3 004
3 444 min.
Recenzje książek
aragorn136 (23237 pkt)
2961 dni temu
2016-10-13 14:00:27
Maria Czubaszek (z domu Bacz) była utalentowaną felietonistką, satyryczką i scenarzystką. Młodym Polakom kojarzyła się głównie jako komentatorka sceny politycznej w programie Szkło Kontaktowe oraz występom w „Spadkobiercach” – improwizowanym serialu, gdzie brawurowo i naturalnie wcielała się w matkę postaci granej przez jej przyjaciela Artura Andrusa. Starsi zapamiętali ją jako autorkę piosenek, w tym „Kochać można byle jak” i wielu innych, które wykonywali m.in. Ewa Bem, Krystyna Prońko czy VOX. Ale chyba najbardziej dała się poznać, tworząc słuchowiska dla radiowej Trójki, czyli kultowe dziś: „Dym z papierosa”, „Serwus jestem nerwus” i „Małgorzaty jego życia”. To tam właśnie brylowali m.in. Irena Kwiatkowska, Bohdan Łazuka i Wojciech Pokora. Warto jeszcze odnotować, że co jakiś czas wiązała się ze światem filmu i telewizji, pisząc dialogi i scenariusze. To między innymi spod jej ręki wyszły skrypty do takich seriali, jak „Na wspólnej” czy „BrzydUla”. I to właśnie Maria sprawiła, że śmialiśmy się z tekstów w komedii „Filip z konopi” czy głosu Babci w hiszpańskiej animacji „Rysiek Lwie Serce”.
A jakie było życie prywatne i poglądy Czubaszek? O tym m.in. jest jej ostatnia publikacja – „Nienachalna z urody”. I choć już wcześniej ta uhonorowana Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” autorka spłodziła kilka pozycji książkowych (bo dzieci nie spłodziła; sama się przyznała, że dokonała dwóch aborcji), dzięki którym czytelnik mógł się bliżej przyjrzeć jej życiu i twórczości („Boks na ptaku” czy „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”), odkryć to, co było ukryte, przeczytać to, o czym inni obawialiby się mówić głośno i szczerze, czy po prostu delektować się znakomitym, abstrakcyjnym humorem zbliżonym stylowi Monty Pythona („Na wyspach Hula-Gula”).
Już sama okładka wiele mówi o pisarce i o treści zawartej dalej. Wydana przez Prószyński i S-ka książka nie jest typową, ułożoną chronologicznie autobiografią. To coś innego. Coś pokrzepiającego. Wprawiającego w optymistyczny (mimo że Czubaszek uważała siebie za pesymistkę) nastrój. „Nienachalna z urody” potrafi przekonać czytelników, że życie wcale nie jest aż takie złe, że poczucie humoru i dystans do siebie i otaczającego świata może to życie ułatwić.
Dystans – to właśnie słowo klucz ostatniej książki Czubaszek. Pisarka do końca pozostawała sobą, i to powodowało, że z jednej strony była szanowana, a drugiej (tej prawej) często mieszana z błotem czy wręcz nazywana… morderczynią swoich nienarodzonych dzieci. Ale nawet do ludzi jej nieprzychylnych potrafiła odnosić się, choć ironicznie i uszczypliwie, to jednak z pewną dozą szacunku i zrozumienia. Jeśli kogoś krytykowała, to zawsze robiła to z klasą i sobie znanym wdziękiem. O kobietach mawiała: „… bo my kobiety, niestety, częściej niż mężczyźni tracimy kontakt z rozumem. Jesteśmy strasznie emocjonalne”. Z kolei o facetach, że: „Mężczyzna jest, jaki jest i nie ma co przy nim majstrować”.
