3 753
3 971 min.
Recenzje filmów
aldo (1 pkt)
3295 dni temu
2015-11-14 12:10:26
Potrzeba do tego nie tylko odpowiednich materiałów, wiedzy i talentu, ale przede wszystkim instynktu, dzięki któremu ramy czasowe przestaną być barierą, a staną się atutem. „Steve Jobs” w reżyserii Danny’ego Boyle'a to oparta na książce Waltera Isaacsona biografia jednej z najwybitniejszych postaci ostatnich kilku dekad, która pokazuje, jak wybitni ludzie w wybitny sposób opowiadają o wybitnych ludziach.
Scenariusz Aarona Sorkina oparty o książkę Isaacsona skupia się na trzech kluczowych momentach w życiu i karierze Jobsa – trzech kluczowych prezentacjach jego dzieł – Macintosha (1984), pierwszych komputerów NeXT (1988) oraz iMaca (1998). Przed każdą z nich Steve Jobs (Michael Fassbender) znajduje się w innym punkcie swojego życia, choć zarówno problemy, z którymi musi się borykać, jak i ludzie, którzy go otaczają i którzy mają bezpośredni wpływ na to, kim jest mimo upływu lat, pozostają niemal niezmienne.
Twórcy filmu doskonale zdawali sobie sprawę, z jakiego formatu postacią przyszło im się mierzyć. Jak niezwykły, bujny, niejednoznaczny i rozbudowany życiorys przyszło im przenieść na ekran i jak wielkie wiąże się z tym ryzyko. „Steve Jobs” nie miał być zatem ulepszoną wersją „Jobsa”, który obnażył wszystkie mankamenty biograficznej chałtury i dokładnie pokazał, czym film o Stevie Jobsie NIE powinien być. Plan był o wiele bardziej nowatorski, ambitny i tym samym trudniejszy do zrealizowania. Zaledwie trzy dni, czy raczej trzy wieczory z jego życia, które miały w sobie zawrzeć jak najwięcej tego, kim Jobs był dla świata, a świat dla Jobsa. Trzy akty, w których przedstawić trzeba zarówno jego historię popartą suchymi faktami, jak i motywacje, które nim kierowały i demony, które nim szargały. I gdyby chociaż jeden z elementów tej misternie zaplanowanej układanki odbiegał poziomem od reszty, to cały projekt mógłby legnąć w gruzach.
„Steve Jobs” jest biografią, która dość dalece różni się od typowego przedstawiciela swojego gatunku. Choć film odnosi się zarówno do dzieciństwa, jak i wczesnych lat pracy Jobsa to fabuła przede wszystkim skupia się na najważniejszych aspektach jego życia i osobowości. Na relacjach, które miały kluczowy wpływ na jego rozwój, decyzje i sukces, aby pokazać kim tak naprawdę i dlaczego ten człowiek był. I chociaż fabularna narracja działa na dość prostych mechanizmach przedstawienia bohatera, jak choćby dysonans między życiem prywatnym i zawodowym to twórcy nie prowadzą widza za rączkę i nie opowiadają łatwo przyswajalnej historyjki, którą można w pełni konsumować między kolejną garścią popcornu a łykiem coli. To inteligentna, wymagająca skupienia i uwagi, lecz odpłacająca się niesamowitą satysfakcją z seansu historia człowieka nie tylko wybitnego, ale również wartego poznania.
Jak wiadomo, żeby coś zbudować potrzeba fundamentu, a jeżeli jest nim scenariusz autorstwa Aarona Sorkina to można być pewnym jego jakości. Laureat Oscara za „The Social Network” stworzył jeden z najbardziej precyzyjnych, pełnokrwistych i błyskotliwych adaptowanych tekstów ostatniej dekady. Tutaj słowa nie wypływają z ust bohaterów, lecz wystrzeliwują z nich niczym serie ostrej amunicji z AK-47. Są bronią, która rani, młotem, który niszczy i narzędziem, które tworzy. Nie ma tu choćby jednej zbędnej, czy odbiegającej od reszty poziomem linijki tekstu, jednego źle rozpisanego dialogu. Podobnie, jak w „The Social Network” tak i tu kwestie dialogowe trzymają w napięciu i wgniatają w fotel niczym najczystszego gatunku psychologiczny thriller, a relacje i chemia, jaka tworzy się między bohaterami, zdają się precyzyjnie skonstruowaną maszyną, której każdy nawet najmniejszy trybik działa idealnie.
Niczym byłby jednak scenariusz, gdyby nie wpadł w ręce twórcy, który nie tylko dostrzeże jego wielkość i potencjał, ale będzie w stanie w stu procentach go wykorzystać. „Muzyk gra na instrumencie, moim jest orkiestra” – mówi w rozmowie ze Stevem Wozniakiem Jobs. I tak jak bohater filmu, tak i jego reżyser – Danny Boyle jest dyrygentem, który z maestrią i precyzją porusza batutą i pociąga za sznurki, w pełni wykorzystując potencjał zarówno swój, jak i każdego z kim przyszło mu współpracować.
Jeżeli można jednym słowem opisać to, czym twórca „Trainspotting” kieruje się w swoim zawodowym żywocie, chyba byłoby to słowo „odwaga”. Boyle w żadnym realizowanym przez siebie projekcie nie bał się formalnych rozwiązań, które w rękach innych wydałyby się kiczem. W „Stevie Jobsie” wykorzystuje wszystkie swoje atuty, nadając filmowi, którego akcja rozgrywa się niemal wyłącznie w klaustrofobicznych przestrzeniach biur i korytarzy tempa najlepszej klasy kina akcji. Jak wytrawny dyrygent z największym wyczuciem panuje nad tempem, rytmem i spójnością swojego dzieła wyważając każdy kolejny ton tak precyzyjnie, iż dosłownie od pierwszej minuty, aż po pojawienie się na ekranie planszy z napisami końcowymi trzyma widza nie tylko w napięciu, ale i zachwycie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Mogą Cię zainteresować odpowiedzi na te pytania lub zagadnienia:
Galeria zdjęć - "Steve Jobs" – "F*ck You"
Więcej artykułów od autora aldo
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.378