
MASKI
autor: Daniel Drozdek
Nadszedł zmierzch.
Pora samotności.
Znajome twarze rozpłynęły się z cieniami.
W końcu mogę ściągnąć maski.
Najpierw zadowolenia.
Uśmiech zmienia się w smutek.
Czuję rosnącą gorycz,
Pomimo tego jest lżej.
Teraz maska łagodności.
Łagodne spojrzenie znika,
Zastępują je mroczne ślepia,
Godne Wielkich Przedwiecznych.
Przyszedł czas na następną.
Ona prezentuje pozór śmiechu.
Głuchy dźwięk towarzyszy jej zdejmowaniu,
Przypomina jęk.
Kolejna przedstawia spokój.
Owa paliła moją twarz.
Krzyk wyrywa się z mych ust,
Nie z powodu poparzeń.
Ta chyba należała do Pseudologosa.
Ukrywała prawdziwe odczucia do niektórych ludzi,
A raczej wyznawców przebiegłości Metydy.
Schowała ironiczny uśmiech na ten widok.
Sięgam ręką po najciekawszą.
Tą pełną uczuć związanych z Tobą.
Dziwne, nie chce zejść.
Czyżby to było moje prawdziwe oblicze?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję