
Czasem taka samotność na łonie natury jest najpiękniejszym przeżyciem. A widok gór – cudów natury – tylko może dodawać rozkoszy dla wszystkich części ciała i umysłu. Tego romantyzmu trzeba się chyba nauczyć. Tego szalonego patrzenia na przyrodę. Pisania wierszy o księżycu, liściach, górach.
Kadr z dokumentu "Sancity of Space" (materiały prasowe)
Kadr z dokumentu "Sancity of Space" (materiały prasowe)
Ostatnimi czasy moje zainteresowania się poszerzyły, a oczy (przynajmniej zdalnie) mogą zobaczyć rzeczy, które są zazwyczaj niedostępne dla naszych gałek. A to za sprawą platformy filmygorskie.pl, która gromadzi niezwykłe dzieła kinematografii poświęcone właśnie górom. Dodatkowo miałem przyjemność obejrzeć jeden z ich najnowszych filmów. „Sanctity of Space” (przy okazji to dobra nazwa dla zespołu prog metalowego) to historia o ludziach, którzy wyruszyli w górską – oczywiście bardzo niebezpieczną – podróż, zainspirowani zdjęciami Brada Washburna (1910-2007) – amerykańskiego odkrywcy, alpinisty, kartografa, który jako pierwszy na świecie, z samolotu, uwiecznił swoim aparatem góry Alaski w latach 50. XX wieku.
Kadr z dokumentu "Sancity of Space" (materiały prasowe)
W tym dokumencie z 2021 roku nie ma miejsca na nudne wstawki jakichś profesorów, których nie znacie. To opowieści ludzi, którzy wielokrotnie ocierali się o śmierć. Wychodzą poza temat. Opuszczają Alaskę. Opowiadają o pięknie i śmierci. Śmierci w górach – tak, tego tematu nie omijają. Urzekło mnie to, ponieważ pozbawiło to laurkowatości całości. To dobre zagranie, ponieważ pokazuje, że to zabawa dla profesjonalistów. Chociaż, czy „zabawa” to dobre słowo? Ta wspinaczka to pokonywanie własnych słabości. Poznawanie samego siebie w sytuacjach kryzysowych.
Kadr z dokumentu "Sancity of Space" (materiały prasowe)
Historia naprawdę ciekawa, ale liczy się też realizacja. Zdjęcia w „Sanctity of Space” (film u nas reklamowany jest polskim tytułem – „Uświęcona przestrzeń”) były po prostu przepiękne. Te wszystkie widoki, horyzonty i przebłyski świetlne… Wow! Wielka brawa dla reżyserów: Renana Ozturka i Freddiego Wilkinsona. Tak powinno realizować się filmy zahaczające o tematykę przyrody. Z rozmachem. Tak, żeby po seansie chciałoby się wyjść na zewnątrz – niekoniecznie w góry – i zachwycić się tym obrazem w najlepszej możliwej jakości. Tak właśnie działa omawiane dzieło.
Zresztą w pewnym momencie padają takie cudowne słowa: „Halucynacja bez środków halucynogennych”.
Kadr z dokumentu "Sancity of Space" (materiały prasowe)
I przeżycie takiej halucynacji Wam życzę, a doznacie jej chociażby 19 października podczas seansów w siedmiu polskich miastach: Łodzi, Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu i Katowicach. Niektórzy szczęśliwcy mieli już okazję zobaczyć to dzieło na Festiwalu Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdroju. Nie mogę się doczekać mojej pierwszej wizyty na tej imprezie.
Zajrzyjcie do tego sanktuarium, ponieważ nawiedzenie takiego ducha gór jest potrzebne. U mnie wzmocniło to lekko zatracony romantyzm, podbudowało w pokonywaniu codziennych górek i po prostu przypomniało, że świat ma jeszcze tyle tajemnic. A czasem po prostu warto zainspirować się starymi fotografiami i pójść za nimi w pasma wysokogórskie. Szukanie przygód, historii i siebie. Dla tych metafor i widoków warto odwiedzić kino i poczuć się jak uczestnik wyprawy.
źródło: YouTube.com (Standardowa licencja)
Więcej o Festiwalu Filmów Górskich w Lądku Zdroju:
https://www.facebook.com/PrzegladFilmowGorskich
*Powyższy tekst pojawił się wcześniej na Pasem po czole - popularnej stronie, jaką autor prowadzi na Facebooku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję