
Niestety twórcy kolejnej rozpoznawalnej polskiej marki zdecydowali się na przeniesienie następnej odsłony w nowoczesne czasy. Fala krytyki spłynęła na nich zarówno od krytyków jak i graczy. Najnowsza część na szczęście znów wraca tam gdzie jej miejsce czyli na dziki zachód. Poprzednie większe polskie gry mające premierę w tym roku nie powaliły na kolana. "Sniper: Ghost Warrior 2" był co najwyżej średni, a "Dead Island: Riptide" minimalnie lepszy. Czy "Call of Juarez: Gunslinger" to najlepsza tegoroczna polska gra ?
Fabuła nie nawiązuje do poprzednich części, choć spostrzegawczy gracz zauważy pewną niewielką wzmiankę o bohaterze z poprzednich odsłon, którym był Ray McCall. Tym razem naszym protagonistą jest Silas Greaves - łowca nagród w średnim wieku. Pojawia się w pewnym miasteczku na dzikim zachodzie i zagląda do jednego z salonów (nie przypadkiem), by przy butelce whisky przypomnieć sobie swoją historię. Przy kompanach do butelki opowiada on swoje wydarzenia oraz to z jakimi legendami dzikiego zachodu musiał się zmierzyć (jest ich naprawdę co nie miara). Takie postacie jak Billy Kid, Jesse James czy bracia Dalton są bardzo znane w popkulturze. Cała historia opowiedziana jest na podstawie retrospekcji z ciekawym sposobem narracji głównego bohatera nadającym fabule formę opowiadania. Fabuła była zawsze dobrą stroną tej serii i nie inaczej jest w tej części. Choć wydaję się ona na początku przewidywalna, to jednak sposób jej zaprezentowania sprawia, że ciężko oderwać się od ekranu aż do końca.
Rozgrywka w "Call of Juarez: Gunslinger" to połączenie klasycznego shootera pierwszoosobowego z funkcjami znanymi z gier RPG. Mamy trzy drzewka rozwoju naszej postaci desperado, traper i łowca każde z nich może rozwijać w dowolny sposób. Desperado to specjalista od dwóch rewolwerów kładący nacisk na grę w półdystansie, łowca daje możliwość walki na dużych odległościach i wyposażony jest w karabin, natomiast traper pozwala na konfrontacje z bliska, a jego siłą jest strzelba. Każdą z umiejętności zdobywamy po uzyskaniu pewnej ilości punktów i wbiciu poziomu. Punkty doświadczenia otrzymujemy za eliminację wrogów i niszczenie otoczenia oraz odnajdywanie znajdziek. Anihilacja oponentów odbywa się za pomocą niezbyt okazałego arsenału: karabin, strzelba, rewolwery i dynamit, ale nie ma się co dziwić - takie czasy. Nie zabrakło także znanego z poprzednich części trybu koncentracji, który pozwala na spowolnienie czasu i eliminacje kilku wrogów. Wrócił także tryb pojedynku, który jest nieodzowną częścią dzikiego zachodu. Został on zmodyfikowany o opcję skupienia wymagającą od nas trzymanie wroga na muszce oraz szybkości związanej z szybkim wyciągnięciem broni. Niezbyt przypadły mi te modyfikacje do gustu, ale pojedynki z takimi sławami jak Jesse James czy Butch Cassidy to coś niezapomnianego. Tym razem nie zdecydowano się na tryb multiplayer i myślę że dzięki temu otrzymaliśmy lepszą rozgrywkę w trybie opowieści. Rozgrywka jaką otrzymaliśmy jest bardzo dobra. Dzięki ziarnom prawdy oraz soczystym strzelaninom mamy niezłe połączenie rozrywki z lekcją historii.
Ekipa z Techlandu chyba dużo grała w trakcie tworzenia gry w "Borderlands", bo graficznie "Call of Juarez: Gunslinger" prezentuje się tak samo komiksowo. Wszystko dzięki technice zwanej Cell-Shending. Gra działa na silniku graficznym Chrome Engine 5, który był już używany w tym roku na przykład w "Dead Island: Riptide". Począwszy od lokacji, a kończąc na przerywnikach filmowych jest w komiksowym stylu co nadaje grze charakterystycznego klimatu. Nie można także nic zarzucić oprawie dźwiękowej, oryginalny dubbing jest rewelacyjny, a głos głównego bohatera sprawia, że snute przez niego opowieści są nad wyraz przyjemne dla ucha. Dobrze brzmią również odgłosy broni i naszych wrogów, a muzyka sprawia, że klimat dzikiego zachodu jest wręcz namacalny. Bez wątpienia sam Ennio Morricone pochwaliłby soundtrack stworzony na potrzeby tej produkcji.
Podsumowując, nową odsłonę gry z serii "Call of Juarez" trzeba powiedzieć jasno, że powróciła ona tam, gdzie jej miejsce i zrobiła to w wielkim stylu. Gra ociera się o arcydzieło dzięki znakomicie zaprezentowanej historii z kilkoma zakończeniami i charakterystycznymi postaciami, oprawie audio-wizualnej, która idealnie wpasowuje się w ten świat gry i nadaje jej niepowtarzalnego klimatu oraz pierwszorzędnej rozgrywce. Co mogło wypaść lepiej? Na pewno bardziej dopracowane pojedynki i kilka błędów technicznych, ale to naprawdę nic w porównaniu z ogromem zalet.
"Call of Juarez: Gunslinger" to złoto we wciąż nie wyeksploatowanym świecie dzikiego zachodu. Gra, która sprawia, że jestem dumny z bycia polakiem, a to jest bezcenne. Polecam.
Ocena: 9,5/10
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Autor recenzji publikuje też na portalu www.filmweb.pl pod nickiem Piterwm90
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - "Call of Juarez: Gunslinger" – Polski Dziki Zachód
Mistrzu
4443 dni temu
Nie wiem czemu, ale dla mnie tylko pierwsza część Call Of Juarez miała swój klimat, potem czegoś mi w tej serii brakowało. Nie jestem fanem klimatu rodem z westernów, ale ciężko było nie wciągnąć się w fabułę. Wspaniała robota twórców gry, jednak zastanawia mnie dlaczego nie została wydana w polskiej wersji językowej.
Dodaj opinię do tego komentarza
PITER
4442 dni temu
Klimat ta seria ma wprost fantastyczny, no może po za "Call of Juarez: The Cartel" bo to była wpadka. Natomiast to że nie została wydana w polskiej wersji językowej to plus bo ciężko by było stworzyć taki poziom jak choćby w Wiedźminie. W najnowszej odsłonie oryginalny dubbing to majstersztyk osoba która podkładała głos pod postać głównego bohatera to kawał głosiska.
Dodaj opinię do tego komentarza