Wywiad: Mikołaj Blajda i Sylwia Lorens o swoim "muzycznym dziecku". Jak powstała pierwsza, niezależna Filharmonia? - Zespoły i Artyści

(Altao.pl) Witajcie w portalu dla ludzi z pasją. A jak było z Waszą pasją? A konkretniej z zamiłowaniem do muzyki poważnej? Skąd akurat takie zainteresowanie Czy już od dziecka wiedzieliście, że zwiążecie własną przyszłość z tą artystyczną dziedziną?

 

Mikołaj Blajda: Z muzyką miałem do czynienia od zawsze. Dorastałem w domu, w którym muzyka była wszechobecna. Ojciec miał słuch absolutny i choć nie był zawodowym muzykiem, to grał nieźle na fortepianie. Bezustannie słuchał też winylowych płyt, które przywoził z zagranicy. Były to rzeczy niedostępne w Polsce. Klasyki, najlepsze co wtedy pojawiało się na rynku. Nie dało się od tego uciec. Wyrosłem zatem w muzyce i ona siłą rzeczy stała się częścią mojego życia.

 

Sylwia Lorens: Moja miłość do muzyki przyszła z czasem. Zaczynałam jako pianistka. 12 lat grania na instrumencie. Wielogodzinne ćwiczenia, egzaminy, konkursy. Czułam jednak, że to nie jest mój sposób wyrażania emocji. I wtedy odkryłam śpiew, który stał się moją artystyczną pasją i drogą, którą podążam do dziś.

 

(Altao.pl) Gdzie się poznaliście? I od jak dawna działacie jako nierozłączny „team”?

 

Mikołaj Blajda: Poznaliśmy się w Paryżu. Tak chciałbym zacząć. Ale to niestety nie jest prawda. Poznaliśmy się w moim studiu nagrań pod Krakowem. Prowadziliśmy wtedy sporo dyskusji na tematy muzyczne, głównie narzekając na los artysty. Wreszcie doszliśmy do wniosku, że los to jest coś, co decyduje o tobie bez twojego udziału. Dlatego zrezygnowaliśmy z losu. Zaczęliśmy sami decydować o swojej artystycznej przyszłości. Tak powstała Symphonica, a później Filharmonia Futura.

 

Sylwia Lorens: Zaryzykowaliśmy. Tak na prawdę nie wiedzieliśmy na co się piszemy. Stworzyliśmy projekt, który przetarł szlaki kolejnym. To był niesamowity czas i ostatecznie spory sukces. Ale też ogrom pracy. Nie wiem jak to wszystko zadziałało. Prowadził nas jakiś instynkt. Najlepiej nie znać ogromu przeciwności, wtedy nie zaprzątasz sobie niepotrzebnie umysłu. Przedzierasz się przez las z jakąś podprogową pewnością, że odnajdziesz drogę.

 

(Altao.pl) Ty Sylwio odpowiadasz za sprawy organizacyjno-produkcyjne. Czy to jednak nie mężczyzna w tym duecie powinien zajmować się takimi zadaniami, skoro jest dyrygentem, potrafiącym zapanować nad większym zespołem muzyków? W jaki sposób dzielicie się obowiązkami i czy zawsze się ze sobą dogadujecie?

 

Mikołaj Blajda: Dyrygowanie to jedno, ale organizacja to zupełnie inna sprawa. Zawsze podziwiam Sylwię za to, jak świetnie potrafi zarządzać projektami. Współpraca polega na wzajemnym zaufaniu i podziale zadań, w których każdy z nas czuje się najmocniejszy. Ja skupiam się na stronie muzycznej, a Sylwia na tym, by wszystko grało od strony produkcyjnej.

 

Sylwia Lorens: Wcale nie uważam, że mężczyzna musi być tym, który zarządza. U nas Mikołaj kreuje muzyczne światy, a ja sprawiam, żeby te światy mogły się materializować. Każdy z nas ma swoje miejsce w tej układance, i to nasza siła. Zdarzają się oczywiście różnice w podejściu, ale zawsze wychodzimy z założenia, że cel jest wspólny – tworzyć coś, co przynosi nam satysfakcję i ma artystyczną wartość.

 

(Altao.pl) Jak rozumieć określenie Pierwsza Niezależna Filharmonia Artystyczna? Czym się charakteryzuje taki projekt i dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, by stworzyć coś tak podobnego, robionego po swojemu?

 

Mikołaj Blajda: „Niezależna” oznacza dla nas wolność w tworzeniu. Filharmonia Futura to projekt, w którym sami decydujemy o każdym detalu. Nie jesteśmy wciśnięci w ramy instytucji, co daje możliwość eksperymentowania i łamania konwencji. Jest to oczywiście związane z ryzykiem. Nie każdy chce je podejmować. I to jest zrozumiałe.

 

Sylwia Lorens: Tworzenie widowisk, koncertów to ogromne wyzwanie organizacyjne. W dużych instytucjach za całokształt odpowiada sztab ludzi. My musimy wszystko „ogarnąć” sami. Nauczyliśmy się dzięki temu bardzo dużo. Jesteśmy dziś w dużym stopniu samowystarczalni i przez to niezależni. Dzięki temu też konkurencyjni.

 

Filharmonia Futura (materiały prasowe)

 

(Altao.pl) W nazwie projektu jest słowo Futura. Dlaczego? Czy chodzi, że zawsze patrzycie w przyszłość, układając w głowie kolejne koncerty?

 

Mikołaj Blajda: Futura to oczywiście odniesienie do przyszłości. Tym, co nas zawsze wyróżniało i wyróżnia jest niekonwencjonalne podejście do realizacji koncertów. Dam przykład – w „Beethoven Electric”, projekcie z muzyką mistrza w jazzrockowych aranżacjach, orkiestrze towarzyszą wizualizacje 3D – koncert ogląda się w okularach. To była absolutna nowość w Polsce. Inny – w spektaklu dla dzieci „Alicja w krainie muzycznej magii” połowa akcji odbywa się na ekranie. Aktorzy dialogują z postaciami przygotowanego wcześniej filmu. Na przykład ze Zbyszkiem Wodeckim występującym tam w roli Skrzypka na dachu. Zgranie tego było niemałym wyzwaniem.

 

Sylwia Lorens: Co do nowych pomysłów, zapraszamy już teraz na nasze najmłodsze dziecko- „Krokodyl Dancing Orkiestra”. Premiera będzie w marcu 2025. To absolutnie szalony pomysł. Będziemy poruszać się wśród polskiej muzyki, ale w bardzo niekonwencjonalnych opracowaniach i wykonaniach. Wkrótce na naszych socialach pojawią się nagrania, które realizowaliśmy niedawno. Wystąpi m.in. Mateusz Ziółko, Damian Ukeje, Kamil Franczak, a także solista Opery Krakowskiej Michał Kutnik, z którym wykonuję duet. Mikołaj zadbał o to, żeby było bardzo niekonwencjonalnie pod względem muzycznym. Jesteśmy niezmiernie ciekawi, jak zareaguje publiczność.

 

Filharmonia Futura (materiały prasowe)

 

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Altao.pl. Kup licencję