Prolog
Stanisław Stadnicki znany jako Diabeł, pan na włościach, właściciel Łańcuta i zamku nazywanego Piekłem. Człek przebiegły i okrutny, który już za życia owiany był legendą. Powiadano, że zaprzedał duszę samemu czartowi. Żył i działał w potężnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Gwałcił, porywał, palił, spiskował, zastraszał, mordował. To właśnie jego losy zainspirowały Jacka Komudę, specjalistę od szlachty, zawodowego pisarza i historyka. Napisał kilkanaście książek, zarówno powieści, jak i zbiory opowiadań plus eseje na tematy kultury sarmackiej. Wszystkie nadal cieszą się sporą popularnością, ale czytelnicy szczególnie polubili kilka razy wznawianą, powstałą w pierwszej dekadzie XXI wieku, powieść pt. „Diabeł Łańcucki”. Co takiego jest w tej książce, że stała się sukcesem wydawniczym? Ten kto nie czytał, powie, że zapewne ów laureat Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego to nowe wcielenie Sienkiewicza. Nie do końca tak jest, gdyż Komuda pokazuje okres sprzed setek lat w zgoła innym literackim ujęciu. Jego celem nie jest bowiem pokrzepienie serc. On pisze ku przestrodze. Też wskrzesza dawne obyczaje i zapomniane miejsca, ale jest wierniejszy historycznej prawdzie. Nie owija w bawełnę. Jego bohaterowie, nawet Ci po dobrej stronie konfliktu, są naznaczeni piętnem szarości.
Wszak „Diabeł Łańcucki” to – jak głosi wydawca – brutalny thriller historyczny, a nie lekka, przygodowa powiastka dla całej rodziny. Czytelnik obgryza paznokcie i jednocześnie zawiera pakt z diabłem. W tej XVII-wiecznej Polsce trudno było żyć w spokoju. Awanturników, buntowników, siejących postrach panów nie brakowało. Na Ziemi Przemyskiej takim szlachcicem był Stadnicki. Żaden przemiły, uczciwy jegomość, a warchoł z piekła rodem, którego cała rodzina była mocno charakterna. Stanisław, bies wcielony, nakładał kontrybucje, a co gorsze, najeżdżał sąsiednie dwory, najpierw wypuszczając we wrota czarną strzałę. Na jej widok podobno bledli najwięksi rębajłowie. Czy spotkała go zasłużona kara? Co stało się z jego najbliższymi? Nie będę zdradzać. Kto jeszcze żyw, ten niech pędzi do najbliższej księgarni albo biblioteki celem wypożyczenia powieści. Tudzież niech chociaż podpali… wróć! Odpali Internet i znajdzie niezwykle ciekawy artykuł o Diable Łańcuckim. Znajduje się on na portalu Nasza Historia. Jam pomocny człowiek, zatem ułatwię to zadanie. Wystarczy, że klikniesz chłopie w ten link: naszahistoria.pl/gwalcil-palil-mordowal-dzieje-diabla-lancuckiego, a rozdziawisz gębę jak ja.
Stanisław Studnicki - Diabeł z Łańcuta (fot. wikimedia.org)
Bo Stanisław Stadnicki, mimo że dwa razy ochrzczony, w dwóch różnych obrządkach, w roku pańskim 1551 (tak mówią księgi parafialne), a w starszym wieku nauczony ogłady i języków, z czasem wyjawił swe mroczne, gwałtowne oblicze. Wywijał szabelką, dokonywał zbrodni, popadał w liczne konflikty, napadał zbrojnie na sąsiadów swych, wikłał się w krwawe spory. Stąd ludzie nadali mu przydomek – Diabła z Łańcuta. Oczywiście Stadnicki z chęcią brał udział w różnych wyprawach czy walkach, w których mógł się obłowić. Raz się obraził jednak i to na króla Stefana Batorego. Ten bowiem nie wypłacił Stanisławowi tyle pieniędzy ze skarbca, ile on zapragnął. Samo starostwo w Inflantach za tłumienie buntu w Gdańsku nie wystarczyło… W taki oto sposób nasz Diabeł z przyjaznego Batoremu rotmistrza zamienił się w stronnika wroga – cesarza Rudolfa II Habsburga. Politykował i kombinował także po śmierci króla, gdy władzę objął Zygmunt III Waza. Na przykład dołączył do rokoszu Zebrzydowskiego. No brzydki to był człek, ale i fascynujący. Hulaka, zabijaka, porywacz, godny potępienia. Jasne. Jednak temperament, brawura, drwina, siła, spryt pozwalający unikać kary sprawiły, że stał się najciekawszym antybohaterem. Pojawił się w opowiadaniu Józefa Hena pt. „Z diabłem sprawa”, a co za tym idzie, także w jednym z odcinków serialu „Rycerze i rabusie” z lat 80. Co więcej, uwiecznił go na swoim obrazie Jan Matejko.
Takich Studnickich w ówczesnych czasach było więcej. Bez poszanowania praw i kodeksów. Bez honoru. Za to z prywatnym wojskiem i braniem tego, co im się żywnie podoba. Ech panowie szlachta, sarmaci… Lecz to Stanisław przeszedł do historii jako diabeł wcielony. Może to dawne rodzinne dzieje, a szczególnie jedno zdarzenie, zdecydowało o jego porywczości i mściwym charakterze. Pamiętał przecież, co spotkało jego wuja – Samuela Zborowskiego. Ów szlachcic został pozbawiony… głowy. Uczynił to z rozkazu Jana Zamoyskiego, trzymający w dłoniach ciężki topór, doświadczony kat. Zamoyski chciał uzyskać zeznania, dzięki którym mógł przygotować spisek. Zborowski nie puścił jednak pary z gęby...
Kamera Akcja!
I oto wreszcie Diabeł Łańcucki dotarł do świata filmu fabularnego, bardziej atrakcyjnego niż dokument. Wyłonił się z lochów zamczyska, gdzie słychać było jęki i krzyki torturowanych. Jeden przeszło 40-minutowy epizod jako zaproszenie do świata w którym gorąca, buzująca krew była tańsza od wina, a zamaszyste podpisy składało się na podgolonych łbach ostrą szabelką, spełnia pokładane w nim obietnice w 80. procentach.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - "Diabeł Łańcucki" – historyczna pasja, szlachecka determinacja
Więcej artykułów od autora pj
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.226