862
936 min.
Autorzy/pisarze
pj (15391 pkt)
525 dni temu
2023-06-16 13:36:36
Szalony początek lat 50. XX wieku, a żołnierz Cormac głównie siedzi na tej Alasce i czyta z wielkim zapałem stosy książek… Oj, jednak wojsko to nie przyszłość dla niego. Wraca więc na UTK i publikuje dwa pierwsze opowiadania w studenckim magazynie literackim The Phoenix. Zdobywa nawet nagrodę Ingram-Merrill Award. I jedzie do Chicago, machając znowu ręką na studia. Już nie jako Charles Joseph McCarthy Jr. Teraz będzie rozwijać pisarską pasję pod imieniem Cormac (wielu mogło go przecież pomylić z pewnym manekinem brzuchomówcy – mającym to same imię i nazwisko). Cormac to przezwisko ojca. Cormac to także irlandzki wódz, który zbudował Zamek w Blarney.
Młody Cormac McCarthy (fot. wikimedia/Creative Commons)
W 1965 roku McCarthy zaskakuje debiutem, czyli „Strażnikiem Sadu” (nie Sądu!). To książka o zemście i przeznaczeniu, nasycona mrokiem, egzystencjalną brzydotą, niepokojem, tudzież... melancholią. Wyróżniona nagrodą Fundacji Williama Faulknera, dobrze odebrana przez krytyków, ciężkostrawna dla czytelników. Wcześniej jej autor poślubia (1961) koleżankę ze studiów – Lee Holleman, z którą pomieszkuje w baraku bez ogrzewania u podnóża Smoky Mountains. Mimo że rodzi się im syn, wkrótce jednak następuje rozstanie.
Warto jeszcze napisać, że Cormac został wyrzucony z pokoju w Dzielnicy Francuskiej w Nowym Orleanie, bo nie płacił czynszu. Podróżował po kraju z torbą, w której trzymał 100-watową żarówkę pozwalającą czytać nocą. Dzięki nagrodzie Traveling Fellowship przyznanej przez Amerykańską Akademię Sztuki i Literatury, wyruszył na pokładzie statku Sylvania z nadzieją na odwiedzenie Irlandii. Zakochał się w pracującej tam angielskiej tancerce – Anne DeLisle. Po ślubie żyli sobie wspólnie w Tennessee, ale nowa żona czuła się jak postać z książek męża, próbując przetrwać gdzieś w południowych Appalachach. Wiecie – może i stodołę wyremontował samodzielnie, lecz kąpali się w jeziorze i jadali fasolę tygodniami… Nie zarabiał dużo na pierwszych książkach, odmawiał przemawiania na uczelniach na ich temat. A więc kolejny rozwód, po którym McCarthy „ucieka” do El Paso w Teksasie.
Dopiero napisanie scenariusza do jednego z odcinków serialu dramatycznego „Visions”, nominowanego do Emmy, sprawia, że dla Cormaca koniec lat 70. staje się lepszym okresem. Z „najlepszego nieznanego i biednego powieściopisarza w Ameryce” zamienia się w kogoś, kto nareszcie sprzedaje znacznie więcej egzemplarzy własnych dzieł (nie kilka tysięcy). A później już z górki. Publikacja na poły autobiograficznego, pisanego przez dwie dekady, „Suttree” (trochę w stylu Marka Twaina, lecz o przygodach z alkoholem, które na szczęście porzucił ). Spore uznanie za sprawą powieści „Rącze konie” – wyróżnienia National Book Award i National Book Critics Circle Award, bestseller New York Timesa, 190 000 zaintrygowanych czytelników! Scenariusz filmowy przekształcony w powieść, książka przepisana na scenariusz – „To niej jest kraj dla starych ludzi”. A więc współczesny, ponury western o „przytłoczonych” stróżach prawa, walizce pełnej forsy i bezwzględnym mordercy. Genialnie zaadaptowany przez braci Coen. No i dziesiąta książka. „Droga” (James Tait Black Memorial Prize, Believer Book Award). „Zbudowana” po tym jak Cormacowi w jednym z wielu motelowych pokoi przyśniło się płonące wzgórze i leżące w gruzach miasto za sto lat i zobaczył rankiem syna smacznie śpiącego obok.
Epilog: Południk krwawi, Cormac świata nie zbawi
Nie. Źle pomyśleliście. Nie będą w tym rozdziale skupiał się na „Krwawym południku”, zaliczającym się do najciekawszych powieści amerykańskich. Ta książka leży na mej kupce wstydu. Może nareszcie, po lekturach innych dzieł mistrza pióra, odważę się po nią sięgnąć, aby oczami wyobraźni zobaczyć masakrę Indian na granicy Teksasu z Meksykiem w latach 1849–1850 oraz łowcę skalpów Holdena, który trafił na listę 100 najlepiej stworzonych postaci w literaturze pięknej.
