9 288
11 106 min.
Artykuły o filmach
dbania (81 pkt)
3437 dni temu
2015-06-26 11:09:59
Lektura kolejnych listów prowadzących narrację pozwala wejść w świat zdrad i romansów. Poznać misterną grę prowadzoną w operze, sercowe rozterki oraz cyniczne posunięcia graczy tej epoki, w której wierność i małżeńska zazdrość były powodem żartów, a wyrafinowane zdrady i pozamałżeńskie romanse powodem do dumy i nobilitowały bardziej niż urodzenie. Choderlos de Laclos wprowadził nas do osobliwego świata, w którym ułomnością było układne, spokojne życie, a brak obycia i ciętego języka upośledzał bardziej niż niskie pochodzenie. Dowcip, umiejętność błyskotliwej konwersacji, szermierka słowna prowadzona na najwyższym poziomie, a wszystko prowadzące do jednego celu – uwiedzenia, zdobycia… chociaż jak mawiał niedościgniony mistrz tych gier – Giacomo Casanova: „W naszych szczęśliwych czasach nie potrzeba wcale sprzedajnych dziewczyn, skoro spotyka się tyle uległości u przyzwoitych kobiet.”
Główne dramatis personæ to przedstawiciele arystokracji znajdujący chorobliwą przyjemność w toczeniu miłosnej wojny, poświęcający im całą swoją uwagę, energię. W zabawie toczonej niczym wyrafinowana rozgrywka, gdzie stawką była reputacja, majątek, a nierzadko życie.
Temat nakreślony w powieści, owa wyrafinowana gra spaczonych charakterów znalazła swe odbicie w szeregu adaptacji filmowych. Mechanizmy rządzące tą „miłosną wojną” pojawiły się w ekranizacjach umiejscawiających je zarówno, zgodnie z pierwowzorem, w przedrewolucyjnej Francji, ale też jak u Rogera Vadima w latach 50. XX wieku lub pod koniec XX wieku w „Szkole uwodzenia” Rogera Kumble’a. Jednakże tymi obrazami, które zdecydowanie wyróżniają się spośród wszystkich, mniej lub bardziej swobodnych, adaptacji powieści Choderlos de Laclos są „Niebezpieczne związki” w reżyserii Stephena Frearsa z 1988 roku, czy też „Valmont” Miloša Formana z 1989 roku.
W otoczeniu arystokratycznego przepychu, atmosfery swoistego fin de siecle obserwujemy bohaterów, których cechy w każdym z filmów są inaczej uwypuklone. Każda z postaci jest zarysowana mocno, wzbudza odmienne emocje, jednakże ponad wszystkimi z nich zdecydowanie góruje jedna – Markiza de Merteuil. Jak słusznie podkreślił tłumacz dzieła Choderlos De Laclos, Tadeusz Boy – Żeleński:
„ to jeden z najsilniej narysowanych typów kobiecych żyjących w literaturze: istota o równie gorących zmysłach, jak oschłym sercu, mądra i przenikliwa…”
Markiza de Merteuil (źródło: www.flickr.com/photos/bswise)
W ujęciu Stephana Frearsa, kreacja Glenn Close, zdecydowanie to podkreśla. Nakreślona przez nią postać jest w diaboliczny sposób pociągająca, emanuje niespotykanym kobiecym makiawelizmem. Patrząc na nią, dostrzegamy kobietę doskonale przygotowaną do życia w świecie, który ją otacza. Mistrzynię sztuki uwodzenia nauczoną panowania nad emocjami i uczuciami. Wykreowana przez G. Close postać, to osoba, dbająca o to, aby nikt nie potrafił jej przejrzeć i zranić. Niezwyciężona, nieprzenikniona, ale tak naprawdę ukrywająca w ten sposób rany, które już jej zostały zadane. Maskująca swą zranioną duszę celnymi ciosami wymierzanymi kolejnym ofiarom. Skryta za maską dystansu i cynizmu. Żyjąca w przeświadczeniu, że jest sama przeciwko światu, w którym, aby zwyciężać musi górować wiedzą, bezwzględnością i nieczułością. Spoglądając w pokrytą grubą warstwą pudru twarz Markizy, widzimy zimne oblicze osoby spoglądającej z wyższością na z założenia wrogi świat.
