętym od świata, miasteczku na Alasce mierzy się z traumą i najtrudniejszym śledztwem w całej karierze”. Wystarczy takie zdanie, aby fani „Milczenia Owiec” zacierali rączki. Ale „Kraina nocy” to nie sequel rzeczonego thrillera, a kolejny miniserial osadzony w uniwersum „Detektywa”. Po wszystkich, sześciu odcinkach można dojść tylko do jednego wniosku: niepotrzebnie osadzony. Bo o ile prolog zapowiada prawie wybitny kawał telewizji, tak już finał sprawia, że wszystko odmarza…

Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.

© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
2.930

Akceptuję pliki cookies
W ramach naszego portalu stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym momencie zmiany ustawień dotyczących cookies. Jednocześnie informujemy, iż warunkiem koniecznym do prawidłowej pracy portalu Altao.pl jest włączenie obsługi plików cookies.

Rozumiem i akceptuję