Nienachalna z urody – tak siebie nazywała. Nigdy nie twierdziła, że jest ładna (przytaknęła zresztą jednemu widzowi, że wygląda niczym purchawka). „Już jako dziecko wkurzało mnie stwierdzenie, że wszystkie kobiety są piękne. Gorszego kłamstwa nie słyszałam! Bo jeśli rzeczywiście wszystkie kobiety są piękne, to po niektórych po prostu tego zupełnie nie widać” – śmiałe stwierdzenie, do bólu szczere. Często powtarzała, że jest tak stara, że pamięta czasy Mieszka I. Paliła od siedemnastego roku życia, ale nigdy nie miała zamiaru tego nałogu rzucić, bo przecież i tak każdy kiedyś umrze. A fajki były dla niej jak paliwo dla samolotu. Dzięki nim nabierała energii, dzięki nim miała pisarską wenę (bo ogólnie to pisać nie lubiła i nie uważała, że ma talent). W książce złożonej z rozdziałów i podrozdziałów nie tylko pierwszy raz opowiada o sobie tak dużo, ale także jest w tym niezwykle szczera. Można dowiedzieć się o wielu intrygujących momentach z jej życia, o przyjaźni z Arturem Andrusem i o innych ludziach, z którymi pracowała. W „Nienachalnej z urody” nie zabrakło też przerywników w formie pozowanych czarno-białych fotografii czy krótkich (czasem odręcznie napisanych) humorystycznych dialogów i abstrakcyjnych opowieści. Dzięki nimi jeszcze lepiej da się zrozumieć, jakim człowiekiem była Maria Czubaszek.
Tu zakańcza pewne wątki rozpoczęte we wcześniejszych publikacjach. Odczuwa się, że to jej pamiętnik (choć nigdy nie pragnęła tworzyć pamiętnika), jak swego rodzaju pożegnanie, uporządkowanie spraw. Z wielu cytatów, które padły z ust „purchawki” (mam nadzieję, że pani Maria patrząc na mnie gdzieś z „tytoniowej chmurki”, wybaczy, że też ją tak nazwałem) wynika, że ogólnie życie człowieka nie ma większego sensu (no, chyba że jest się naprawdę utalentowanym i zrobiło się coś, z czego będzie się pamiętanym po wieki). Bo jak mawiał jej ukochany reżyser Woody Allen: „Świat zmierza do katastrofy, a życie jest jak nogi. Niezależnie od tego, czy krótkie, czy długie, zawsze są do dupy”. To z jednej strony pesymistyczne, przygnębiające słowa, lecz nasiąknięte czarnym humorem, który pomaga przejść przez ziemską egzystencję i odejść godnie. Wystarczy nie rozpamiętywać przeszłości, a wziąć przykład z credo autorki: „Dwa dni w życiu są dla mnie kompletnie nieważne: wczoraj i jutro. Nie wspominam i nie planuję”.
Z książki czytelnik uzyska odpowiedzi na niełatwe pytania. Dlaczego Maria pozostała Czubaszkiem (mimo że z pierwszym mężem łączyło ją tylko nazwisko)? Czemu nigdy nie pogodziła się z siostrą? Jak wyglądał jej związek z Wojciechem Karolakiem? Co sądzi na temat „dobrej zmiany” proponowanej przez PIS? Skąd u niej była aż taka miłość do zwierząt (szczególnie piesków)? No i najważniejsze: Dlaczego nigdy nie pojechała na Galapagos? „Nienachalna z urody” to pozycja obowiązkowa dla pań i panów, także tych, których poglądy całkiem różnią się od tzw. lewaków. Bo przecież książka ta jest tak naprawdę lustrem, gdzie każdy ujrzy swoje odbicie – wady i zalety, wzloty i upadki.
Maria Czubaszek była jedyna w swoim rodzaju. Indywidualnością, kobietą, która nie bała się mówić głośno, to co myśli. Szkoda, że we współczesnym światku (czyt. naszym kraju) ze świecą szukać takich ludzi, jak ona. Na jej pogrzebie Artur Andrus wygłosił pożegnanie autorstwa Jonasza Kofty: „Śmierć się ludziom przytrafia potocznie... Umiemy uśmiechem ją zbyć... Teraz po prostu odpoczniesz... Tylko nam będzie trudniej żyć...” Trudniej niestety. Tak jakby obecna polska rzeczywistość utraciła jaskrawy kolor, który rozjaśniał szarości za oknem.
Ocen: 8/10
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Nienachalna z urody" – Bądź jak Czubaszek, miej dystans!
Więcej artykułów od autora aragorn136
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.468