10 839
13 183 min.
Artykuły o filmach
aragorn136 (23237 pkt)
2997 dni temu
2016-09-09 13:00:25
Spore szanse na równie piękną karierę miał także River Phoenix (tak, słynny Kommodus z „Gladiatora” to jego brat). Ten urodzony w 1970 roku chłopak miał wszystko, co pomagało w zdobyciu sławy. Nie tylko z roku na rok stawał się coraz bardziej przystojny i ubóstwiany przez dziewczyny, ale też udowodnił, że określenie „James Dean nowe ery” nie wzięło się przypadkiem. Talent i jeszcze raz talent oraz uroda, specyficzny błysk w oku i zawadiacki uśmieszek – to były wizytówki młodego aktora. Wychowywał się w rodzinie hipisów (rodzice byli członkami organizacji o nazwie Dzieci Boga). I niestety, zamiast po uzależnieniu od narkotyków powstać niczym Feniks z popiołów (od tego mitycznego ptaka pochodzi jego nazwisko), River szybko sam obrócił się w popiół. Zmarł w październiku 1993 roku w klubie przyjaciela – Johnny’ego Deppa. Miał 23 lata. River wpadł w narkotykowe szpony, z których niełatwo było mu się uwolnić. Być może to przez to, że jego kariera rozwijała się w zbyt błyskawicznym tempie. Wszak już w wieku 12 lat na początku lat 80. trafił do serialu CBS pt. „Siedem narzeczonych dla siedmiu braci”. I już wtedy został okrzyknięty odkryciem roku. Nagroda Young Artist Awards mówiła sama za siebie. Jeszcze większy sukces nadszedł wraz z rolami w dramatach „Stracone lata” (1988) oraz „Stań przy mnie” (1986). Za kreację w tym pierwszym tytule otrzymał nominację do Oscara i Złotego Globu. Nikt nie nadawał się też lepiej do wcielenia w nastoletniego Indianę Jonesa w trzeciej części trylogii – „Ostatniej krucjacie”. Jego ostatnią wspaniałą rolą była ta w filmie „Moje własne Idaho” z 1991 roku (nagroda na festiwalu w Wenecji).
W latach 90. XX wieku konkurowali ze sobą także dwaj słynni chłopcy: Macaulay Culkin i Elijah Wood. O ile historia tego pierwszego nie zakończyła się pomyślnie, o tyle ten drugi do dziś gra z powodzeniem w filmach, a na jego karierę bez wątpienia miał wpływ „Władca pierścieni”, gdzie jako 20-latek pokazał, że nie mogło być bardziej idealnego kandydata do zagrania hobbita Frodo Bagginsa. Ale warto pamiętać, że Wood już wcześniej wykreował co najmniej kilka ciekawych postaci. Od „Avalonu” po „Wojnę” i „Synalka” – wszędzie błyszczał jak diament. W tym ostatnim spotkał się na planie z Culkinem, który był już wówczas bardzo popularnym dzieciakiem. Starszy o rok o Elijaha, urodzony w 1980 roku Macaulay, właśnie w „Synalku” zagrał swoją życiową rolę – chłopaka zdolnego do najgorszego czynu, któremu lepiej zejść z drogi. Jednak nominację do Złotego Globu dostał jednak za występ w familijnej komedii pt. „Kevin sam w domu”. To także słuszna decyzja, bo to także genialna rola. Co się zatem stało, że Wood dziś jest lubiany, a Culkina pożarła hollywoodzka machina? Rozwód rodziców, błysk fleszy aparatów, alkohol, narkotyki – młodziutki Culkin nie potrafił poradzić sobie z problemami, był wypalony zawodowo. Przez ostatnie lata przypominał z wyglądu menela. Na szczęście od pewnego czasu na nowo próbuje swoich sił w aktorstwie. Nie są to co prawda występy w pierwszoligowych filmach, ale i tak zyskał uznanie w oczach krytyków (np. w „Party Monster”).