Tu przyjrzymy się ogólnemu stylowi, w którym tworzył ten członek badawczego ośrodka SFI (Instytutu Santa Fe) bez wykształcenia naukowego, za to lubiący towarzystwo naukowców bardziej niż pisarzy. Jego trwająca dekady kariera to nie tylko powieści, ale też opowiadania czy esej pt. „The Kekulé Problem”, gdzie dokonuje analizy snu tytułowego niemieckiego chemika jako modelu nieświadomego umysłu i pochodzenia języka.
A propos języka właśnie – zaskoczyło mnie, że McCarthy rzadko używał przecinków, rezygnował ze średników, nie stosował cudzysłowu w dialogach. Skromny człowiek to był. Wolał proste zdania, powściągliwe słownictwo. A mimo to obezwładnił mnie dwa razy, uderzył w samo jądro ciemności. Nihilizm, przemoc za każdym rogiem, działające na podstawie instynktu jednostki skonfliktowane ze społeczeństwem, nieudolność osób sprawujących władzę. Te elementy przyczyniły się do nazwania McCarthy’ego „wielkim pesymistą amerykańskiej literatury”.
Co ciekawe, wszystko tworzył na maszynie do pisania (przez większość czasu była to lekki i przenośny, traktowany jak talizman, model Olivetti, zakupiony za grosze w lombardzie, a sprzedany lata później na aukcji za sumę… ponad 200 tys. dolarów!). Pewien handlarz książek porównał te czynności do metaforycznego „rzeźbienia szwajcarskim nożem oficerskim Mount Rushmore”. Faktycznie, to było trafne stwierdzenie. Poświęcił się temu zajęciu tak bardzo, że nigdy nie pracował na innym stanowisku, siedział nad kilkoma projektami jednocześnie, prowadził wyczerpujące badania i research, sam redagował swoje teksty, długo je poprawiał. Jak mawiał: „Trzeba być oddanym, był to mój priorytet numer jeden”. Te słowa budzą szacunek, z drugiej jednak strony właśnie przez nie narażał rodzinę w początkach pisarskiej kariery na częste ubóstwo (z trzecią żoną – Jennifer Winkley też wziął rozwód, ale chyba z innych powodów).
Groteska, a w kolejnych latach mistycyzm, minimalizm, zgnilizna, upadek moralności. Ta jego Ameryka nie była jakimś pięknym miejscem, krainą marzeń. Wiedział przecież, jak słusznie zauważyła Justyna Sobolewska, że „ojczyzna została wzniesiona na trupach rdzennych mieszkańców, gwałcie zadanym przyrodzie”.
O śmierci Cormaca McCarthy’ego można było już przeczytać w 2016 roku na Twitterze. Wówczas owa informacja okazała się fałszywa. W Los Angeles Time sprostowano ją w następujący sposób: „Cormac McCarthy nie jest martwy. Jest zbyt wielkim twardzielem, by umrzeć”. Niestety, rok 2023 przyniósł smutną i prawdziwą wiadomość. Cormac umarł jako 89-latek. Ameryka to nie kraj dla starych ludzi, ale fani jego twórczości wierzyli, że ich mistrz dożyje setki. Wielka szkoda, że tak się nie stało. Być może powstałaby wtedy jeszcze jedna powieść na miarę „Drogi”.
PS Momentami pisałem ten tekst w czasie teraźniejszym, bo miałem wrażenie, jakby Cormac siedział obok mnie!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję
Galeria zdjęć - Ameryka bez upiększeń, czyli świat mistrza pióra – Cormaca McCarthy’ego!
Więcej artykułów od autora pj
Polecamy podobne artykuły
Teraz czytane artykuły
Nowości
Artykuły z tej samej kategorii
Pliki cookie pomagają nam technicznie prowadzić portal Altao.pl. Korzystając z portalu, zgadzasz się na użycie plików cookie. Pliki cookie są wykorzystywane tylko do działań techniczno-administracyjnych i nie przekazują danych osobowych oraz informacji z tej strony osobom trzecim. Wszystkie artykuły wraz ze zdjęciami i materiałami dostępnymi na portalu są własnością użytkowników. Administrator i właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za tresci prezentowane przez autorów artykułów. Dodając artykuł, zgadzasz się z regulaminem portalu oraz ponosisz odpowiedzialność za wszystkie materiały umieszczone przez Ciebie na stronie altao.pl. Szczegóły dostępne w regulaminie portalu.
© 2024 altao.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
0.170