Uwagę przykuwają sceny, w których Markiza de Merteuil stara się wszystko kontrolować. Elektryzują jej badawcze spojrzenia kierowane ku lustrom. Tak jakby to w nich poszukiwała potwierdzenia, zrozumienia i akceptacji. To właśnie w lustrach odbija się jej pełne triumfu spojrzenie. To z lustra spoglądają na nią jej własne, pełne bólu oczy, gdy słucha zakochanego Valmonta – zakochanego w innej. To samo lustrzane spojrzenia stwardniało bezmiernym poczuciem gniewu i chęcią zemsty. Aż wreszcie podczas finałowej sceny to zwierciadło oddało pełne bólu spojrzenie samotnej, odepchniętej i zdemaskowanej kobiety. Kobiety zmagającej się z własnym, pełnym wyrzutu wzrokiem i mechanicznymi ruchami zmywającej z twarzy makijaż, którego nie zmyły łzy. Bo na płacz nie potrafiła się zdobyć…
Wicehrabia de Valmont (źródło: annashley.deviantart.com/art/John-Malkovich-as-Valmont-211926951)
W lustrze, podobnie jak Markiza, przeglądał się Wicehrabia de Valmont, wpijając w szklaną, gładką powierzchnię zdumione spojrzenie. Z pełnym zaskoczenia wzrokiem wbitym w szklaną taflę szeptał pełne zachwytu i miłości słowa… Ze szczerością tak bardzo obcą jego ustom… To samo lustro, które odbijało ból Markizy, które odkryło ów bolesny krzyk serca zaklęty w jej oczach, jednocześnie ukazało jego pełne miłości i niedowierzania spojrzenie. Szklana tafla, niczym czarodziejskie lustro z bajek, pokazała to, co oboje tak bardzo chowali w swych wnętrzach. Przez ulotną chwilę obnażyła to, co tak bardzo chcieli ukryć. To, co nakazywała skryć przed światem ostrożność, chęć utrzymania się w konwencji, wierność swej reputacji, czy też wizja siebie samego stworzona na użytek innych. Bo przyglądając się ich walce, obserwujemy dwie ścierające się wizje radzenia sobie ze światem. Ich pozorna przyjaźń w rzeczywistości była tylko zmaganiem się owych narzuconych sobie masek. Zasłon, za którymi skrywali się przed światem… O tworzeniu swojej ze smutkiem mówiła Markiza de Merteuil:
„Nauczyłam się dystansu. Nauczyłam się uśmiechać, gdy pod stołem wbijałam sobie widelec w dłoń. I tak stałam się wirtuozem oszustwa. Nie szukałam przyjemności, lecz wiedzy. Najsurowsi moraliści nauczyli mnie powściągliwości. Filozofowie tego, co miałam myśleć. A powieściopisarze wskazali mi granice moich działań. A potem połączyłam to wszystko w jedną prostą zasadę: wygraj lub zgiń”.
Słuchając jej monologu, wyznania szeptanego smutnym głosem, można mieć wrażenie, że przez ten krótki moment jest sobą. Bezlitośnie zranioną w młodym wieku osobą, skazaną na odgrywanie określonej roli narzuconej przez bezwzględne społeczeństwo. Tak bardzo duchowo poranionej, że utraciła zdolność zaufania innym i w końcu założyła swą perfekcyjną maskę. Uznała, że przetrwać może tylko konsekwentnie trzymając się przyjętego sposobu bycia. Jednak zadając wokoło siebie kolejne ciosy, jednocześnie zadawała je samej sobie. Raniąc Valmonta, jeszcze głębiej raniła samą siebie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - Ostatnie przesłanie, czyli o iluzji miłości…
Więcej artykułów od autora dbania
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.239