Pod koniec lat 90. prawdziwym ekranowym objawieniem był z kolei Haley Joel Osment. W filmie i reklamach pojawił się już jako 6-latek. I choć występ w nie byle jakim obrazie, bo w samym „Forreście Gumpie”, nie trwał za długo (ledwie kilka minut), to te chwile wystarczyły, aby Tom Hanks poczuł się zagrożony. Oto bowiem ten mały chłopiec ukazał taką dojrzałość i był tak wiarygodny, że aż czapki z głów panie i panowie. Poza tym ta jego twarz oraz uśmiech – wielu chciałoby zaadaptować tak sympatyczne dziecko. Nie dziwi, że otrzymał Young Artist Award. Największy jednak triumf miał dopiero nadejść. Osment zagrał w przerażającym i realistycznym „Szóstym zmyśle”. Był rok 1999, a świat oszalał na jego punkcie. Stonowana gra i kwestia „widzę martwych ludzi” tak zachwyciły, że posypały się nominacje (do Oscara i Globu) i nagrody (m.in.: Saturn Award). Wielką klasę pokazał również w „Podaje dalej” i „Bożych skrawkach”. A fantastyczny „A.I. Sztuczna Inteligencja” tylko potwierdził, jak utalentowany jest aktorem. Sam film nie zebrał wielu bardzo pozytywnych opinii, ale Haley jako android już tak. Szkoda, że jego kariera nagle ustała w miejscu. Dziś pulchny chłopak w niczym nie przypomina już małego aniołka sprzed lat. Ale wierzę, że jeszcze udowodni, że nadal ma w sobie pokłady talentu.
Polskie podwórko
Dawno temu, (lata 60. XX wieku) ledwo odrastający do ziemi debiutujący Marek Kondrat w „Historii żółtej ciżemki” szeroko uśmiechał się z ekranu, a leniwi bracia Kaczyńscy kradli księżyc. Ale obecnie dla wielu młodych widzów jest tylko jeden król. A nazwisko jego brzmi Musiał. Maciej Musiał. No dobrze. To był żart. Oczywiście Musiał to chłopak bez wątpienia utalentowany (choć nie tak jak niegdyś Sergiusz Żymełko z „Rodziny zastępczej” i „Tam, gdzie żyją Eskimosi”, w którym bardzo dobrze poradził sobie z rolą, partnerując samemu Bo Hoskinsowi), jednak na miano władców telewizyjnego lub kinowego ekranu zasłużyli sobie tylko Henio Gołębiewski i Wojtek Klata. Zarówno ich filmowe role, jak i życie (szczególnie Henia) to temat na pełną wzlotów, ale też i upadków, ciekawą książkę.
Henryk Gołębiewski do filmu dostał się przypadkiem, wypatrzony na mokotowskim podwórku. W latach 70. był uwielbiany przez młodych widzów w całej Polsce. Henio miał 12 lat, gdy pierwszy raz zagrał nie w piłkę z kolegami, a w prawdziwym filmie. A zaczął od razu z grubej rury, bo od dramatu pt. „Abel, twój brat”, gdzie zagrał łobuziaka Balona. Tam też poznał na planie Filipa Łobodzińskiego, z którym jeszcze nieraz miał okazję pracować. Któż z dzisiejszych 40- czy 50-latków nie pamięta i nie darzy sentymentem takich seriali i filmów jak: „Wakacje z duchami”, „Podróż za jeden uśmiech” czy „Stawiam na Tolka Banana”. Może i niemal w każdym obrazie grywał podobnego sympatycznego i sprytnego rozrabiakę, ale robił to tak bardzo przekonująco, że można było go oglądać bez końca. Wielka przygoda z filmem skończyła się w roku 1977. Henryk po szkole zawodowej poszedł do wojska, później pracował w budowlance. Często zaglądał do kieliszka. I gdy wydawało się, że już nigdy nie powróci na filmowe łono, oto pojawiła się propozycja od twórców dramatu pt. „Edi” (2002). To był strzał w dziesiątkę. Gołębiewski jako zbieracz złomu poruszył serca widzów. Niestety do tej pory nie powtórzył tak dobrej roli. Grywał w serialach, głównie charakterystyczne epizody.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - Dzieci w filmach, czyli jak przyćmić zawodowego aktora!
Więcej artykułów od autora aragorn136
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.484